Pablo Alfaro grał w Barcelonie prowadzonej przez Johana Cruyffa (sezon 1992-1993), ale przede wszystkim dał się poznać jako opoka .
Grał w tym klubie przez sześć lat, był jego kapitanem i do dziś jest uwielbiany przez kibiców Sevilli.
Obecnie Alfaro jest komentatorem, współpracuje między innymi ze znanym radiem Cadena Ser, dla którego będzie komentował sobotni hit - Sevilla - Barcelona (godz. 21.00).
A przed tym spotkaniem były środkowy obrońca udzielił obszernego wywiadu WP SportoweFakty, w którym ocenił transfer Roberta Lewandowskiego, wspomniał swoje czasy w Barcelonie i Sevilli, a także opowiedział, jak pogodził piłkarską karierę ze studiowaniem medycyny.
ZOBACZ WIDEO: Bramkarz nawet się nie ruszył! Zrobił to jak akrobata
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Jak pan ocenia przejście Roberta Lewandowskiego do Barcelony?
Pablo Alfaro, były gracz m.in. Barcelony, Atletico Madryt i Sevilli, mistrz Hiszpanii, zdobywca Pucharu UEFA, 418 meczów w lidze hiszpańskiej:
To transfer ważny dla całej ligi. Pokazuje, że nasze rozgrywki wciąż przyciągają piłkarzy klasy światowej. Lewandowski to piłkarski top, więc przyjście takiego zawodnika to wzmocnienie nie tylko Barcelony, ale i wizerunku całej ligi. To wysłanie czytelnego sygnału w świat, jak silna jest La Liga. Gdybym miał użyć tylko jednego słowa opisującego ten transfer, powiedziałbym "orgullo", czyli "duma". Z tego, że liga hiszpańska wzbogaciła się o taką gwiazdę.
Natomiast ten transfer trochę mnie zaskoczył. Głównie ze względu na problemy finansowe, z jakimi zmagała się niedawno Barcelona. Wcale nie było oczywiste, że przy takich kłopotach da radę sięgnąć po tak topowego piłkarza.
A jak pan ocenia początki Lewandowskiego w La Liga? W dwóch ostatnich meczach strzelił cztery gole, więc wejście ma dość konkretne.
Lewandowski jest typem piłkarza, który bardziej dziwi wtedy, gdy nie strzela, niż wtedy, kiedy trafia. Bo to drugie cały piłkarski świat przyjmuje już jako coś normalnego, oczywistego. Są napastnicy, którzy strzelają od czasu do czasu, i jest Lewandowski, który strzela niemal zawsze.
Robert strzelił mnóstwo goli w Bundeslidze, więc to, że trafia również w Hiszpanii, nie dziwi ani mnie, ani chyba nikogo innego. Tym bardziej że przyszedł przecież do zespołu o ogromnym potencjale ofensywnym. Można w ciemno założyć, że walka o koronę króla strzelców rozegra się między nim a Benzemą z Realu Madryt.
No właśnie. Kto zostanie pichichi tego sezonu?
Troszkę większe szanse dałbym jednak Benzemie. Dla Lewandowskiego liga hiszpańska to coś nowego, a Karim gra tu od lat. Benzema występuje w zespole mistrza Hiszpanii, w drużynie, która wygrała Ligę Mistrzów. Ma więc pewną przewagę, ale z drugiej strony Lewandowski nie przyjechał przecież do Hiszpanii, aby być drugim. W czymkolwiek.
Ile goli trzeba będzie strzelić według pana, aby zostać najlepszym strzelcem La liga?
Według mnie zarówno Lewandowski, jak i Benzema zdobędą ponad 25 goli w tym sezonie. Natomiast... Tak naprawdę sporo będzie zależało od tego, jak rozłożą siły. Bo ten rok jest w pewnym sensie wyjątkowy, mamy przecież mistrzostwa świata w Katarze. Robią się więc jakby dwa sezony w jednym. Sam jestem ciekaw, jak piłkarze sobie z tym poradzą.
W sobotę czeka nas mecz Sevilla - Barcelona. Patrząc na formę z początku sezonu i sytuację w tabeli faworyt jest chyba jeden? Barcelona jest trzecia z siedmioma punktami, a Sevilla piętnasta z jednym.
Zdecydowanym faworytem jest Barcelona, jej morale przed tym meczem jest o wiele wyższe. Sevilla faktycznie zaczęła sezon bardzo źle. Nie układa się tu sytuacja na kilku płaszczyznach, a nowi piłkarze nie będą jeszcze w stanie pomóc drużynie. Ale pocieszam się, że to dopiero trzy kolejki. Poza tym… No właśnie. To jest właśnie Sevilla! Ten zespół, gdy nie idzie, potrafi pokazać i serce, i pazur. Dlatego nie skazywałbym jej na pożarcie przez Barcelonę jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Powiem więcej: to jest idealny moment, idealny mecz na przełamanie. A dla mnie, jako byłego gracza obu klubów, to wyjątkowe spotkanie.
