Kiedy grał w Borussii, legendarna "żółta ściana" (słynna trybuna za jedną z bramek) wielokrotnie eksplodowała z radości po jego golach. Natomiast gdy przyjeżdżał do Dortmundu jako zawodnik Bayernu, cały Signal Iduna Park drżał w posadach.
W czwartek, po losowaniu fazy grupowej Ligi Mistrzów, blady strach padł na Monachium. W Bayernie doskonale zdają sobie sprawę z tego, że Robert Lewandowski nie ma żadnych sentymentów. I nie będzie miał ich też teraz. Zwłaszcza po wszystkich szpilach wbijanych przez kierownictwo Bayernu w Barcelonę...
Idol koszmarem
Jako gracz Borussii ucierał nosa Bawarczykom. Dzięki jego bramkom kibice BVB mogli poczuć wyższość nad Bayernem. Ale gdy zamienił żółto-czarną koszulkę na czerwony trykot, nie miał żadnych skrupułów. Gdy będzie miał okazję na pokonanie Manuela Neuera, nie mrugnie nawet okiem i piłka będzie w siatce.
ZOBACZ WIDEO: #ZPierwszejPiłki #16: Kochany Lewandowski, rośnie kadrowicz, puchary są blisko
Może darzyć Bayern szacunkiem i być mu wdzięcznym, ale litości nie okaże. Borussię ukłuł już przy pierwszej okazji po przenosinach do Monachium. "Lewy" był idolem Signal Iduna Park, a potem - z dnia na dzień - stał się największym prześladowcą Borussii w historii. Kimś, kim kolejne pokolenia fanów BVB będą straszyć swoje dzieci.
Ulubiony rywal
Po jego pierwszym golu dla Bayernu w Der Klassikerze Allianz Arena eksplodowała z radości, ale on sam wtedy ją stłumił. Zrobił to z szacunku dla poprzedniego klubu i jego kibiców. Litości Borussii jednak nie okazywał.
W kolejnych klasykach z uśmiechem kierował buldożerem, który demolował jego poprzedni klub. Wbił Borussii łącznie 27 bramek - żaden inny piłkarz w historii Bundesligi nie znęcał się nad swoim byłym zespołem tak jak Lewandowski nad BVB.
Żółto-czarni stali się też ulubionym przeciwnikiem "Lewego" - nikomu w karierze nie strzelił tylu goli. A warto zaznaczyć, że na kompletowanie dorobku w rywalizacji z BVB miał mniej czasu niż na strzelanie goli innym rywalom, bo sam grał dla Borussii przez cztery sezony.
Mr. Klassiker
Stan jego konta w meczach z monachijczykami nie jest tak okazały (5 bramek w 12 spotkaniach), ale przeciwko Bayernowi też grał wielkie mecze. To właśnie gola wbitego Bawarczykom nazywa najważniejszym w karierze.
Chodzi o bramkę, którą zdobył 11 kwietnia 2012 roku w 30. kolejce Bundesligi. Jego trafienie rozstrzygnęło klasyk na korzyść BVB i zapewniło dortmundczykom mistrzostwo Niemiec.
To był jego pierwszy z 32 goli strzelonych w Der Klassikerze - w historii rywalizacji BVB z FCB nie było skuteczniejszego piłkarza. Drugiego pod tym względem Gerda Muellera "Lewy"... zdublował. To dlatego Niemcy nazywali go "Pan Klasyk".
Ale wróćmy do wiosny 2012 roku... Najpierw zaszedł Ulemu Hoenessowi i Karlowi-Heinzowi Rummeniggemu za skórę, a miesiąc później sprawił, że ówcześni szefowie Bayernu zapragnęli go ściągnąć na Saebener Strasse.
W finale Pucharu Niemiec Borussia rozbiła Bayern 5:2, a on skompletował hat-trick. To właśnie wtedy Hoeness i Rummenigge "zachorowali" na Polaka, a po dwóch latach dopięli swego i zaprezentowali go na Allianz Arenie.
Przez osiem sezonów "Lewy" zdobył dla Bayernu łącznie 344 bramki, stając się drugim najlepszym strzelcem. Grając dla Bawarczyków sięgnął po 20 trofeów - triumfował z nim we wszystkich możliwych rozgrywkach, włącznie z Ligą Mistrzów (2020).
Jak teraz przypomni się Bayernowi? Przekonamy się za kilka tygodni. Faza grupowa Ligi Mistrzów zostanie rozegrana między 6 września a 2 listopada. Dokładne daty meczów Barcelony nie są jeszcze znane.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty