[b]
Z Kataru - Dariusz Faron, WP SportoweFakty[/b]
Koszula lepi się do pleców, na dłoniach osiada wilgoć.
Duszna katarska noc. Migające w oddali światła centrum Dohy kuszą, ale na razie zjeżdżamy z głównej drogi i zanurzamy się w morzu betonu. Kilka hoteli, szpital, stacja metra, ogromny niezagospodarowany plac.
Ani śladu mundialu.
Pustka.
Oczekiwanie na "Lewego"
Rahul, pomocnik hotelowy, zjawia się w sekundzie. Ciemne włosy, elegancka biała koszula. Na twarz przykleił sobie uśmiech numer pięć.
- How can I help you? Where are you from? Poland? Lewandowski! - zaczyna banalnie.
A po chwili chce udowodnić, że nie jest to wyuczona formułka. Kibicuje Barcelonie. Zaczęło się w 2015 roku, tłumaczy, kiedy Messi, Neymar i Suarez dziurawili każdą obronę w Europie. A Lewandowski? Strzelił trzy bramki na Euro 2020, Rahul oglądał to z wypiekami na twarzy. Gdy dołączył do Barcelony, wpadł w euforię. Dlatego teraz ostrzy sobie zęby na mecz Polska - Argentyna. Pojedynek "Lewego" z Messim.
Na stadion się nie wybiera. Pod hotel Polaków też nie.
- Pracuję siedem dni w tygodniu. Każda zmiana trwa dwanaście godzin. Nie ma nas wielu, a ktoś musi pracować - mówi spokojnie.
Dostrzega moje przerażenie i zaczyna tłumaczyć. - Nie mam wyjścia, w Nepalu nie znalazłbym pracy. A tutaj zarabiam dwa razy więcej. Nie byłem w domu od czterech lat, ale przynajmniej mogę wysłać mamie jakieś pieniądze. Naprawdę jest OK.
Chętnie opowie swoją historię. Twarzy pokazać nie może, miałby kłopoty w pracy.
Wyjechał jako dwudziestolatek. Mama się bała, bo choć Rahul jest najmłodszy z czwórki braci, wyruszył w świat jako pierwszy. Najpierw pracował na stacji benzynowej. Wspomina, jak Bayern przyjechał do Kataru na Klubowe Mistrzostwa Świata. Niemieccy kibice opowiadali, że widzieli Lewandowskiego i Mullera. Rahul też chciał "zapolować" na piłkarzy, ale nie dał rady wyrwać się z roboty.
W hotelu pracuje od czterech miesięcy. Jest sporo Nepalczyków, mówi, więc dobrze się tu czuje.
- Pracujesz dwanaście godzin dziennie. Siedem dni w tygodniu - przypominamy.
Wzrusza ramionami. - Wieczorami jest spokojnie, a przy recepcji mamy mały telewizor. Przynajmniej obejrzę mundial.
Pytamy, dlaczego zaledwie kilka kilometrów od centrum Dohy w ogóle nie czuć atmosfery mistrzostw. Późnym wieczorem na ulicy żywej duszy, rano niewiele lepiej, bo Katarczycy to "społeczeństwo samochodowe". Dwóch robotników leniwie przemalowuje klomb z szarego na złoty. Ma być efektownie. Kolorowo. Ma błyszczeć.
- Chcecie poczuć mundial? Jedźcie na przykład do Lusajl.
Miłość na deptaku
Rahul miał rację.
Na deptaku w Lusajl piłkarska impreza już się zaczęła. Pod Lusail Stadium tłum pozuje do zdjęć, obok trzy kobiety w czarnych tunikach i młody chłopak podają sobie piłkę niczym na treningu. Z głośników leci hymn mistrzostw świata.
Pełno kibiców-przebierańców z Indii, Bangladeszu czy Nepalu. W takich samych kolorowych perukach kolorowe w barwach danej reprezentacji powtarzają jak wyuczony refren:
- Kochamy Brazylię!
- Kochamy Niemcy!
- Kochamy Argentynę!
Ale gdy prosimy jednego z nich o wymienienie kilku piłkarzy, zacina się po Messim i Di Marii. Ani przez moment się nie zraża i wraca do refrenu. - Jesteśmy z Bangladeszu, ale naprawdę kochamy Argentynę! Od dziecka!
Są też prawdziwi fani, choćby z Chorwacji, którzy przylecieli za swoją reprezentacją kawał drogi. Mężczyźni w tradycyjnych katarskich strojach uśmiechają się do aparatu. Marzą o sukcesie drużyny narodowej na mundialu, ale jeszcze bardziej chcą, by ich kraj wywołał u przybyszów efekt wow.
I na deptaku w Lusajl wywołuje.
Katarskie wieżowce rozświetlają noc niemal ze wszystkich stron. Kibice co chwilę podnoszą głowę, spoglądając na efektowne Katara Towers, jedną z wizytówek kraju. Nowoczesna budowla mieści między innymi luksusowe hotele i apartamenty. 211 metrów wysokości, więc widok musi robić wrażenie. W dole zatoka, promenada i mrowie kibiców.
Rahula nikt stamtąd nie zobaczy. To tylko kilka stacji metrem. Tu muzykę zastępuje warkot silników, a piękny deptak - pusty betonowy plac.
Kładziemy się spać. Rahul kiwa głową na do widzenia, ma jeszcze kilka godzin do końca zmiany.
Koszula lepi się do ciała, na dłoniach osiada wilgoć. Duszna katarska noc. Właśnie pod hotel podjechało auto. Rahul przykleja na twarz uśmiech numer pięć.
- How can I help you?
ZOBACZ WIDEO: Mecz otwarcia na MŚ będzie już dla Polaków meczem o wszystko