To przyjaźń, która narodziła się podczas brutalnych i niezwykle trudnych negocjacji. Takie są zawsze, kiedy robisz interesy z Mateu Alemanym, obecnym dyrektorem FC Barcelony. 18 lat temu działacz był piekielnie wymagającym partnerem do rozmów dla Joana Laporty, który był na początku swojej pierwszej prezesury w Barcelonie. Nowy szef wielkiego klubu chciał wyciągnąć z Majorki Samuela Eto'o. W klubie za sznurki pociągał akurat Alemany.
Nie ugiął się, Laporta musiał zapłacić za napastnika aż 27 mln euro. Alemany zrobił świetny interes. Cztery lata wcześniej wykupił Eto'o za siedem mln euro. Tak narodziła się też przyjaźń z Laportą, który wrócił do Barcelony i wciągnął zdolnego dyrektora na swój pokład.
- To szanowana osoba w La Liga i piłce nożnej w ogóle. Lubię go. Pamiętam, jak zdecydowany był podczas negocjacji o Eto'o - wspominał prezydent Barcelony w rozmowie z dziennikiem "Ara".
Marzenie obu kandydatów
O Alemany'ego walczyli ze sobą dwaj kandydaci na prezydenta Barcelony. Uznanego działacza w swoim sztabie chciał mieć też Victor Font. Jednak to Laporta wygrał te starcie i całą kampanię. A kiedy świętował zwycięstwo w wyborach, w jego sztabie był już Alemany.
ZOBACZ WIDEO: Tego zagrania nikt się nie spodziewał! Tylko bezradnie patrzyli na piłkę
Nie przestraszyła go sytuacja FC Barcelony, która po rządach Josepa Marii Bartomeu była w rozsypce finansowej i organizacyjnej. Klub był pogrążony w długach. Budżet w kompletnej ruinie, a limity płacowe na kontrakty mocno przekroczone. Alemany dostał od prezydenta ogromną władzę i zaczął ją błyskawicznie wykorzystywać.
Dokonał redukcji pensji piłkarzy. Udało się przesunąć ich udział w budżecie klubu z 90 do 70 procent, co jest maksimum narzuconym przez przepisy UEFA. Rok temu wypchnął do Atletico Madryt Antoine'a Griezmanna. A na Emersonie Royalu, który zdążył rozegrać trzy mecze od transferu do Betisu, zdążył zarobić 11 mln euro. Alemany kupił pomocnika w lipcu za 14 mln, a dwa miesiące później sprzedał go Tottenhamowi za jeszcze większą kwotę. W tym czasie za darmo ściągnął za darmo Memphisa Depaya, Erica Garcii i Sergio Aguero.
Równie dobrych ruchów dokonywał tej zimy, kiedy spakował do Anglii Philippe Coutinho, a w zadziwiający sposób kupił za 55 mln euro na raty z Manchesteru City Ferrana Torresa. Po drodze klub dostał jeszcze ogromny zastrzyk gotówki w ramach tzw. dźwigni finansowych (więcej o nich TUTAJ).
Wystarczył rok wspólnych rządów z Laportą i Barcelona znów jest królem polowania i głośno domaga się powrotu do europejskiej czołówki. Takie sygnały idą w świat wraz z transferami Raphinhi i Roberta Lewandowskiego. Trudno uwierzyć, że wygrzebująca się z potężnego kryzysu Barcelona wygrała wojnę o co najmniej dwóch piłkarzy (Raphinhę i Julesa Kounde) z Chelsea i jej nowym bogatym właścicielem.
- Mateu Alemany jest Messim tej Barcelony - chwalił działacza były świetny hiszpański bramkarz Santiago Canizares. Dzięki tylu sprytnym ruchom wyciągającym klub z dołka działacz sprawił, że kibice zapomnieli o Lionelu Messim... którego sam zresztą wypchnął z klubu. Barcelona nie miała środków, żeby przedłużyć kontrakt z legendarnym i niesamowicie wysoko opłacanym piłkarzem.
- Barca jest w najlepszych możliwych rękach. Mateu to geniusz i najinteligentniejsza osoba w europejskiej piłce - chwalił go w rozmowie z agencją "EFE" Pablo Longoria, prezydent Olympique Marsylia.
Oko w oko z Perezem
Kibiców hiszpańskiej piłki nie dziwią majstersztyki obecnego dyrektora Barcelony. Bo to samo robił w Valencii, w której działał od 2017 do 2019 roku. I nie do końca prawdą jest, że polecił go tam Javier Tebas, prezes La Liga.
- Javier jest moim przyjacielem, ale pierwszy raz rozmawialiśmy o Valencii, kiedy miałem już z nią podpisany kontrakt. Wiedziałbym, gdyby maczał palce w zatrudnieniu mnie przez klub - mówił dla "Plaza Deportiva".
Sprawą Alemany'ego był powrót Valencii do ligowej czołówki. Najpierw zatrudnił trenera Marcelino, z którym drużyna kończyła dwa kolejne sezony na czwartym miejscu, wróciła do europejskich pucharów i zdobyła Puchar Hiszpanii. W międzyczasie wypromował wielu piłkarzy, których sprzedano za duże pieniądze. Z czasem singapurski właściciel klubu, Peter Lim, uznał, że jest mądrzejsi niż Alemany i Marcelino. Po ich odejściu zespół spadł w ligowej tabeli i pożegnał się z międzynarodowymi rozgrywkami. A Alemany miał dwuletni zakaz pracy w hiszpańskim zespole - taki był warunek odejścia z Valencii.
To był pierwszy raz, kiedy musiał opuścić Majorkę, z którą zawodowo związany był od 1990 roku. Podczas niemal 20-letniej pracy (z przerwą w latach 2005-2009) jako dyrektor, a następnie prezydent klubu, RCD Mallorca święciła największe sukcesy. W 2003 zdobyła Puchar Hiszpanii, wcześniej dwa razy walczyła w finale o to trofeum oraz grała w finale Pucharu Zdobywców Pucharów. Wtedy też odrzucił propozycję pracy w Realu Madryt od Florentino Pereza. Teraz stają naprzeciw sobie, bo Perez kolejny raz zbudował potężny klub, a Alemany odbudowuje jego największego rywala.
Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też:
Pierwszy raz użył takich słów. W Bayernie będą wściekli