Sprawa premii rozbudziła mnóstwo dyskusji. Portale społecznościowe są przesiąknięte licznymi komentarzami. Swoją opinią podzielił się także były selekcjoner reprezentacji Polski, Andrzej Strejlau.
- Reguły były źle ustalone od początku. Wyjeżdżając na miejsce nie rozmawia się już o pieniądzach. Jest to niesmaczne, że więcej mówi się o tym, a nie o grze. Niedomówienia nie powinny mieć miejsca. Źle to świadczy o wszystkich, którzy w tym uczestniczą - stwierdził na antenie Meczyków.
Kontrowersyjny temat pojawił się w dyskursie medialnym na początku grudnia. To właśnie wtedy na łamach Wirtualnej Polski pojawiła się informacja, że premier Mateusz Morawiecki jeszcze przed rozpoczęciem mistrzostw świata w Katarze obiecał kadrze premię wynoszącą co najmniej 30 mln zł. Warunkiem miało być wyjście z grupy, co ostatecznie udało się Biało-Czerwonym osiągnąć.
ZOBACZ WIDEO: Polski sędzia walczy o finał mistrzostw świata. Listkiewicz jest pewny jednej rzeczy
Do całej sytuacji odniósł się selekcjoner Czesław Michniewicz, którego zdaniem nie padła żadna konkretna suma z ust szefa polskiego rządu.
- Premier powiedział "jak wyjdziecie z grupy, to z trenerem pomyślimy o premii" [...] Te kwoty gdzieś padały przy stolikach, ale to bardziej propozycje padające z ust piłkarzy. Nie było konkretnej deklaracji premiera na piśmie - powiedział 52-latek podczas rozmowy z TVP Sport.
Cały czas pod znakiem zapytaniem stoi także przyszłość trenera polskiej drużyny narodowej. 12 grudnia federacja opublikowała komunikat, w którym poinformowała o swojej decyzji.
"Polski Związek Piłki Nożnej nie skorzystał z klauzuli umownej, która umożliwiała jednostronne przedłużenie kontraktu selekcjonera. Jednocześnie PZPN informuje, że kwestia dalszej współpracy pomiędzy federacją a Czesławem Michniewiczem jest tematem rozmów stron" - napisano.
Grał w Legii, teraz trafi do Barcelony?!
Waleczni i zaprawieni w bojach. Przed nami pierwszy półfinał mundialu