Świat futbolu to specyficzny mikroklimat. Nie zrozumie go ten, kto nigdy się w nim nie zagłębił. Panuje powszechny pogląd, że największą miłością w życiu mężczyzny jest żona. No może i tak, ale nie zawsze i nie wszędzie.
Są piłkarze, którzy zmieniają miejsca pracy jak rękawiczki i trudno przywiązać im się do jakiegokolwiek ośrodka. W końcu każdy ma swój styl, do czego ludzie mają pełne prawo. Zdarzają się nawet jednostki, które głośno mówią, że... nie lubią grać w piłkę i robią to tylko dla pieniędzy, jak Gabriel Batistuta.
Wymierający gatunek
Co kraj, to obyczaj, a ludzie mają różne poglądy. Z jednej strony w szatni AS Romy można było spotkać Batistutę, a z drugiej Francesco Tottiego, który reprezentował zupełnie odwrotną postawę i był oddany piłce całym sercem. A jego największą miłością w życiu był właśnie klub z Wiecznego Miasta, w którym występował nieprzerwanie przez 30 lat.
ZOBACZ WIDEO: 3 mln odtworzeń! Tego gola można oglądać w nieskończoność
Nie bez kozery "Cesarz" zasłynął jako autor legendarnego powiedzenia, że "prędzej zdradzi żonę niż Romę". Po latach okazało się, iż te słowa częściowo się sprawdziły, bo małżeństwo ikony "Wilków" rzeczywiście trwało krócej od związku z Romą.
Analogiczna jest historia Gerarda Pique. Piłkarza kontrowersyjnego, ale bezgranicznie oddanego FC Barcelonie. Wprawdzie kataloński obrońca nie spędził całej kariery na Camp Nou i ustępuje nieco Tottiemu długością stażu w jednym klubie, ale zalicza się do wymierającego gatunku. Takich jak on we współczesnej piłce jest tylko garstka i nikt nie powinien poczuć się z tego powodu urażony.
Złe miłego początki
Jako junior został uznany za ponadprzeciętnie utalentowanego obrońcę, ale jego początki w seniorskiej piłce były trudne. Miał 17 lat, kiedy z akademii Barcelony przeniósł się do Manchesteru United. Czerwone Diabły wiązały z nim wielkie oczekiwania, którym nie sprostał.
Nie przebił się do składu i po dwóch latach sir Alex Ferguson wypożyczył go do Realu Saragossa. To był udany czas. Rozegrał w LaLidze 22 mecze, a jego zespół zajął 6. miejsce. Po powrocie do Manchesteru wrócił jednak na ławkę.
To zmusiło go do podjęcia radykalnych kroków. Zdecydował się na powrót do domu. I został w nim do dziś. Sezon 2022/23 jest już jego 15. z rzędu w barwach Dumy Katalonii.
Wtedy nie było pewne, czy transfer 21-letniego rezerwowego Man Utd jest dobrym wyborem Barcelony, ale okazał się strzałem w "10" dla obu stron. Pep Guardiola świetnie wiedział, jak do niego dotrzeć, co znacznie przyśpieszyło jego rozwój.
Rozkwit
Pique z miejsca stał się czołowym graczem być może najsilniejszej drużyny Dumy Katalonii w historii. Niedługo później trafił do reprezentacji. Nie bez znaczenia w kwestii wzrastania jego wartości sportowej była znajomość z Carlesem Puyolem. Panowie przyjaźnią się do dziś, a swego czasu stanowili żelazny duet stoperów, praktycznie nie do przejścia na boisku.
Pierwsze puchary pojawiły się błyskawicznie. Już w pierwszych trzech sezonach gry w Barcelonie Pique wywalczył z nią trzy mistrzostwa kraju, dwa razy triumfował też w Lidze Mistrzów. Po największy sukces sięgnął jednak na arenie międzynarodowej. W 2010 roku wywalczył z reprezentacją La Furia Roja złoty medal na mistrzostwach świata w RPA.
W tym czasie ułożył sobie też życie prywatne, wiążąc się z popularną kolumbijską piosenkarką Shakirą, z którą założył rodzinę. Co ciekawe, ta skradła jego serce w trakcie przygotowań do mundialu, gdy wystąpił w teledysku do piosenki "Waka, Waka", będącej hymnem imprezy.
