W fantastycznej formie na mundialu w Katarze jest Wojciech Szczęsny, który obronił drugi rzut karny. Lionel Messi mocno uderzył w swoją prawą stronę, ale w tej sytuacji rewelacyjnie zachował się bramkarz. Internet zwariował po tej interwencji Szczęsnego. Wszyscy są pod dużym wrażeniem. Polak - niemal w pojedynkę - wprowadził Polskę do 1/8 finału MŚ w Katarze.
- Cała moja rodzina siedzi teraz w Warszawie i ogląda. Kocham cię, Liamku - tata nie wraca do domu! - mówił Szczęsny po meczu przed kamerami TVP Sport.
Wtedy bramkarz nie zdawał sobie sprawy z tego, że syn dosłownie odbierze jego słowa. Młody Liam popłakał się i poszedł do drugiego pokoju. Wszystko to teraz - w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" zrelacjonował Wojciech Szczęsny.
ZOBACZ WIDEO: Przepis na sukces Szczęsnego. Nasz dziennikarz ujawnia
- No i narobiłem "bigosu". Głupi jestem, bo ciągle zapominam, że syn ma już cztery lata i, kiedy słyszy w telewizorze: "Tata nie wraca do domu", bierze to dosłownie. Że już nigdy nie wróci. Żona powiedziała, że wszyscy w domu byli podekscytowani, uradowani, a Liam wyszedł zapłakany do drugiego pokoju - powiedział.
- Po meczu zadzwoniłem do rodziny - wszyscy byli razem i popłakałem się, rozkleiłem jak mały chłopiec. Strasznie ryczałem, łzy płynęły po policzkach. Zeszły emocje, stres, puściło napięcie - podkreślił w rozmowie.
Szczęsny dodał, że jego żona Marina Łuczenko i syn Liam przylecą do Kataru na meczu z Francją. Będą wspierać drużynę i męża podczas spotkania 1/8 finału MŚ.
- Bałem się tłumów, korków, słabej organizacji, a pod tym względem nie ma na co narzekać. Martwiłbym się, gdyby żona była tu sama z dzieckiem, a widzę, że nie będzie problemu - przyznał bramkarz reprezentacji Polski.
Czytaj także:
Prezes PZPN zabrał głos przed meczem z Francją. "Po raz kolejny na to liczę"
O tej sytuacji mówi cały świat. Listkiewicz wyjaśnia, czego zabrakło