Biało-Czerwoni po raz ostatni wygrali inaugurację mundialu w 1974 roku, kiedy finalnie udało się im zająć trzecie miejsce na świecie. Później tak dobrze już nie było, a w XXI wieku za każdym razem przegrywaliśmy swoje pierwsze spotkania: z Koreą, Ekwadorem i Senegalem. Więcej TUTAJ.
Tym razem udało się wywalczyć jeden punkt z Meksykiem (0:0), co oczywiście nie stawia naszej drużyny w komfortowej sytuacji, ale także nie powoduje, że jest ona beznadziejna. Trzeba jednak jasno stwierdzić, że gra nie toczyła się pod dyktando drużyny Michniewicza.
Taki był plan
- To był taki typowy mecz walki. Na boisku królował chaos i tak sobie myślę, że po prostu zagraliśmy to, na co nas obecnie stać – ocenia Marek Koźmiński, uczestnik MŚ 2002, były wiceprezes PZPN.
ZOBACZ WIDEO: Eksperci mieli duży problem. "To nie był do końca mecz piłkarski"
Polska przystępowała do swojego pierwszego spotkania tych mistrzostw świata ze świadomością tego co stało się wcześniej. Arabia Saudyjska sprawiła bowiem ogromną niespodziankę, pokonując Argentynę (2:1) i stawiając sytuację w naszej grupie na głowie. Czy to co wydarzyło się kilka godzin przed starciem z Meksykiem mogło wpłynąć na to co nasi piłkarze zaprezentowali na boisku?
- Jeśli miało to na nich odcisnąć jakieś piętno, to w ogóle tego nie było widać na murawie - mówi WP SportoweFakty Koźmiński i dodaje: W ogóle nie podjęliśmy ryzyka, a szkoda, ponieważ były momenty, kiedy można było zagrać nieco odważniej. Takiego kalkulowanego ryzyka, gdzie przez 15-20 minut byśmy zaatakowali. Widać jednak było, że trener chciał zremisować i swój cel osiągnął. Zrobił to w sposób zamierzony.
Nie przegrać
Polscy piłkarze potwierdzili więc to, co po towarzyskim spotkaniu z Chile w Warszawie obwieścił całemu światu Grzegorz Krychowiak. Doświadczony pomocnik bez ogródek stwierdził wtedy, że nasza reprezentacja tak po prostu będzie grała, bo na nic więcej jej aktualnie nie stać.
Biało-czerwoni zapowiedzieli, że przedkładają wynik nad styl i jak się okazało, w ciągu kilku dni od meczu przy Łazienkowskiej nic w tej materii się nie zmieniło. - Założenia od początku były jasne. Mieliśmy się wysoko bronić i przede wszystkim nie przegrać - tłumaczy Koźmiński.
Cel udało się osiągnąć, a chociaż nasi piłkarze nie rzucili swoją grą na kolana, to przy odrobinie szczęścia mogli pokusić się nawet o zwycięstwo. Niestety, nie mylący się z reguły przy uderzeniach z jedenastu metrów Robert Lewandowski, tym razem okazał się gorszy od rozgrywającego swój piąty mundial Guilermo Ochoy.
- Spotkanie było brzydkie i rwane. Na boisku spotkały się dwie drużyny mocno wyrachowane. Rozmawiamy o Polsce, ale przecież także Meksyk nie pokazał w ofensywie niczego wielkiego. Tam także brakowało podjęcia jakiegoś większego ryzyka. Mieliśmy przebłyski, kiedy stawaliśmy nieco wyżej. Szkoda, że nie poszło za tym więcej konkretów - zwraca uwagę nasz rozmówca
Bałagan w grupie
Po remisie na inaugurację i porażce Argentyny w meczu z Arabią Saudyjską, sytuacja drużyny Michniewicza jest trudna. W drugim spotkaniu turnieju Polska nie będzie jeszcze pod ścianą, jednak kolejna strata punktów może pogrzebać marzenia o 1/8 finału.
Zdaniem Koźmińskiego, może się okazać, że meczem "o wszystko" będzie starcie z Argentyną, a nie spotkanie z Saudyjczykami: - Ja bym jednak był daleki od tego, by nazywać drugie spotkanie, tym o wszystko. Może się okazać, że zremisujemy i wtedy o awans zagramy z Argentyńczykami.
- Faktem, który nie podlega dyskusji jest natomiast to, że porażka Argentyny przewróciła sytuację w naszej grupie o 180 stopni. I to wcale nie jest tak, że Arabia Saudyjska wygrała fartem, ale to była naprawdę poukładana drużyna - ocenia Koźmiński.
- To w mojej ocenie oznacza, że w sobotę będziemy świadkami powtórki z rozrywki. Zagramy dokładnie to samo, może z lekką dozą jakiejś większej odwagi przy poczynaniach ofensywnych. Nastawiam się bardziej na piłkarskie szachy i to niestety tak wygląda, że jeśli nasza reprezentacja ma odegrać jakąś rolę na tej imprezie, to po prostu tak będzie grać. Zachowawczy, momentami kunktatorski futbol - przyznaje 45-krotny reprezentant naszego kraju.
Bez argumentów
W opinii Koźmińskiego, na końcu wszystkich rachunków trzeba będzie oceniać nasz zespół z wyniku: – Ja bym nie patrzył na starcie z Meksykiem jako na mecz, który zawaliliśmy, bo powinniśmy go wygrać. Nie, my nie mieliśmy ku temu argumentów. To się mogło udać jedynie ze względu na epizod, którym był rzut karny, ale się nie udało.
Kto jak kto, ale były prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej zna smak inauguracji wielkiej piłkarskiej imprezy. W 2002 roku był on przecież członkiem ekipy, która przegrała w swoim pierwszym meczu mundialu z Koreą Południową.
- Najważniejsze to nie skupiać się na rozpamiętywaniu i ze świeżą głową przystąpić do kolejnych zawodów - radzi. Przed dwoma dekadami się nie udało, ponieważ po porażce z Koreą przyszedł blamaż w starciu z Portugalią, co finalnie zakończyło marzenia podopiecznych Jerzego Engela o fazie pucharowej.
O ile można więc w ciemno zakładać, że selekcjoner nie zmieni nastawienia przed meczem z Arabią Saudyjską, to niewykluczone, że zdecyduje się na jakieś roszady personalne. Jednym z bardziej krytykowany piłkarzy po spotkaniu z Meksykiem był z kolei Piotr Zieliński.
- No niestety, Piotrek po raz kolejny nie był na boisku taką gwiazdą jaką jest w lidze włoskiej, ale prawda jest taka, że nawet Lewandowski nie miał za wiele z gry. Ten futbol, który my prezentujemy nie daje możliwości, by te nasze ofensywne gwiazdy mogły rozwinąć skrzydła, żeby lepiej się sprzedały - tłumaczy Koźmiński.
Nie ukrywa jednak, że do pewnych zmian może dojść. Kto więc jego zdaniem wygrał swoją szansę, a kto może przypłacić słabszą postawę ławką rezerwowych? - Roszady, których dokonał Czesław Michniewicz po przerwie, mnie przekonały, bo jednak po zmianie strony byliśmy na krzywej lekko rosnącej. Może Bielik, który dał nam więcej spokoju w środku? Jeśli zaś chodzi o ofensywę, to Zalewski nie rzucił na kolana, ale w takim meczu trudno jest coś pokazać. Nie będę wiec wcale zaskoczony, jeśli wyjdziemy takim samym składem - kończy były wiceprezes PZPN.