Wspominał, że artystka zrobiła na nim wielkie wrażenie, co skłoniło go do nawiązania kontaktu sms-owego. Wkrótce po tym Pique stwierdził, że musi zajść z Hiszpanią do finału imprezy, żeby znowu spotkać Kolumbijkę na ceremonii zakończenia. Jak obiecał, tak też uczynił.
Zmiana warty
Znaczenie Pique w szatni Blaugrany było coraz większe. Katalończyk miał świetny kontakt z innymi piłkarzami, co pozwalało mu być ostoją kolegów nie tylko na boisku, ale również poza nim.
A gdy problemy zdrowotne dopadły Puyola i zmusiły go do zakończenia kariery w 2014 roku, naturalnym następcą ikony bordowo-granatowego klubu został właśnie Pique. Choć to było ogromne brzemię, przyjaciel Puyola podjął rękawicę.
Szło mu całkiem nieźle. Już w następnym sezonie Barcelona wygrała Ligę Mistrzów po raz trzeci podczas obecności Pique w klubie. Do tego dominowała na własnym podwórku, zgarniając kolejne mistrzostwa Hiszpanii oraz Puchary Króla.
Największy konkurent i odwieczny rywal, Real Madryt, najczęściej nie umiał się przeciwstawić Blaugranie. Nawet w trakcie swojego prime time'u, kiedy wygrali Champions League trzy razy z rzędu, Królewscy nie potrafili odzyskać panowania w Hiszpanii.
Bezpośredniość to jego drugie imię
To właśnie kibice zespołu z Chamartin mieli najwięcej powodów, żeby obdarzać Pique niechęcią. Nie dość, że w trakcie bezpośrednich starć Realu z Barceloną piłkarz bardzo często stanowił dla Los Blancos przeszkodę nie do przejścia, to na dodatek potrafił doskonale eskalować atmosferę przed i pomeczową.
Nie stronił od licznych pstryczków w stronę kibiców i zawodników klubu z Bernabeu. Zwykle, gdy jego ekipa zwyciężała, prowokował ich w mediach społecznościowych, często w bardzo bezpośredni sposób. Gdy przegrywała, podważał skuteczność pracy arbitrów lub insynuował Królewskim nadmiar niezasłużonego niczym szczęścia. To u niektórych sympatyków Realu wywoływało szczerą nienawiść.
Pique jednak niewiele sobie z tego robił i sprawiał wrażenie niespecjalnie przejętego licznymi inwektywami kierowanymi w jego stronę, czy też salwami gwizdów, jakimi "nagradzano" go w Madrycie. Wyglądał wręcz na kogoś, którego taki stan rzeczy bawił. Po prostu robił swoje i był sobą, nigdy nie udawał.
Gdy w Barcelonie zabrakło Puyola, chyba nikt inny nie byłby w stanie tak jak on podnieść drużyny na duchu, no może poza Sergio Busquetsem. Malkontenci zarzucali, że Gerardowi brakowało atutów czysto sportowych, a przede wszystkim widowiskowości, czy skuteczności.
Od tego jednak Barcelona miała innych piłkarzy. Po odejściu Puyola był bezspornie potrzebny ktoś, kto scali zespół i będzie nieustannie zagrzewał go do walki, z czym Pique radził sobie świetnie i robi do tej pory.
Rysy na wizerunku
Katalończyk wzbudzał zainteresowanie nie tylko na boisku, ale i poza nim. W pewnym momencie sprawy wymknęły mu się jednak spod kontroli. Do pozornie niewinnych ripost i kontrowersyjnych wypowiedzi, zaczęły dochodzić sytuacje nieco większego kalibru.
Nie tak dawno do opinii publicznej dotarły nagrania, w których Pique rozmawiał z prezesem Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej, Luisem Rubialesem. Ich treść dotyczyła przeniesienia finału Superpucharu Hiszpanii do Arabii Saudyjskiej, na czym obie strony miały znacząco skorzystać finansowo.
