24 sierpnia 2016 roku. Raków Częstochowa jedzie do Legionowa na mecz z miejscową Legionovią. Prowadzony przez zatrudnionego zaledwie 4 miesiące wcześniej Marka Papszuna zespół, mający ambicje by wreszcie awansować do I ligi, tylko remisuje 0:0.
25 sierpnia 2022. Niemal dokładnie 6 lat później, Raków Częstochowa, prowadzony przez tego samego Marka Papszuna gra w Pradze jeden z najważniejszych meczów w swojej historii. Miejscowa Slavia to ostatnia przeszkoda na jego drodze do europejskich pucharów.
Analiza i cierpliwość
- Podczas ostatniego domowego meczu w Ekstraklasie, przeciwko Pogoni, na stadionie była stypa, ludzie płakali. Wtedy pomyślałem sobie: "Kiedyś zostanę właścicielem tego klubu i wprowadzę go z powrotem do najwyższej ligi". Byłem studentem, ale w perspektywie kolejnych lat miałem zacząć biznes - wspominał, w rozmowie z naszym serwisem, swoje początki z Rakowem Michał Świerczewski, obecny właściciel klubu i twórca jego potęgi.
ZOBACZ WIDEO: #ZPierwszejPiłki #16: Kochany Lewandowski, rośnie kadrowicz, puchary są blisko
Jak sobie obiecał, tak zrobił. Początkowo jego firma - x-kom - była jedynie sponsorem zespołu. Dla Świerczewskiego to jednak było za mało i szybko zdecydował się przejąć częstochowski klub. Oficjalnie właścicielem drugoligowego Rakowa został w 2014 roku. Od razu z jasnym planem. Planem, który mocno wyróżniał zespół nie tylko na tle konkurencji z II ligi, ale i na tle wielu zespołów grających wyżej.
Przykładem może być chociażby zatrudnienie Marka Papszuna. To nie był trener z przypadku, chwilowy kaprys i ulegnięcie trendom, jak to często bywa w ostatnich latach chociażby w Legii Warszawa. Zresztą trudno aby tak było, skoro mówimy o trenerze, który wcześniej pracował jedynie w takich zespołach jak Świt Nowy Dwór Mazowiecki, Legionovia czy KS Łomianki.
- Skoro zatrudnialiśmy trenera z niższych lig, który nie ma wyrobionej marki, musieliśmy go zweryfikować. Liczba źródeł, z których możemy zaczerpnąć informacji, jest w takiej sytuacji mocno ograniczona. A to przecież i tak tylko minimalizacja ryzyka popełnienia błędu, a nie gwarancja podjęcia trafnej decyzji - tłumaczył w rozmowie z Weszło Michał Świerczewski, który zanim powierzył zespół Papszunowi, sprawdził go pod niemal każdym możliwym kątem, w tym analizując go z psychologiem.
Bardzo szybko okazało się jednak, że decyzja zdecydowanie była trafna. Dziś Papszuna Rakowowi zazdrości niemal cała polska. - Uważam, że Marek Papszun przy odpowiednich warunkach do pracy, które w Legii są, jest obecnie najlepszym kandydatem by rozwinąć nasz zespół w najbliższych latach - mówił w listopadzie Dariusz Mioduski.
Papszun jednak pozostał w Rakowie i to tam kontynuuje swój projekt. Projekt, który w 6 lat zaprowadził go z II ligi do bram Europy.
Pasujesz? To cię bierzemy
Analiza to podstawa działań Rakowa. Nie tylko, jeżeli chodzi o dobór trenera. Przed rokiem, gdy zespól zidentyfikował problem na pozycji bramkarza, nie wahano się wydać dużych, jak na polskie warunki, pieniędzy na Vladana Kovacevicia. 500 tysięcy euro to kwota, którą nasze kluby niechętnie wydają na zawodników ofensywnych, a co dopiero na bramkarza. Bośniak jednak idealnie wpasowywał się w wymagania Marka Papszuna.
- Kandydaturę Kovacevicia zweryfikowaliśmy wszechstronnie. Podobała nam się jego postawa w Sarajewie, a nie bez znaczenia pozostawał młody wiek "Władka". I wiedzieliśmy też, że bardzo ważna może być dla nas umiejętność bronienia karnych - mówił w rozmowie z TVP Sport Wojciech Cygan. Ta umiejętność przydała się bardzo szybko. Już w debiucie wybronił on w serii jedenastek Superpuchar, a w swoim 3. meczu w Rakowie zapewnił zespołowi awans do III rundy eliminacji Ligi Konferencji po rzutach karnych z Suduvą.
Gdy bowiem Raków zidentyfikuje piłkarza, który pasuje do koncepcji Marka Papszuna, to nie boi się wydać pieniędzy. Podczas gdy tego lata Lech Poznań walczył, by zaoszczędzić każdy grosz na Damianie Kądziorze (ten ostatecznie podpisał nowy kontrakt z Piastem), Raków bez zbędnego przedłużania wyjął z Górnika Zabrze Bartosza Nowaka. Można? Można.
Niestety ostatecznie to nie wystarczyło, by przebić się do bram raju. Po heroicznym boju, Raków musiał uznać wyższość Slavii Praga, tracąc gola na wagę awansu w 120. minucie meczu.
Dziś jednak, choć pozostaje ogromny niedosyt, nikt nie wiesza na Rakowie psów. Slavia to jednak zespół o półkę lepszy, niż polskie drużyny. Wcześniej natomiast częstochowianie pewnie eliminowali Astanę czy Spartak Trnawa, a przed rokiem Rubin Kazań, odpadając ostatecznie ze sporo silniejszym Gentem. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że jeżeli dziś ktoś ma konsekwencją i pomysłem na stałe rozgościć się w europejskich pucharach, to już wkrótce może to być właśnie robiący rok w rok postępy, Raków.
Bartłomiej Bukowski, WP SportoweFakty
Czytaj także:
- Jaka przyszłość czeka FC Barcelonę? "To skomplikowane"
- Co za życzenia Anny Lewandowskiej dla męża. "Sprawiasz, że..."