No właśnie. Grał pan w Barcelonie, choć dość krótko. Nie pozostał w panu niedosyt?
Nie, nie! Byłem chłopakiem z prowincji. Zaczynałem w Saragossie i nagle trafiłem do zupełnie innego świata, do wielkiej Barcelony. I to w jakim momencie? Miesiąc po tym, gdy Barcelona wygrała po raz pierwszy Ligę Mistrzów po pamiętnym strzale Ronalda Koemana na Wembley. A że grałem mało? To prawda, ale miałem bardzo silną konkurencję, to był wspaniały, ukształtowany zespół, do którego ciężko się było przebić. Natomiast sam fakt, że tam trafiłem, spędziłem ponad rok, to dla mnie powód do dumy. Mieć Barcelonę w piłkarskim CV to jest jednak coś.
Pracował pan z legendarnym Johanem Cruyffem. Jak go pan wspomina?
Niesamowicie inteligentny człowiek i niezwykły trener. W moich oczach był przede wszystkim bardzo odważny. On nie tyle wymyślił, co sprowadził z Holandii styl, z którego Barcelona stała się później znana. Nigdy nie ukrywał, że wzorował się na Rinusie Michelsie. A według mnie przeszczepienie czegoś zupełnie nowego do tak wielkiego klubu wymagało właśnie odwagi. Cruyff ją miał. Między innymi dlatego był tak wyjątkowy.
W Barcelonie spędził pan nieco ponad rok, za to w Sevilli aż sześć. W tym klubie do dziś jest pan ikoną. To były same dobre chwile, czy trudnych też nie brakowało?
Jednak same dobre. Trafiłem do tego klubu, gdy był w drugiej lidze. A na koniec wygraliśmy Puchar UEFA. To była piękna droga. Krok po kroku.
Niedawno w Sevilli grał też mój rodak, Grzegorz Krychowiak. Pamięta go pan?
Oczywiście. Bardzo się Sevilli przysłużył. Trafił do nas z Reims, potem poszedł do PSG. Ale w międzyczasie zapisał piękną kartę z Sevillą, dwa razy wygrał przecież Ligę Europy. Pamiętam go jako dobrego pomocnika, który radził sobie w środku pola. Mam nadzieję, że on również ma dobre wspomnienia z naszego klubu.
Wracając na koniec do rywalizacji Real - Barcelona. Kto ma większe szanse na wygranie ligi?
Według mnie jednak Real. Jest aktualnym mistrzem, wygrali Ligę Mistrzów, poza Casemiro w zasadzie się nie osłabili. A Barcelona dopiero się odbudowuje. Oczywiście, szansę ma, ale stawiałbym tak 60 do 40 dla Realu. Natomiast w drugiej grupie mogą być Betis, Atletico i mam nadzieję, że jednak Sevilla.
To co będzie sukcesem Barcelony w tym sezonie?
Trofeum. Choćby jedno. Na wygranie Ligi Mistrzów według mnie nie mają szans. Są dwa zespoły, które zgniatają inne finansowo. Choćby PSG i Manchester City. A w sumie w Europie jest 5-6 mocniejszych drużyn od Barcelony. Natomiast na pewno ma szansę powalczyć o mistrzostwo Hiszpanii i Puchar Króla.
To na koniec jeszcze słówko o tym, że karierę piłkarską łączył pan ze studiowaniem medycyny, w miejscach, w których akurat pan grał. To bardzo nietypowe…
To prawda. Studiowałem tam, gdzie grałem w danym momencie.
Zaliczył pan więcej uniwersytetów, czy klubów piłkarskich?
(śmiech). Dobre pytanie. W pewnym momencie było pół na pół, bo zaliczyłem uczelnie w Saragossie, Barcelonie, Santander i Madrycie. Natomiast ostatecznie więcej było w moim przypadku klubów piłkarskich.
W środowisku piłkarskim też miał pan pseudonim "El Cirujano", czyli "Chirurg".
Tak, a drugi to "El Doctor". Moja specjalizacja to medycyna sportowa, natomiast nigdy nie miałem okazji pracować jako lekarz. Moim żywiołem był jednak przez te wszystkie lata futbol. Zresztą, jest do tej pory. Pracowałem przez lata jako trener, a obecnie współpracuję z mediami. W sobotę będę pracował dla radia na meczu Sevilla - Barcelona, a w przyszłym tygodniu będę na meczu Barcelony w Lidze Mistrzów. Natomiast co do zawodu medyka. Z mojej wiedzy korzysta głównie rodzina i przyjaciele. Ale nie płacą za usługi... Zarabiałem więc i zarabiam na piłce, a nie na medycynie.
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Przed meczem Lewandowskiego wbiegnie na boisko. Zdradza nam dlaczego
FC Barcelona skompletowała kadrę. Są zaskoczenia
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)