Raków udowodnił swoją wartość. "Musieliśmy się pozbierać"

Zawodnicy Rakowa Częstochowa musieli szybko wyczyścić głowy. - Drużyna odpowiedziała w najlepszy sposób jaki mogła - mówił Marek Papszun na gorąco po pewnym zwycięstwie nad Śląskiem Wrocław (4:1).

Rafał Szymański
Rafał Szymański
Marek Papszun PAP / Sebastian Borowski / Na zdjęciu: Marek Papszun
Niestety, Raków Częstochowa pożegnał się z europejskimi pucharami po niezwykle emocjonującym dwumeczu ze Slavią Praga. Teraz wicemistrzowie Polski mogą w pełni skoncentrować się na krajowych rozgrywkach.

Podopieczni Marka Papszuna zmazali plamę po czwartkowej porażce. Niedzielne spotkanie wyjazdowe ze Śląskiem Wrocław zakończyło się zwycięstwem Rakowa 4:1. Gospodarze nie mieli zbyt wiele argumentów.

Trener potrafił wpłynąć na swoich podopiecznych po ostatniej przegranej ze Slavią. - Puchary zakończyły się dla nas nieszczęśliwym odpadnięciem. Rozczarowanie jest duże. Musieliśmy szybko się pozbierać, a czasu było mało. Drużyna odpowiedziała w najlepszy sposób jaki mogła. Trzeba iść dalej - tłumaczył Papszun na pomeczowej konferencji prasowej.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za gol. Zobacz, skąd oddał strzał

- Zagraliśmy bardzo dobre spotkanie. Okazałe zwycięstwo jest odpowiedzią i reakcją zespołu na to, co wydarzyło się w Pradze. Cieszę się, że moi piłkarze są dobrze przygotowani fizycznie. Pod tym kątem wyglądaliśmy lepiej, choć mamy za sobą dogrywkę. Wbrew opiniom w Polsce, czwartkowy mecz nie wyglądał tak, że w dogrywce osłabliśmy - wspominał.

W końcówce okienka Raków nie planuje transferów. - Z tego co wiem, będą jakieś ruchy wychodzące. Rozmawialiśmy o tym w sobotę. Miały być też jakieś przychodzące, ale w tych okolicznościach ich nie będzie. Musimy się dokładnie nad tym zastanowić. Biorąc pod uwagę ilu jest kontuzjowanych, dla mnie ta kadra wcale nie jest szeroka. Taka jest moja optyka, zobaczymy jakie będą działania ze strony klubu - skomentował Papszun.

Ivan Djurdjević nie mógł być zadowolony po pierwszej porażce na własnym obiekcie w tym sezonie. - Oczekiwaliśmy przed meczem, że wyjdziemy i podejmiemy walkę - to jest podstawa. Od początku miałem wrażenie, że myśleliśmy, że oni będą leżeć na boisku. Wyszliśmy wystraszeni i prosiliśmy się o pierwszą bramkę. Pierwszy strzał oddaliśmy po 30 minutach. W drugiej połowie bramka ze stałego fragmentu wybiła nas z rytmu - podsumował opiekun Śląska.

45-latek uznał klasę rywala i miał duże zastrzeżenia do gry swoich zawodników. - Gratulujemy Rakowowi, a teraz czeka nas dużo pracy. Po meczu odbyliśmy szczerą rozmowę. Niech to będzie nauczka po wysokiej porażce. Brakowało nam agresywności i intensywności. Po prostu oddaliśmy mecz. Mamy do siebie pretensje - szkoleniowiec nie owijał w bawełnę.

Piłkarze Śląska przebiegli o dziewięć kilometrów mniej od zawodników Rakowa. - To jest wstyd. Wyglądaliśmy tak, jakbyśmy to my grali w czwartek, a nie oni. Jest to oburzające. Odpowiedzialność nie spoczywa na jednym piłkarzu, mnie czy innym trenerze, tylko na całej drużynie - nadmienił Djurdjević.

Czytaj także:
Kolejny zawód Cracovii. Decydujące ciosy w końcówce
Wstydliwa wpadka piłkarza Cracovii. Co on narobił? [WIDEO]

Czy Raków powalczy o mistrzostwo Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×