Tragikomedia w Poznaniu. Lech awansował w haniebnym stylu

PAP / Jakub Kaczmarczyk / Na zdjęciu: piłkarze Lecha cieszą się z gola
PAP / Jakub Kaczmarczyk / Na zdjęciu: piłkarze Lecha cieszą się z gola

To był jeden z najbardziej absurdalnych meczów w pucharowej historii Lecha Poznań. Drużyna Johna van den Broma w kuriozalny sposób dopuściła do dogrywki i dopiero w niej zapewniła sobie wygraną z Vikingurem Reykjavik 4:1.

- Jestem przekonany, że awansujemy - zapowiadał przed spotkaniem opiekun "Kolejorza". Osiem lat temu przed rewanżem ze Stjarnan FC dokładnie taki sam komunikat wysyłał Mariusz Rumak i jego drużyna z Islandczykami odpadła. Wszyscy w stolicy Wielkopolski mieli nadzieję, że koszmar się nie powtórzy, ale strach przed czwartkową potyczką był niemały.

Lechici wyszli na boisko nabuzowani i próbowali od razu ruszyć na rywala, jednak robili to tak chaotycznie i nieuważnie, że zamiast zatrudniać Ingvara Jonssona, prokurowali groźne kontry i po kwadransie mogli przegrywać nawet 0:2. Mieli jednak mnóstwo szczęścia, bo niepilnowany Helgi Gudjonsson uderzył tuż obok słupka, a w następnej akcji Erlingur Agnarsson trafił wprost w Filipa Bednarka.

To były dwa poważne ostrzeżenia dla mistrza Polski, które jeszcze bardziej powiązały mu nogi, a na trybunach wywołały pierwsze gwizdy. Na szczęście podopiecznych Johna van den Broma stać było na przeprowadzenie jednej akcji, która, jak się mogło wtedy wydawać, zdejmie z nich potężny psychiczny balast.

ZOBACZ WIDEO: "Zagraliśmy Realowi na nosie". Za wszystkim stoi Robert Lewandowski

W 32. minucie dobrze zorganizowana dotąd defensywa Vikingura urządziła sobie drzemkę i gospodarze bezlitośnie to wykorzystali. Kristoffer Velde dośrodkował płasko do osamotnionego Mikaela Ishaka, a Szwed idealnie dołożył nogę i zrobiło się 1:0.

Ten gol nie był efektem naporu poznaniaków, ani ich dobrej taktyki, lecz przewagi umiejętności indywidualnych poszczególnych zawodników. Dokładnie tak samo padła bramka na 2:0. Tuż przed przerwą perfekcyjnie za plecy obrońców zagrał Joel Pereira, a Velde, który wcale nie rozgrywał w czwartek wybitnego spotkania, do asysty dołożył trafienie, pokonując Jonssona z kilku metrów.

Mistrz Polski wykonał kluczową część planu - odrobił straty z Reykjaviku, dodatkowo zapewnił sobie przewagę w dwumeczu. W tych okolicznościach można było wymagać, że zagra wreszcie płynnej i na większym luzie, ale tak wciąż nie było. "Kolejorz" prowadził, bo dysponował większym potencjałem, lecz jego postawę trudno było chwalić. Uderzający był chaos w środku pola, mnogość prostych indywidualnych pomyłek i szwankująca taktyka.

Lech nie kontrolował boiskowych wydarzeń. To co działo się w końcówce regulaminowego czasu trudno racjonalnie wytłumaczyć. Miejscowi jak dzieci na orliku marnowali liczne kontry i nadziewali się na odpowiedzi rywali. Jedna z nich w ostatniej doliczonej minucie przyniosła gola, który przedłużył mecz. Danijel Djuric dołożył nogę na 5. metrze, trafiając pod poprzeczkę i Bednarek był bez szans. Jak można było dopuścić do takiej riposty przeciwnika, który musiał gonić rezultat? To wiedzą tylko zawodnicy Johna van den Broma.

W tym momencie nikt przy Bułgarskiej nie był już niczego pewny. Spotkanie wymykało się wszelkim kanonom, mistrz Polski był totalnie zdezorganizowany i liczył tylko, że jakoś poskromi ambitnych Islandczyków. To mu się ostatecznie udało, bowiem najpierw na 3:1 trafił sprzed pola karnego Filip Marchwiński, zaś w końcówce ten szalony mecz zamknął Afonso Sousa. Żeby jednak nie było zbyt konwencjonalnie, minutę wcześniej Portugalczyk zmarnował rzut karny podyktowany za zagranie ręką Davida Orna Atlasona.

Lech wygrał 4:1, awansował do IV rundy (tam zmierzy się z luksemburskim Football 1991 Dudelange), lecz to Vikingur zebrał owację od poznańskich kibiców. Piłkarze "Kolejorza" nasłuchali się inwektyw i szybko zbiegli do szatni. Trudno się jednak dziwić, ich forma nie zwiastuje niczego dobrego w dalszej części sezonu.

Lech Poznań - Vikingur Reykjavik 4:1 (2:0, 2:1, 3:1)
1:0 - Mikael Ishak 32'
2:0 - Kristoffer Velde 44'
2:1 - Danijel Djuric 90+5'
3:1 - Filip Marchwiński 96'
4:1 - Afonso Sousa 119'
pierwszy mecz: 0:1, awans: Lech Poznań

W 118. minucie Afonso Sousa (Lech Poznań) nie wykorzystał rzutu karnego (Ingvar Jonsson obronił).

Składy:

Lech Poznań: Filip Bednarek - Joel Pereira, Alan Czerwiński, Antonio Milić (50' Filip Dagerstal), Pedro Rebocho (100' Barry Douglas), Michał Skóraś, Jesper Karlstrom, Radosław Murawski (87' Filip Marchwiński), Kristoffer Velde (68' Nika Kwekweskiri), Joao Amaral (87' Afonso Sousa), Mikael Ishak (101' Filip Szymczak).

Vikingur Reykjavik: Ingvar Jonsson - Karl Fridleifur Gunnarsson, Peter Oliver Ekroth, Kyle Mclagan, Logi Tomasson (46' David Orn Atlason), Erlingur Agnarsson, Julius Magnusson, Pablo Punyed, Viktor Orlygur Andrason (74' Birnir Snaer Ingason), Helgi Gudjonsson (46' Danijel Djuric), Ari Sigurpalsson (114' Arnor Borg Gudjohnsen).

Żółte kartki: Radosław Murawski, Joel Pereira, Michał Skóraś, Filip Marchwiński, Alan Czerwiński (Lech Poznań) oraz Pablo Punyed, Julius Magnusson, David Orn Atlason (Vikingur Reykjavik).

Czerwona kartka: Julius Magnusson /110' za drugą żółtą/ (Vikingur Reykjavik).

Sędzia: Julian Weinberger (Austria).

Widzów: 12 555.

Czytaj także:
Gorzkie wnioski dla reprezentacji Polski. "Ten poziom jest dla nas za wysoki"
Ostatni uczestnik mundialu wyłoniony! Zdecydował błyskawiczny gol

Źródło artykułu: