Wstyd na całą Europę. "Musimy stworzyć system"

Zdjęcie okładkowe artykułu: PAP / Jan Dzban / Burdy na stadionie w Gdańsku
PAP / Jan Dzban / Burdy na stadionie w Gdańsku
zdjęcie autora artykułu

Nie milkną echa zamieszek podczas meczu Lechii Gdańsk z Akademiją Pandew (4:1). W rozmowie z WP SportoweFakty do tego skandalu odniósł się Marcin Samsel, ekspert ds. bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego.

O skandalu w Gdańsku jest coraz głośniej. Niestety, spotkanie Lechia - Akademija Pandev musiało zostać przerwane ze względu na zamieszki na trybunach. Co zawiodło?

- Myślę, że to dopiero kwestia do wyjaśnienia. Tak naprawdę na początku pojawiły się błędne informacje, ponieważ to nie była "zadyma" na stadionie, ale kontynuacja tego, do czego doszło przy pubie T29, który przylega do stadionu, ale jest wyłączony z terenu imprezy. Niestety ma taką wadę, że ma cztery wyjścia - dwa przez kuchnię, dwa bezpośrednio z pubu na trybunę zieloną - powiedział nam Marcin Samsel, ekspert ds. bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego.

Pokusił się on o zrekonstruowanie przebiegu zdarzeń. - W momencie incydentu, kiedy ochroniarze zostali zaatakowani przez kiboli Lechii, to uciekali na trybunę, o czym wiedzieli. Trafili na trybunę ultrasów Lechii Gdańsk. Tam się próbowali schować, co się oczywiście nie udało. Do tego wbiegli ze sprzętem i rozpętała się wielka afera, która w gruncie rzeczy trwała krótko. Podjęcie interwencji przez ochronę stadionową (ochrona pubu jej nie podlega) było bardzo uciążliwe, zwłaszcza że pojawił się wspomniany sprzęt - kontynuował.

ZOBACZ WIDEO: Pożegnanie Artura Boruca. "Wytworzyła się rysa"

- To była bardzo ciężka interwencja. Myślę, że stewardzi w tak krótkim czasie nie byli w stanie zapanować nad tym i przygotować całej procedury, bo akcja była naprawdę bardzo dynamiczna. Co mogło zawieść? Ciężko powiedzieć. Mogło zawieść to, że nie przygotowano się, również w kręgach policyjnych, na to zjawisko. Wydaje się, że jednak dało się to przewidzieć - w takim sensie, że ten problem zaczął się już dużo wcześniej przed meczem. Z dostępnych informacji wynika, że pierwsza zadyma była tam już wcześniej - pytanie, co zrobiono dalej - dodał.

Zadyma na meczu Lechii. Jakie wnioski?

Jakie wnioski należałoby wyciągnąć po tym incydencie? - To jest dłuższy temat. On się ciągnie wiele, wiele lat. My dosyć często będziemy o tym rozmawiać, bo cały czas nie stawiamy kropki nad "i". Dużo się zmieniło w kontekście bezpieczeństwa na stadionach, zwłaszcza po Euro 2012, ale to nadal nie jest to, co powinno być. Nie stworzyliśmy takiego autentycznego systemu do wyeliminowania tego najgorszego elementu ze stadionów - zaznaczył Samsel.

Następnie ekspert zauważył, że w Polsce po latach 90. narodziła się zorganizowana przestępczość, która ewoluuje. - To są dobrze zorganizowane grupy i to nie tylko na poziomie PKO Ekstraklasy, ale też w niższych ligach. Nie jest tak, że klub jest w stanie samodzielnie sobie z tym poradzić. Nie jest. Powiedzmy to wprost. PZPN też sam sobie z tym nie poradzi, chociaż ma bardzo duże kompetencje, by przede wszystkim zainicjować tę wojnę - dodał.

- Ja nie będę jak Putin i nie nazwę tego operacją specjalną, tylko normalną wojną złożoną z kilkunastu bitew. Taką wojnę stoczyli Anglicy, a nasza będzie jeszcze trudniejsza. Oczywiście, największe kompetencje są w rękach policji, ale musi powstać cały mechanizm. Musimy stworzyć system, drużynę grającą do jednej bramki, eliminującą ten najgorszy element stadionu, czyli - jeśli zostawimy ultrasów - to wyeliminujmy te wszystkie bojówki chuligańskie, a przynajmniej spróbujmy - podkreślił.

O incydencie podczas meczu Lechii wypowiedział się bardzo dosadnie. - To jest najgłupsza wpadka, jaka mogłaby się zdarzyć. Wiem, że to głupio zabrzmi, ale bardziej zrozumiałbym to wtedy, gdyby pobili się chuligani dwóch przeciwnych drużyn. Moglibyśmy dyskutować, czy nie zadziałała ochrona stadionu i tak dalej - zaznaczył.

- Tutaj mamy natomiast incydent, o którym pisze może już nawet cała Europa. Nikt przez długi czas nie wiedział, o co chodziło. Ta zadyma mogła mieć różne konsekwencje (...). Mogło tam dojść do dużo większej tragedii. To są pozastadionowe porachunki, które otwarciem drzwi z jednego punktu do drugiego trafiły na imprezę masową, czyli ważny mecz Lechii Gdańsk - podsumował ekspert ds. bezpieczeństwa.

Czytaj także: > Po co to zrobił? Bramkarz z Etiopii na ustach całego świataWielkie zakupy beniaminka Premier League. Wydał już fortunę

Źródło artykułu:
Komentarze (0)