Mówi o fatalnej sytuacji byłych piłkarzy. On sobie poradził i jedzie na Hawaje

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Artur Czerwiec
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Artur Czerwiec

Był królem strzelców III ligi, gdy na tym samym szczeblu rozgrywkowym grał Robert Lewandowski. Karierę piłkarską przerwały mu dwie kontuzje. Jako 46-latek trenuje więcej niż kiedyś, a na Hawajach będzie walczył o mistrzostwo świata w triathlonie.

W tym artykule dowiesz się o:

Artur Czerwiec był napastnikiem Cracovii, gdy ten klub w szybkim tempie piął się z III ligi do najwyższej ówcześnie I ligi. Karierę zastopowały mu jednak dwa poważne zerwania więzadeł krzyżowych w kolanie. W obu przypadkach powrót do pełnej sprawności zajął ponad rok i sprawił, że piłkarz w końcu stracił ochotę na profesjonalne uprawianie sportu.

Po zakończeniu kariery piłkarskiej długo od sportu jednak nie odpoczął, bo od razu został trenerem pływania, a chwilę później rozpoczął karierę triathlonową. Dziś jest jednym z czołowych polskich zawodników w swojej kategorii wiekowej, a ukoronowaniem ostatnich 12 lat codziennych treningów będzie wyjazd na triathlonowe mistrzostwa świata na dystansie Ironman na Hawajach (start 8 października). To jednak wcale nie koniec, bo w listopadzie Czerwiec wybiera się także do Abu Dhabi na triathlonowe MŚ na dystansie olimpijskim.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Jak to się stało, że były piłkarz po zakończeniu kariery został triathlonistą i osiąga aż tak dobre wyniki?

Artur Czerwiec (były piłkarz m.in. Cracovii): Zawsze kochałem sport, a po zakończeniu kariery wystarczyła tylko iskra, bym zaczął trenować triathlon. Kolega zaprosił mnie na zawody, a potem wszystko potoczyło się już błyskawicznie. Przyznam, że mam łatwiej, bo po zakończeniu kariery piłkarskiej niemal od razu przerzuciłem się na pływanie i zostałem trenerem. W tym przypadku odpada mi więc czas na dojazd na codzienne trening na basenie.

ZOBACZ WIDEO: Oceny po meczu Walia - Polska. "Zadanie zostało wykonane"

Zakończył pan karierę jako 28-latek ze względu na drugie zerwanie więzadła krzyżowego. Nie bał się pan ryzyka kolejnego poważnego urazu?

Po każdym z tych urazów przez około rok wracałem do sprawności i to nie był dobry czas w moim życiu. Po drugim zerwaniu byłem już pewien, że nie chcę wracać do piłki. Na szczęście wcześniej skończyłem studia na AWF na specjalizacji pływanie. Gdy doznałem kontuzji, zdecydowałem na pozostanie w Zabierzowie, utworzyłem tam klub pływacki i do dziś w nim pracuję. Przez jakiś czas szukałem sobie jakiejś dyscypliny i zależało mi na tym, by nie był to sport kontaktowy, bo to zmniejsza ryzyko odnowienia się urazu.

Triathlon to jeden z najtrudniejszych sportów wytrzymałościowych. Czy obecnie trenuje pan więcej niż podczas kariery piłkarskiej?

Trudno to porównywać, bo treningi mają zupełnie inną intensywność. Niby w obu dyscyplinach się biega, ale chodzi o zupełnie inny charakter biegu, do tego w piłce dochodzą także zajęcia taktyczne. Całkiem możliwe, że teraz trenuję więcej, ale to wcale nie oznacza, że jako piłkarz się obijałem. Ogólnie piłkarze mają w Polsce złą opinię, bo zarabiają więcej niż inni sportowcy, a na arenie międzynarodowej osiągają słabsze wyniki. Będę bronił piłkarzy, bo nie mają łatwego zadania.

Artur Czerwiec to jeden z lepszych triathlonistów w Polsce w swojej kategorii wiekowej
Artur Czerwiec to jeden z lepszych triathlonistów w Polsce w swojej kategorii wiekowej

Wrócił pan do sportu, ponieważ nie jest pan spełnionym sportowcem?

Kocham po prostu sport. Byłem królem strzelców III ligi (przed reformą i powstaniem Ekstraklasy - przyp. aut.), gdy na tym samym poziomie rozgrywkowym grał Robert Lewandowski i wiadomo, że ja też marzyłem o wielkiej karierze. Stawiałem sobie ambitne cele, ale nie zawsze się udaje, choć wielu mówiło mi, że mam talent. Z perspektywy czasu nie żałuję, że tak potoczyła się moja kariera.

Co dokładnie ma pan na myśli?

Mam wielu kolegów, którzy ocierali się o poziom reprezentacji Polski, a dziś pokończyli karierę i ich życie poszło w bardzo kiepskim kierunku. Jako piłkarze świetnie zarabiali, a sława i pieniądze powodowała, że ci ludzie stracili kontakt z rzeczywistością, byli rozpieszczeni i nie dbali o jutro. Dopiero koniec kariery wybudził ich ze snu, ale wtedy okazało się, że jest już za późno, a oni nie mają ani pieniędzy, ani pomysłu na siebie. Nie chciałbym takiego życia. Obecnie bawię się sportem, ale jednocześnie dbam o organizm i prowadzę zdrowy tryb życia, a to powoduje, że jestem szczęśliwy.

Gdy powiedział pan, że nie żałuje, że pana kariera tak się potoczyła, to myślałem, że ma pan na myśli korupcję, w którą zamieszana była Cracovia, w czasach, gdy grał pan w tym zespole (lata 2002-2004).

Wiele osób pewnie mi nie uwierzy, ale ja o wielu sprawach dowiedziałem się dopiero po latach z mediów. Podczas tamtego sezonu wracałem do grania w piłkę po kontuzji, ale naprawdę nigdy nie słyszałem o próbie handlu meczami. W szatni nigdy się o tym nie mówiło. Wśród moich kolegów nastało wielkie zdziwienie, gdy nagle byli wzywani do składania zeznań.

Wróćmy do triathlonu. Jak to się stało, że udało się panu zakwalifikować na mistrzostwa świata na Hawajach?

Nie lubię półśrodków, więc dość szybko zacząłem trenować prawie jak profesjonalista. Od kilku lat trenuję dwa razy dziennie. Rano chodzę na basen, a popołudniami mam czas na trening rowerowy, czy bieganie. W szczytowym momencie sezonu zdarza mi się trenować nawet siedem godzin dziennie. Tygodniowo liczba godzin treningowych rzadko przekracza jednak 20. Jeśli chodzi o Hawaje, to od pięciu lat myślałem o tym starcie, a w tym czasie walczyłem o kwalifikację podczas zawodów we Włoszech, Barcelonie, Klagenfurcie i Gdyni. Ostatnia próba okazała się udana, więc postanowiłem skorzystać z szansy. W Gdyni po raz pierwszy wyszedłem z wody jako lider i jestem z tego bardzo dumny.

Artur Czerwiec nie dość, że sam startuje w zawodach, to jest organizatorem corocznego ścigania triathlonistów w Krakowie
Artur Czerwiec nie dość, że sam startuje w zawodach, to jest organizatorem corocznego ścigania triathlonistów w Krakowie

Jest pan triathlonistą amatorem, a to oznacza, że za wszystko musi pan płacić sobie sam. Ile wynosi koszt startu w mistrzostwach świata IM na Hawajach?

Postanowiłem potraktować to nie tylko jako kolejny wyjazd na zawody, ale jak rodzinną wycieczkę, na którą zabieram żonę i syna, dołącza do nas siostra z chłopakiem. Sam przelot i zakwaterowanie dla pięciu osób to kwota około 50 tysięcy złotych. Zakładam, że wydatki na miejscu wyniosą nas dodatkowo około dwudziestu tysięcy złotych. Planowałem ten start od pięciu lat i to mają być "wakacje mojego życia", choć prawdę mówiąc, to sam fakt startu na Konie budzi we mnie ducha rywalizacji, im bliżej startu, tym mniej traktuję to jako wakacje. Fajnie, że w tym roku na Hawaje wybiera się blisko 80 osób z Polski.

Co to znaczy?

Jadę tam z myślą uzyskania jak najlepszego wyniku i powalczenia o dobrą lokatę. Wakacje będą mieć więc moi najbliżsi, a ja skupię się na trenowaniu, aklimatyzacji i poznawaniu trasy. Zresztą żartowałem z żoną, żeby wynajęli auto i pozwiedzali wyspę, a ja będę ich gonił na rowerze. Nie wiem, czy powinienem o tym mówić, ale marzy mi się miejsce w czołowej dziesiątce w mojej kategorii wiekowej. Rywale są mocni.

Start na Hawajach w przypadku wielu amatorów kończy karierę triathlonową. Czy w pana przypadku będzie podobnie?

Nie myślę o końcu treningów, bo sport wciąż sprawia mi frajdę i w ogóle się tym nie nudzę. W listopadzie lecę na mistrzostwa świata do Abu Dhabi, gdzie wystartuję na dystansie olimpijskim. Organizuję także zawody triathlonowe Iron Dragon w Krakowie. Pierwsza edycja odbyła się dziesięć lat temu i proszę mi uwierzyć, że mamy tyle szczęścia, że od tego czasu udaje nam się zorganizować ściganie co roku. Nawet w czasach pandemii we wrześniu, gdy było luzowanie obostrzeń, mogliśmy organizować zawody ze sporym zainteresowaniem startujących. Ten sport cały czas rośnie.

Czytaj więcej:
Młody piłkarz przegrał swój ostatni "mecz"
Wracają na mundial po ośmiu latach

Źródło artykułu: