Łodzianie objęli prowadzenie dość szybko, bo już w 4. minucie Karola Niemczyckiego pokonał Dominik Kun. Prowadzenie, w niemal analogicznym momencie drugiej połowy spotkania podwyższył z rzutu karnego Marek Hanousek.
- Od dłuższego czasu chcemy rozwikłać tę zagadkę. Nie dzielmy zespołów na lepsze i gorsze. Widzew ma tyle samo punktów co my. Rzeczywiście czujemy się zdecydowanie lepiej w grze z kontry, ale bramka w 4. minucie urwała nam ten atut już na "dzień dobry". Tam była strata w środku pola, myśmy tego nie odbudowali, był ciąg błędów i mimo bardzo dobrej interwencji Niemczyckiego w pierwszej fazie, dobitki już nie obronił. To była zła decyzyjność kilku zawodników - uważa Jacek Zieliński, trener Cracovii.
- Dostaliśmy bramki w sposób, na który się uczulaliśmy. Takie rzeczy podcinają skrzydła. Pluję sobie w brodę, bo w przerwie miałem dokonać trzech zmian, ale dałem chłopakom szansę, żeby jeszcze się pokazali. Niestety, jeden z tych, który miał zejść, zrobił karnego. Niestety, taki jest czasem chichot losu - dodał.
ZOBACZ WIDEO: Kto będzie mistrzem Polski? "Oni po cichu robią swoje"
"Pasy" grają w tym sezonie w "kratkę". Zespół potrafił w tym sezonie już pokonać takie ekipy jak Legia Warszawa czy Raków Częstochowa, ale zdarzały się też straty punktów czy potknięcia z drużynami pokroju Piasta Gliwice czy Śląska Wrocław.
- W przeciwieństwie do ostatniego wieczoru i meczu z Rakowem, dzisiaj nastroje są u nas minorowe. Nie jesteśmy w stanie unormować naszej dyspozycji, która by potrwała kilka spotkań. Teraz to my byliśmy w roli tego, który dostaje ciosy, bo Widzew zagrał bardzo podobnie, jak my z Rakowem - wyprowadzał ciosy ze środka pola. W Łodzi jest trudny teren i zdawaliśmy sobie z tego sprawę, ale my też prokurowaliśmy to, co się działo na boisku. To jest zasłużone zwycięstwo rywali. Gratulacje - zakończył Zieliński.
Z kolei czerwono-biało-czerwoni po raz pierwszy od powrotu do PKO Ekstraklasy nie stracili bramki w domowym meczu. To jeszcze bardziej podkreśla znaczenie piątkowej wygranej.
- Były momenty, w których nie mieliśmy piłki, kiedy byliśmy w niskiej obronie, ale widzę, że drużyna robi postępy w tym. Na Lechu nie wytrzymaliśmy do końca, tutaj się udało. Pod koniec co prawda pachniało sytuacją Cracovii, ale myślę, że to zwycięstwo było przekonujące - powiedział na konferencji po meczu trener Janusz Niedźwiedź.
Kilka naprawdę dogodnych okazji do zdobycia bramki miał Jordi Sanchez. Co prawda nie udało się wykorzystać żadnej z nich, ale pazerność Hiszpana na gole była widoczna.
- Jordi ma bardzo dużo energii. Widzieliśmy, że pobił rekordy, jeśli chodzi o przebiegnięty dystans, sprinty i high speed. Chcemy, by zawodnik, który jest najbardziej wysunięty, więcej zakładał pressingu, atakował przestrzenie. W pierwszej połowie tak właśnie robił i był groźny dla Cracovii - ocenił Niedźwiedź.
Dla szkoleniowca Widzewa mecz miał szczególny wymiar z jeszcze jednego powodu. Spotkanie z Cracovią odbyło się w czwartą rocznicę śmierci Krystian Popieli, którego Janusz Niedźwiedź prowadził w Stali Rzeszów.
- Moje myśli są przy rodzinie Krystiana i samym Krystianie, którego bardzo mi brakuje - zawsze wesoły i pogodny, z potencjałem na zrobienie kariery. Nie powiedziałem tego piłkarzom, bo uznałem, że nie chcę, żeby miało ich to w jakiś większy sposób zmotywować. Chciałem jednak wygrać ten mecz i dziękuję zawodnikom za to spotkanie, nie tylko za kolejne trzy punkty, tylko właśnie za ten wymiar - powiedział szkoleniowiec.
Po tym spotkaniu widzewiacy zrównali się punktami w tabeli z Cracovią. Obie ekipy mają teraz na koncie 13 oczek. W następnej serii gier łodzianie zmierzą się na wyjeździe ze Stalą Mielec, a krakowianie u siebie z Pogonią Szczecin. Całą tabelę sprawdzisz TUTAJ.