Zdaniem wielu, takie zachowanie nie przystoi aktywnemu piłkarzowi, zwłaszcza że jego firma zainkasowała za całą transakcję aż 24 miliony euro. Pojawiły się nawet głosy zarzucające stoperowi Barcelony korupcję. Łagodniejsze opinie sugerowały, że piłkarz postępuje niemoralnie. Ten, na specjalnie zwołanej konferencji prasowej, stanowczo się do nich odniósł.
- Wszystko, co zrobiliśmy, jest legalne. Nie ukrywam się, czuję się dumny. Uważam, że wykonaliśmy bardzo dobrą robotę. Nie zrobiliśmy niczego złego z punktu widzenia prawnego ani moralnego - tłumaczył.
To nie przekonało zbyt wielu kibiców i osób związanych z piłką, gdyż z czasem pojawiały się nowe informacje i nagrania. Można było na nich usłyszeć, jak Pique wykorzystuje swoją znajomość z Rubialesem i stara się wynegocjować sobie miejsce w reprezentacji Hiszpanii na igrzyskach w Tokio, kosztem Sergio Ramosa, do czego jednak nie doszło.
Ponadto poruszał temat zgłoszenia zespołu FC Andorra, którego jest właścicielem, do Segunda B i wykupienia licencji od zdegradowanego CF Reus Deportiu. Innym klubem zainteresowanym wykupem, który ostatecznie musiał obejść się smakiem, był CE L H'ospitalet.
- Mówiliśmy już, że to miejsce było przeznaczone dla Andorry, choć nic nie wiedzieliśmy. Czas przyznał nam rację. Wiemy, że właściciel Andorry przyjaźni się z Rubialesem. Gdyby to nie był Pique, tylko ktokolwiek, nasze szanse na licencję byłyby o wiele większe - mówił po fakcie prezes CE L'Hospitalet.
To wszystko przysporzyło Pique wielu wrogów. Nie pomógł też rozpad jego małżeństwa. Hiszpańskie tabloidy oskarżyły o to właśnie obrońcę Barcelony, sugerując, że zdradził Shakirę i znalazł nową partnerkę. Szum wokół jego osoby rósł proporcjonalnie do niechęci kierowanej w jego stronę przez coraz większą liczbę ludzi.
Na murawie nic się nie zmieniło
Harmider wokół Katalończyka nie wpłynął na niego na tyle, żeby zniechęcić go do piłki. Pique po dziś dzień pozostaje wierny Barcelonie i, jak często zapewnia, aż po grób. Nie brakuje spekulacji, że w przyszłości zostanie jej prezesem.
W tej chwili cały czas wykonuje jednak inną misję. Nadal scala Blaugranę i jest jej dobrym duchem w szatni, jednym z kapitanów. Wbrew zarzucanej mu chciwości udowodnił także, że finanse nie są dla niego priorytetem
Barcelona od dłuższego czasu znajduje się w bardzo złej sytuacji materialnej. Kłopoty urosły do tego stopnia, że zarząd został zmuszony do sprzedaży części praw telewizyjnych za ponad 200 mln euro, żeby poprawić kondycję klubu.
Niektórzy zawodnicy zgodzili się również na obniżkę pensji. Jednym z nich był właśnie Pique, którego zarobki zostały obcięte aż o połowę. Zdecydował się na taki krok, mimo że po rozstaniu z Shakirą wisi nad nim widmo wysokich alimentów. Tym samym 34-latek po raz kolejny pokazał, ile znaczy dla niego Barcelona.
Można go kochać albo nienawidzić za jego charakter, ale w piłce czasami trzeba abstrahować od zachowań w prywatnym życiu. Pique na pewno należy się szacunek za to, co prezentuje na murawie nieprzerwanie od kilkunastu lat. Wszak zdobył z FC Barceloną już trzydzieści trofeów i jest jednym z najbardziej utytułowanych zawodników w historii klubu.
Być może między innymi dzięki jego działaniom na wielu frontach zespół wykaraska się z największego od lat kryzysu i znów stanie na nogi. Jeżeli tak właśnie ma się stać, to Duma Katalonii potrzebuje jak najwięcej ludzi oddanych klubowi do tego stopnia, jak Pique. Bezgraniczne, aż po grób.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz również: