Po trzech zerwaniach więzadeł, które poważnie wyhamowały karierę, Rafał Wolski czaruje tak, jakby znów zaczynał swoją przygodę z piłką. Tyle, że nie robi tego w barwach Legii Warszawa, w której pokazał się całej Polsce, a Wisły Płock. Jego błysk przesądził o prestiżowym zwycięstwie w derbach Mazowsza u siebie, a każdy, kto obejrzał w piątek mecz, cieszył się grą jednego z najlepszych zawodników Ekstraklasy.
W ekstazę płockich kibiców wprawił w 73. minucie, kiedy przytomnie podszedł do Mattiasa Johanssona, który niespodziewanie nie przejął piłki na własnej połowie. Wtedy Wolski popędził przez niemal połowę boiska i dograł na prawą stronę pola karnego do Łukasza Sekulskiego. Wychowany w Płocku napastnik wyprzedził Maika Nawrockiego i celnie huknął na bramkę. Ten gol i błysk Wolskiego przesądziły o drugim z rzędu zwycięstwie Wisły w derbach Mazowsza z Legią.
Pierwszy raz Wolski pokazał się w 56. minucie. Wtedy dostał piłkę na prawej stronie boiska i mógł myśleć wieczność, jaki wykonać ruch. Opieszałość obrońców Legii sprawiła, że 29-latek spokojnie zdążył celnie dośrodkować w pole karne, w które wbiegł przed Johanssona Mateusz Lewandowski i po uderzeniu głową dał prowadzenie gospodarzom.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to może być samobój roku. Aż złapał się za głowę
Wtedy radość Wisły nie potrwała długo. Kilka minut później Legia ruszyła z atakiem. Josue zagrał do Filipa Mladenovicia, którego sfaulował Martin Sulek. Sędzia Krzysztof Jakubik przyznał rzut karny gościom i wykorzystał go Josue. Kapitan przyjezdnych przywrócił stan remisowy na niecałe dziesięć minut.
Bramkarz Krzysztof Kamiński miał czego żałować, bo wyczuł, w którą stronę skieruje piłkę Portugalczyk. Ten uderzył jednak pewnie i zbyt mocno, by rywal zdążył obronić uderzenie. Chwilę później golkiper Wisły odkupił winy. W 71. minucie Bartosz Slisz świetnie dośrodkował do Blaza Kramera, który potężnie strzelił z bliska głową. Interwencja Kamińskiego podała tlen Wiśle, a ta chwilę później zaskoczyła Legię.
Goście nie wykorzystali przewagi, którą mieli w pierwszej połowie. To oni do przerwy prowadzili grę, ale żadne z przyprawiających o ból głowy dośrodkowań nie zaskoczyło przeciwników. Wisła cierpliwie czekała na ich spadek formy, który bezlitośnie wykorzystali. W końcu to derby, w których na początku presja spętała piłkarzom nogi, a kibicom krwawiły oczy od non stop przerywających grę fauli. Drużyny odblokowały się na dobre dopiero w koncertowej drugiej połowie rywalizacji.
Legia w tym sezonie nie zachwyca swoją grą. Była jednak do bólu skuteczna. Kosta Runjaić zapracował na szacunek przepchniętymi ostatnio kolanem zwycięstwami nad Miedzią Legnica (3:2), Wartą Poznań (1:0) i remisem z Lechem (0:0). Jednak porażki z Cracovią (0:3), Rakowem Częstochowa (0:4) i piątkowe z Wisłą dowodzą, że w starciu z mocnymi, poukładanymi drużynami nadal ma spore kłopoty.
Zespół Pavola Stano pokazał za to, że świetny początek sezonu nie był dziełem przypadku. Obie bramki Wisła strzeliła po pomysłowym rozegraniu, a po pokonaniu Legii awansowała na drugie miejsce w tabeli. Warszawski zespół spadł na trzecie.
Runjaić szybko dostanie okazję do rewanżu, a Stano spróbuje potwierdzić swoją przewagę. We wtorek Wisła znów zagra z Legią w spotkaniu o awans do 1/8 finału Pucharu Polski.
Wisła Płock - Legia Warszawa 2:1 (0:0)
1:0 - Lewandowski 56'
1:1 - Josue (rzut karny) 62'
2:1 - Sekulski 73'
Wisła: Krzysztof Kamiński - Martin Sulek (79. Igor Drapiński), Jakub Rzeźniczak, Adam Chrzanowski, Anton Krywociuk - Damian Rasak (59. Aleksander Pawlak), Dominik Furman, Mateusz Szwoch (75. Filip Lesniak) - Davo (75. Damian Warchoł) - Mateusz Lewandowski (59. Łukasz Sekulski), Rafał Wolski.
Legia: Kacper Tobiasz - Mattias Johansson (82. Makana Baku), Artur Jędrzejczyk, Maik Nawrocki - Paweł Wszołek, Patryk Sokołowski (62. Bartosz Kapustka), Bartosz Slisz, Filip Mladenović - Josue - Carlitos, Maciej Rosołek (62. Blaz Kramer).
Żółte kartki: Szwoch i Lesniak (Wisła) oraz Josue i Rosołek (Legia).
Sędziował: Krzysztof Jakubik (Siedlce).
Widzów: 4300.
Czytaj też:
Niejasne relacje Kataru z Putinem. "Na tym rynku cały czas są rywalami"
"Ekonomiczna katastrofa". Lewandowski nie tak to sobie wyobrażał