Trener Lecha zwrócił się do kibiców. "To wszystkich poruszyło"

PAP / Marek Zakrzewski / Na zdjęciu: John van den Brom
PAP / Marek Zakrzewski / Na zdjęciu: John van den Brom

- To był emocjonalny rollercoaster - w ten sposób John van den Brom podsumował dwumecz Lecha Poznań z Vikingurem Reykjavik. O mały włos nie doszło do kompromitacji mistrzów Polski w europejskich pucharach.

Przed tygodniem Lech Poznań zaliczył poważną wpadkę (0:1) i w czwartek musiał odrabiać straty. Przez większą część spotkania "Kolejorz" był stroną przeważającą, ale w samej końcówce marnował sytuacje na potęgę. Vikingur Reykjavik strzelił gola na 1:2 w ostatniej sekundzie i przedłużył swoje szanse na awans.

W dogrywce poznański zespół dorzucił jeszcze dwie bramki, dzięki czemu zwyciężył 4:1. Wynik mógł być jeszcze wyższy, lecz Afonso Sousa nie wykorzystał "jedenastki". Podopieczni Johna van den Broma z trudem awansowali do 4. rundy eliminacyjnej Ligi Konferencji Europy.

Szkoleniowiec miał mieszanie odczucia na pomeczowej konferencji prasowej. Holender musiał zmierzyć się z pytaniami dziennikarzy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szaleństwo się opłaciło. Tak bramkarz został bohaterem

- Cóż za mecz. To był emocjonalny rollercoaster. Najważniejsze, że udało nam się osiągnąć cel, ale oczywiście sami jesteśmy winni temu, że to się stało dopiero w dogrywce. Mieliśmy tyle szans, a w ostatniej sekundzie meczu rywal doprowadza do dogrywki. To jest futbol. Znaleźliśmy się w trudnej mentalnie sytuacji, gdy musieliśmy po 90 minutach przystąpić do dogrywki, jednak drużyna zmobilizowała się i przeszliśmy do kolejnej rundy - podsumował.

Lech mógł zapewnić sobie awans w regulaminowych 90 minutach. - Rozmawiałem z analitykami, mieliśmy 25 szans i strzeliliśmy cztery gole. Stworzyliśmy sobie bardzo dużo okazji, ale z drugiej strony mieliśmy problemy ze skutecznością. Był to bardzo trudny mecz. Myślę, że w Polsce jest teraz jeden szczęśliwy człowiek. To trener Śląska, z którym gramy kolejny mecz. Oni będą się cieszyć, że musieliśmy spędzić na boisku 120 minut. Jeśli chodzi o kontuzję Antonio Milicia, wydaje się, że nie jest tak źle, ale chyba nie będzie mógł grać w następnym spotkaniu. To był bardzo trudny wieczór i najważniejsze, że jesteśmy w IV rundzie i mamy szansę, by zakwalifikować się do fazy grupowej. Dawno Lech nie strzelił czterech goli. To tez jest jakiś pozytywny aspekt tego, co dzisiaj się działo - przekonywał.

W ramach protestu kibice Lecha przestali prowadzić doping na początku dogrywki. Na trybunach przy Bułgarskiej zapanowała cisza. - Z różnych względów to, co dzisiaj się działo, było dziwne. Nie rozumiałem, co wykrzykiwali kibice. Przez to, że nie udało nam się uniknąć dogrywki, kibice zareagowali bardzo emocjonalnie. To wszystkich poruszyło. Nasza wina, że nie wykorzystaliśmy tylu szans, ale z drugiej strony dwa miesiące temu ci sami zawodnicy byli mistrzami Polski, wszyscy byli z nich dumni, a kibice na trybunach byli dwunastym piłkarzem. Wiem, że to, co w tej chwili się dzieje, jest rozczarowujące. Też jestem rozczarowany, ale czy ci zawodnicy zasługują na to, żeby musieli grać przeciwko swoim kibicom? Myślę, że nie. Nie wszystko jest idealne, ale jesteśmy przecież blisko naszego celu. W kolejnych meczach bardzo potrzebujemy wsparcia fanów - zaznaczył van den Broma.

