[b]
[/b]Fajdek przyleciał na trzy dni do Kataru, by wspierać kadrę Czesława Michniewicza. Pięciokrotny mistrz świata w rzucie młotem opowiada o ogromnych emocjach, jakie przeżył na 974 Stadium. Polacy awansowali do fazy pucharowej po zwycięskiej porażce z Argentyną (0:2).
Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Skoro rozmawiamy, to znaczy, że podczas meczu Polska - Argentyna, który oglądałeś z trybun, nie padłeś na zawał.
Paweł Fajdek, pięciokrotny mistrz świata w rzucie młotem: Łatwo nie było, bo reprezentacja wywołuje u mnie szczególne emocje. Poza tym to nie jest liga podwórkowa, tylko mundial. Każdy by chciał, żeby drużyna, która ma najlepszego piłkarza na świecie, strzelała więcej bramek, a nie dawała się bić. Wszyscy mamy chyba po fazie grupowej podobne odczucia. Wiadomo, jaki był styl. Z drugiej strony - zadanie zostało wykonane, więc nie ma się co nad tym rozwodzić. Z Argentyną fajnie zagraliśmy pierwszą połowę na zero z tyłu, Wojtek Szczęsny się wykazał.
Jak przeżywałeś to na trybunach?
Mieliśmy super miejsca, by obejrzeć rzut karny: bramka Szczęsnego była centralnie przed nami. Siedziałem w najliczniejszej polskiej grupie i powiem szczerze, że nigdy nie miałem wokół siebie tylu trenerów. Ich krzyki nie nadają się do cytowania, nawet gdybyśmy wypikali. Niestety, byliśmy na trybunach zdecydowaną mniejszością, ale widziałem w kibicach wiarę. Mieliśmy dwóch bębniarzy, którzy się mocno awanturowali.
ZOBACZ WIDEO: Serbowie nazwali dziennikarza WP SportoweFakty prowokatorem. Jedno pytanie wywołało ogromne poruszenie
Co to znaczy?
Przyjechał ojciec z młodym chłopakiem, jakieś dwanaście lat. Chcieli usiąść, ale bębniarze stali na ich miejscach. Pan kulturalnie ich poprosił o ustąpienie, a gość zaczął się na nich wydzierać i przeklinać. Przykry obrazek. Generalnie zrobiła się mała zadyma, bo był problem z przydzieleniem miejsc. Argentyńczycy też krzyczeli, że te ich są zajęte. Początek był ciężki. Potem na szczęście wszystko rozeszło się po kościach.
Na trybunach są większe nerwy niż przed telewizorem?
Pamiętam moment, w którym zaczęliśmy liczyć kartki. 78. minuta, nagle Grzesiu Krychowiak niepotrzebnie szarpie chłopa na środku boiska. Dostaje żółtą, a trybuna chce go zabić! Takie są w kibicach emocje, ja to rozumiem. Nie stresuję się tak swoimi startami, jak grą piłkarskiej reprezentacji. Nie lubię krzyków, ale przecież kiedy kilkaset osób się drze, to wytykaliby mnie palcami, gdybym siedział cicho! Więc dopingowaliśmy razem! Mam nadzieję, że chłopaki słyszeli.
Żałowałeś, że nie możesz się napić piwa na meczu?
Piwo to część kibicowskiej kultury. Moim zdaniem można było sprzedawać na stadionie to standardowe, dwuprocentowe, nikomu by się nic nie stało. Ale cóż, takie są tu zasady. I tak jest o wiele lepiej niż na przykład w Iranie, gdzie w ogóle nie ma alkoholu i jest paskudna segregacja mężczyzn i kobiet. Poza tym nikt na siłę do Kataru nie wysyła, to wybór kibica.
Jak oceniasz atmosferę na mundialu?
Europejczycy nie bawią się tak, jak potrafią. Mieliśmy okazję tego doświadczyć chociażby podczas Euro 2012, gdzie było prawdziwe święto w każdym mieście. W Katarze atmosfera jest inna. To odmienna kultura, trzeba to uszanować. Byłem tutaj trzy lata temu na MŚ lekkoatletycznych, więc wiedziałem, co zastanę.
Mundial w Katarze - żenada czy fajny pomysł?
Katar mocno walczy, by zaznaczyć swoją obecność na mapie świata. Początki zawsze są trudne. Zobaczymy, jak będzie dalej. Skoków narciarskich chyba nie będą organizować. Musieliby wybudować bardzo wysoką halę. Jeśli chcą organizować duże imprezy sportowe, nie mam nic przeciwko.
Spotykamy się w pięciogwiazdkowym hotelu. A tymczasem spora część kibiców śpi w kontenerach. Jak oceniasz rozwiązanie zastosowane przez Katarczyków?
Moim zdaniem bardzo ciekawa opcja. Stadion z kontenerów robi wrażenie, to coś nowego. Jeśli miałby stać i w ogóle nie funkcjonować, to lepiej faktycznie po mundialu go rozebrać. Katarowi zostanie kilka klimatyzowanych stadionów, więc pewnie niektóre drużyny będą tu przyjeżdżać na obozy. Infrastruktura się polepszyła. Kiedy wychodzę na te same ulice co trzy lata temu, widać, że przybyło wokół budynków. W końcu na organizację wydano 220 miliardów dolarów.
Kiedy zdecydowałeś, że lecisz na Argentynę?
Przyjechałem wspierać reprezentację razem z Orlenem. Zazwyczaj Euro czy mundial rozgrywały się w środku mojego sezonu, a teraz jestem na początku przygotowań, więc bez wahania zgodziłem się na trzydniowy wyjazd. Na trybunach sporo osób do mnie podchodziło, gratulowało i prosiło o zdjęcia. Nawet Polacy mieszkający w Kanadzie przylecieli do Kataru, by wspierać reprezentację. To niesamowite, że ludzie przybywają z drugiego końca świata i płacą za możliwość wspierania kadry ciężkie pieniądze. Nie oszukujmy się, w Katarze nie da się wynająć taniego hostelu. Trzeba słono zapłacić, nie każdego na to stać.
Wokół kadry toczy się wielka dyskusja. Jedni mówią: cieszmy się z awansu i nie narzekajmy. Inni: drużyna gra fatalnie. Jak na to patrzysz?
Mam znajomych z całego świata i nie są zachwyceni Polakami. Z drugiej strony, sam na zawodach mam eliminacje, a potem finał. Eliminacje trzeba po prostu przejść, nieważne, w jakim stylu. Staramy się grać na zero z tyłu, ale przeciwko Francji zamurowanie się nie da nam awansu. Musimy zacząć atakować. Choć nie chciałbym teraz wchodzić w rolę eksperta.
Ktoś może zaraz powiedzieć: Fajdek się nie zna, niech wraca do lekkiej.
Każdy ma prawo do oceny. Oglądam piłkę świadomie od 25 lat, śledzę każde spotkanie reprezentacji Polski. Byłem na kilku meczach na żywo. Myślę, że mam prawo wypowiedzieć własne zdanie i otwarcie stwierdzić, że według mnie trochę nam nie idzie. Nie wiem dlaczego, tym zajmuje się sztab trenerski. Po prostu chciałbym, żeby Polska w meczu z Francją postarała się zagrać w piłkę. Jako sportowiec znasz naszych kadrowiczów.
Kontaktowałeś się z nimi przed meczem z Francuzami?
Po awansie wysłałem gratulacje do Grzesia Krychowiaka i Roberta Lewandowskiego. Z Grześkiem poznałem się, gdy grał w Sewilli. Byliśmy niedaleko na zgrupowaniu i pojechaliśmy do niego na meczyk. Sewilla to najpiękniejszy okres kariery Krychowiaka, wszystko mu wychodziło. A "Lewego" poznałem na Balu Mistrzów Sportu. W tym roku była ta afera z moim wpisem.
Napisałeś po zwycięstwie "Lewego" w Plebiscycie "Przeglądu Sportowego", że to wstyd, że nie wygrała Anita Włodarczyk.
Już to sobie z Robertem wyjaśniliśmy. Napisałem do niego, żeby wiedział, że go nie atakuję. Odpowiedział, że rozumie. Po prostu chciałem uświadomić kibiców, że sport olimpijski jest u nas bardzo niedoceniany. Nie może być tak, że świat się rozwija, wszystko idzie do przodu, a za złoty medal na igrzyskach jest 120 tysięcy złotych. To przykre i żenujące. Ktoś trenuje całe życie, zdobywa na igrzyskach złoty medal i nie może spać spokojnie. To wina PKOl-u i ministerstwa. Uważam, że trzeba podnieść nagrody za medale olimpijskie.
Żałujesz swojego wpisu z perspektywy czasu?
Nie. Jestem czynnym zawodnikiem, ale też kibicem i mam prawo wypowiedzieć swoje zdanie. Raz jeszcze proszę, by nikt nigdy nie traktował tego personalnie. Każdy sport ma swoją rangę. Cała ta styczniowa afera została źle odebrana. Rozumiem, że u kibiców rywalizacja o miano najlepszego sportowca w Polsce budzi wielkie emocje. Dlaczego wszystkich bawią memy o "Lewym" i Idze? Nie ukrywam, że gdy widzę obrazki o "gówniarze z paletkom", nieraz płaczę ze śmiechu.
Nie uważasz, że porównywanie zarobków w różnych dyscyplinach i mierzenie różnych sportów jedną miarą do niczego nie prowadzi?
W Polsce lubimy dzielić, nie jest to przyjemne. Mamy masę żartów, jak to sąsiad sąsiadowi robi na złość. Z czegoś się to bierze. Mówiłem o zbyt niskich nagrodach za medal. Z drugiej strony każdy młody człowiek ma wybór i może sam wskazać dyscyplinę, którą będzie uprawiać. My, lekkoatleci, zawsze możemy zmienić sport na taki, który przynosi większe dochody. Nikt nam nie broni. Ale gdy zaczynasz karierę, nie myślisz o pieniądzach, chcesz po prostu robić to, co lubisz.
Wierzysz w awans Polski do ćwierćfinału?
Trójkolorowi na pewno oglądali mecz z Argentyną, pewnie myślą, że jesteśmy chłopcami do bicia. Może wyjdą na dużym luzie, zlekceważą nas? Fajnie byłoby, gdyby w siódmej minucie "Lewy" cyknął jedną, a w 15. poprawił. No i jeszcze gdyby przełamał się Milik.
Naprawdę liczysz, że strzelimy Francuzom trzy gole?
A czemu jako kibic mam nie liczyć na niespodziankę? Tylko błagam, nie czekajmy na karne. Pamiętamy, co było na Euro 2016. Kuba Błaszczykowski się pomylił z Portugalią i pół Polski na niego rzucało "chu***". Mnie jest wstyd za takich kibiców. Każdemu się przecież zdarza pomylić. Lionel Messi też nie strzelił w Katarze. To tylko sport, nie zapominajmy o tym. W niedzielę nie czekam na awans, tylko na dobry występ Polaków. Niech zagrają w piłkę. Niedawno znajomi z zagranicy, którzy pisali do mnie: "Gdzie jest Polska i Lewandowski?!". Mam nadzieję, że po meczu z Francją utrę im nosa.
Zobacz także:
Wrzenie w starciu Serbii ze Szwajcarią
Co ze zdrowiem Neymara?