Po lewej wody Zatoki Perskiej, po prawej - tylko piasek.
W oddali mały namiot i kilkanaście quadów równo ustawionych w rzędzie. To oddział biura turystycznego. Za 300 dolarów można wybrać się na kilkugodzinną wycieczkę po pustyni - biały pick up lub quad wiezie cię po piasku, potem przesiadasz się na wielbłąda. - Znajdujemy się bardzo niedaleko granicy z Arabią. To kilkanaście minut jazdy - rzuca kierowca Ubera.
Jeszcze tylko skręt na małym rondzie i jesteśmy.
Sealine Training Site. Baza drużyny Arabii Saudyjskiej na mundial w Katarze.
ZOBACZ WIDEO: Płomienna odprawa trenera rywali Polaków. "Czasami kopnie butelkę"
Brawa dla mamy trenera
Po zwycięstwie drużyny Herve'a Renarda nad Argentyną kraj ogarnęła futbolowa gorączka. Król Salman ibn Abd al-Aziz Al Su'ud ogłosił święto narodowe. Pojawiły się nawet plotki, że w nagrodę za świetny występ ufundował każdemu piłkarzowi Rolls-Royce'a, ale selekcjoner zdementował tę informację.
Po konferencji prasowej, poprzedzającej mecz Saudyjczyków z Polakami, dziennikarze ustawiali się w kolejce, by zrobić sobie z Renardem zdjęcie. Jeśli w sobotę pokona Polskę, zostanie bohaterem. Arabowie mogą wyjść z grupy MŚ po raz drugi w swojej historii, czekają na taki sukces od 1994 roku.
- Saudyjczycy kochają futbol, a po zwycięstwie nad Argentyną rozpętało się szaleństwo - opowiada dziennikarz Tarrek Boussaha z SNTV. I przypomina, że w sensacyjnym triumfie nad Albicelestes nie było przypadku. - Zauważ, że zdecydowała druga połowa. To znaczy, że Renard świetnie przeczytał w przerwie Scaloniego. To było jego taktyczne zwycięstwo nad selekcjonerem rywali. Przed przerwą Arabia miała trochę szczęścia, ale po zmianie stron świetnie się broniła.
Z dużego białego namiotu, stanowiącego centrum dla mediów, idziemy powoli w kierunku boiska. Zaraz zaczyna się trening. Wysoki, dobrze zbudowany ochroniarz co chwilę przepuszcza ludzi ze specjalnymi przepustkami. Młodzi mężczyźni, dużo kobiet z dziećmi. To rodziny piłkarzy, które będą oglądać zajęcia.
Nagle poruszenie i gromkie brawa. Na trybuny wolnym krokiem, w towarzystwie agenta Renarda, wchodzi starsza kobieta o siwych włosach. Dziennikarze podrywają się z miejsc, wszystkie oczy są skierowane na nią. Mama selekcjonera, Danielle Renard. Mecz drużyny syna z Biało-Czerwonymi będzie dla niej o tyle wyjątkowy, że rodzice pani Renard, z domu Cybulskiej, urodzili się w Polsce. W 1939 roku wyemigrowali do Francji z Poznania.
- Mama to wielka fanka futbolu. Śledzi dwa, trzy mecze w tygodniu. Mogę was zapewnić, że podczas sobotniego starcia założy koszulkę reprezentacji Arabii - powie Renard dzień później na konferencji prasowej.
Saudyjczycy chcą dokończyć robotę
- Nie martwcie się. Przyprowadzę wam piłkarza, który mówi po angielsku - rzuca rzecznik saudyjskiej ekipy. I dotrzymuje słowa. Po chwili przed dziennikarzami z Europy staje Salem Al Shehri, strzelec gola na 1:1 przeciwko Argentynie.
- Po tym zwycięstwie czuliśmy się niesamowicie, ale jeśli chcemy, by to trwało, musimy się zakwalifikować. Pierwszą robotę wykonaliśmy perfekcyjnie, teraz przed nami dwa zadania. Wszystko było przeciwko nam, jednak wierzyliśmy w siebie i udowodniliśmy, że zasłużyliśmy, by wystąpić na mistrzostwach. Chcemy znów pokazać, jak nasz futbol w ostatnich latach się rozwinął - tłumaczy napastnik.
O Polsce mówi z dużym szacunkiem - że to świetna drużyna, a Lewandowski jest znakomitym napastnikiem. Przestrzelony karny niczego nie zmienia, tłumaczy piłkarz, przecież zdarza się każdemu. Jest więc do rywala szacunek, ale nie ma strachu. Trudno, by był, jeśli kilka dni wcześniej pokonałeś Argentynę, jednego z faworytów całego turnieju.
Tarrek Boussaha, dziennikarz SNTV: Polska ma lepszych piłkarzy, ale Arabia - lepszy zespół. Lewandowski gra z kolegami z reprezentacji raz na trzy miesiące. A w drużynie Renarda występuje mnóstwo zawodników z Al-Hilal. Widzą się praktycznie codziennie. To bardzo skonsolidowana grupa. No i ma świetnego selekcjonera - analizuje dziennikarz.
W momencie gdy Katar, prawie 200 razy mniejszy sąsiad Arabii, stracił już szanse na awans, Saudyjczycy są bardzo blisko zakwalifikowania się do fazy pucharowej. Gospodarze mundialu mogą im zazdrościć.
Choć przecież nie tak dawno to Saudyjczycy zazdrościli Katarowi.
Krowy w samolocie
Pięć lat temu Arabia, Jemen, Mauretania, ZEA, Bahrajn i Egipt zerwały z Katarem stosunki dyplomatyczne. Pobliska granica lądowa była zamknięta.
Jak piszą Krzysztof Kawa i Remigiusz Półtorak w książce "Operacja mundial", wspomniane państwa oskarżyły gospodarza MŚ 2022 o destabilizowanie sytuacji w regionie. Katarowi zarzucano m.in. wspieranie muzułmańskich fanatyków na Bliskich Wschodzie oraz ułożenie się z Iranem i Turcją. Maleńki kraj prowadził niezależną politykę, a do tego - co wydawało się przecież szaleństwem - szykował się do organizacji mundialu. Sukces Katarczyków drażnił dużo większego sąsiada.
Ogłoszono całkowitą blokadę polityczną i gospodarczą Kataru. Za wyrażanie poglądów popierających ten kraj można było zostać skazanym na 15 lat więzienia. Koalicja państw walczyła z nim na każdej płaszczyźnie. W 2017 roku naciskała na FIFA, by odebrała mu mundial, i wyraziła gotowość goszczenia kibiców u siebie.
Ale wysiłki wrogów Kataru spełzły na niczym. Gospodarz tegorocznych MŚ znakomicie sobie poradził. Sprzymierzył się ze Stanami Zjednoczonymi, udostępniając im bazy wojskowe podczas inwazji na Irak.
– Z nikim nie wojować, każdemu być potrzebnym – to stało się hasłem katarskiej dyplomacji – pisze Wojciech Jagielski w "Magazynie Kopalnia". – Symbolem niezależności i nowych czasów stało się też 20 tysięcy krów, jakie zaraz po nałożeniu blokady Katarczycy sprowadzili odrzutowcami Qatar Airways z Ameryki i Europy, by na sztucznie nawadnianych pastwiskach i w klimatyzowanych oborach zapewniały im mleko.
Katar przetrwał, a sąsiedzi po czterech latach odpuścili. Zrozumieli, że przegrali tę wojnę.
Ta sama krew
Czy skoro jeszcze niedawno stosunki na linii Katar - Arabia Saudyjska były wrogie, w sobotę kibice gospodarzy turnieju będą wspierać kadrę Michniewicza? Nic z tych rzeczy.
- To był konflikt polityczny, a nie społeczny. Nie ma szans, żeby ze względu na niedawną blokadę Katarczycy trzymali kciuki za Polaków. Są tu domy, w których jeden kuzyn urodził się w Katarze, a drugi kilkanaście kilometrów dalej, już w Arabii Saudyjskiej. Są rodziną - tłumaczy Boussaha.
- Między społeczeństwami naprawdę nigdy nie było żadnego napięcia. Ludzie mieli gdzieś politykę. W ich żyłach płynie ta sama krew, ona jest najważniejsza - dodaje.
Arabia Saudyjska wstrzymała oddech. Kilka dni temu piłkarze Renarda udowodnili, że niemożliwe nie istnieje. W sobotę będą chcieli dokonać tego po raz drugi poprzez przypieczętowanie awansu z grupy, w której skazywani byli na pożarcie.
Początek meczu z Polską już o 14:00 naszego czasu na Education City Stadium.
Z Kataru - Dariusz Faron WP SportoweFakty.pl