- Nie zgadzam się, że nie graliśmy ofensywnego futbolu. Powinniśmy wiele rzeczy robić lepiej, na przykład powinniśmy wykorzystać więcej szans, bo gdybyśmy strzelili Islandczykom pięć goli, to ze spokojem byśmy kończyli ten mecz i nie byłoby całej tej dyskusji, więc są rzeczy, które wymagają poprawy. Fakt tworzenia okazji jest czymś pozytywnym. Nie mogę krytykować tego, że okazje były, ale to, że tyle było niewykorzystanych szans, zasługuje na uwagę i musimy coś z tym zrobić. To nie ja jestem winien temu, że zawodnicy nie strzelili tych bramek. Wszyscy razem jesteśmy winni. Mówiłem piłkarzom: słuchajcie, jak można nie wykorzystać tyle okazji? Tutaj mieliśmy stuprocentowe okazje. Jedna, druga, trzecia, a potem niewykorzystany rzut karny - wspominał.

Trener skomentował występy Kristoffera Velde i Michała Skórasia. - Czasami skrzydłowi mają tak zwany czynnik X. Czasami patrzymy na to co robią i się zachwycamy, a potem przy niewykorzystanej sytuacji otwieramy usta ze zdumienia. Zdarza się, że podejmują mądre decyzje, zdarza się, że podejmują głupie decyzje. Velde i Skóraś bardzo ciężko pracują. To mi się podoba. Velde przyczynił się do zwycięstwa. Jestem też zadowolony z tego, jak obaj skrzydłowi ciężko pracowali . Uważam, że czasami brakuje umiejętności, czasami szczęścia, ale musimy zdobyć pewność siebie przez wygrywanie meczów. Dzisiaj nam się udało. W niedzielę kolejny mecz i znowu potrzebujemy wygranej. To logiczne, że im mniej wygranych, tym mniej pewności siebie - zauważył.

Poznaniacy powalczą z Dudelange o awans do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy. Terminarz jest bardzo napięty. - Gramy więcej meczów niż byśmy chcieli grać. Niektórzy piłkarze grają cztery mecze, jeden za drugim, od niedzieli do czwartku. W jakiś sposób to się na nich odbija, ale radzą sobie. To pokazuje, że jesteśmy w dobrej kondycji fizycznej. Nie mogę jeszcze powiedzieć, jak dzisiejszy mecz odbije się na zawodnikach. Zobaczymy jutro. To też zależy od zawodników grających na różnych pozycjach. Ogólna informacja jest taka, że gracze są w dobrej dyspozycji - zakończył van den Brom.

Z dziennikarzami spotkał się też opiekun Vikingura Reykjavik. Arnar Gunnlaugsson skupił się na pozytywach.

- Rzeczą, którą z dzisiejszego meczu najbardziej zapamiętałem, jest oczywiście bramka strzelona w ostatniej minucie, która pozwoliła nam doprowadzić do dogrywki. Na początku meczu moi zawodnicy tworzyli szanse, grali dobrze. W drugiej części pierwszej połowy wycofaliśmy się, popełniliśmy dwa błędy. W drugiej połowie musieliśmy więcej ryzykować, nie mieliśmy nic do stracenia, bo czy przegramy 0:2, 0:3, czy może doprowadzimy do dogrywki, trzeba było ryzykować. Zdaję sobie sprawę, że rywale nie wykorzystali wielu szans. To było wynikiem tej bardziej ryzykownej gry. Moi zawodnicy włożyli dużo serca, energii i pokazali się z dobrej stron - ocenił.

Gunnlaugsson uważał, że Lech był faworytem mimo słabszych wyników na krajowym podwórku. - Na początku Lech pokazał dużą intensywność i wysoki pressing. Lech ma lepszych zawodników niż piłkarze Vikingura. Można powiedzieć, że tam gdzie piłkarze Lecha potrzebują dwóch uderzeń, my potrzebujemy trzech. Ich klasa niewątpliwie robiła różnicę. Wiem, że w tej chwili mają kłopoty w lidze, ale to są dobrzy zawodnicy. Można mówić, co by było gdyby, można rozpamiętywać, że może w pierwszym meczu mogliśmy zdobyć więcej bramek. Te rozważania nie mają sensu, przegraliśmy z dobrym rywalem - kontynuował trener Vikingura.

Czytaj także:
Lech Poznań nadal w grze o grupę LKE. Zagra ze złym znajomym Legii
"Niewytłumaczalne". Eksperci grzmią po meczu Lecha Poznań

Źródło artykułu: