- Przekonaliśmy się w tym spotkaniu, jak cienka bywa granica między zwycięstwem a porażką. W przekroju 90 minut stworzyliśmy kilka sytuacji czy możliwości zdobycia goli. Przyjeżdżając na teren mistrza Polski i mając takie szanse, trzeba być skutecznym i coś wykorzystać, ale również bardzo konsekwentnym w defensywie - przyznał Janusz Niedźwiedź.
Plan łodzian się nie powiódł. - Wydawało się, że jesteśmy w stanie przynajmniej zremisować, jednak dwie minuty wszystko odwróciły. Po stracie pierwszego gola mogliśmy jeszcze do końca wierzyć, że odrobimy straty, lecz od razu dostaliśmy drugą bramkę i wtedy było nam już bardzo trudno cokolwiek zrobić - przyznał Niedźwiedź.
Lech nie olśnił formą w niedzielnym meczu, mimo to udało mu się w końcu "złamać" defensywę beniaminka i sięgnął po trzecie ligowe zwycięstwo z rzędu.
- Jestem bardzo szczęśliwy z wyniku, ale także sposobu, w jaki go osiągnęliśmy. Celowaliśmy w kolejną wygraną i to się udało, w dodatku znów nie straciliśmy gola. Kontrolowaliśmy wydarzenia na boisku, musieliśmy trochę poczekać na bramki, mimo to jestem zadowolony, bowiem dali je zawodnicy, którzy weszli na boisko później. Sprawdza się więc to co mówiłem już w przeszłości - każdy w tej drużynie jest potrzebny, również rezerwowi - zaznaczył John van den Brom.
Holenderskiego szkoleniowca martwić może tylko uraz Filipa Marchwińskiego, który musiał zejść z boiska już w pierwszych minutach. To efekt starcia z jednym z rywali. - Czekam na informacje o stanie jego zdrowia. W momencie, gdy był znoszony z boiska, pytałem go jak wygląda sytuacja. Przekazał, że czuje się dobrze, mimo krwawienia - przekazał van den Brom.
Czytaj także:
Gorzkie wnioski dla reprezentacji Polski. "Ten poziom jest dla nas za wysoki"
Ostatni uczestnik mundialu wyłoniony! Zdecydował błyskawiczny gol
ZOBACZ WIDEO: Bramkarz nawet się nie ruszył! Zrobił to jak akrobata