Nie licząc początku sezonu, to lechici prezentują się w bieżących rozgrywkach słabo. Gdy wydawało się, że powoli wracają na właściwe tory, przegrali z Legią Warszawa. Oliwy do ognia dodały rozgrywki Remes Pucharu Polski, z których Lech odpadł po serii rzutów karnych ze Stalą Stalowa Wola. - Wszyscy wiedzą co się działo w ostatnich dniach w klubie. Musieliśmy "zresetować" głowy i mieć trochę spokoju - opowiada Jakub Wilk.
Lechici muszą skupić się na rozgrywkach ligowych, bo nic innego już im nie pozostało. Najwyższy czas zacząć odrabiać straty do czołówki. Kolejne wpadki mogłyby przekreślić szanse na awans do europejskich pucharów w tym sezonie. Niedzielne spotkanie z Arką Gdynia jest bardzo ważnie nie tylko ze względu pozycji w tabeli, ale również psychologicznego. - Do Gdyni jedziemy po trzy punkty. Nieważne jak zagramy, nieważne kto strzeli bramkę, ale musimy wygrać. Nie dopuszczam do siebie myśli o remisie, bo byłoby to dla nas porażką - mówi Wilk. Jaki wynik przewiduje lechita? - 2:0 dla Lecha - dodaje.
24-letni pomocnik bieżący sezon może zaliczyć do całkiem udanych, jeżeli chodzi o indywidualną postawę. Nie można mu odmówić ambicji, a także instynktu strzeleckiego. „Wilczek” ma na swoim koncie cztery bramki (trzy w lidze i jedną w Lidze Europejskiej). Docenił to nie tylko Leo Beenhakker, ale również jego następca Stefan Majewski, który powołał go do reprezentacji Polski na mecze ze Słowacją i Czechami. Sam zainteresowany mówi o sobie dość skromnie. - Tu nie chodzi o to, że ktoś poszczególny jest w dobrej formie. Piłka nożna to sport zespołowy i gra cała drużyna. Jeżeli komuś coś nie wyjdzie, to trzeba mu pomóc. Każdy musi liczyć na każdego. Jest nas jedenastu, każdy musi dać sobie radę i mieć wsparcie w kolegach - zakończył Wilk.