Wojownik o wielkich umiejętnościach. Serb, który podbił Włochy

Getty Images / Alessandro Sabattini / Na zdjęciu: Sinisa Mihajlović
Getty Images / Alessandro Sabattini / Na zdjęciu: Sinisa Mihajlović

W piątek piłkarski świat otrzymał niesamowicie smutną wiadomość. W wieku 53 lat zmarł Sinisa Mihajlović. Były trener m.in. Bolonii przegrał walkę z chorobą.

W tym artykule dowiesz się o:

[tag=10168]

[/tag]Sinisa Mihajlović dla wszystkich osób interesujących się włoskim futbolem jest postacią pomnikową. Przez wiele lat występował w Italii, a potem kontynuował karierę jako trener i pracował w wielu klubach na Półwyspie Apenińskim.

Walka z chorobą

W lipcu 2019 roku włoskie media zaczęły ujawniać informacje dotyczące słabszego stanu zdrowia serbskiego szkoleniowca. W związku z tym były piłkarz postanowił ustosunkować się do tych doniesień na oficjalnej konferencji prasowej. Trener ujawnił wtedy, że choruje na białaczkę.

Wtedy Mihajlović przyznał, że diagnoza przekazana mu przez lekarzy była dla niego ogromnym ciosem. - Chciałem najpierw przekazać tę informację drużynie, ale tak się nie stało, bo niektórzy tego nie uszanowali dla zwiększenia sprzedaży gazet. Ostatnio przeszedłem wiele badań, które niestety wykazały pewne anomalie, których nie miałem cztery miesiące temu. Kiedy dostałem wiadomość, że mam białaczkę, to otrzymałem wielki cios. Siedziałem i całymi dniami płakałem, a całe życie przelatywało mi przed oczami - mówił.

Jednocześnie Serb, jak na walczaka, którym niewątpliwie był przystało, poniekąd rzucił wyzwanie chorobie. - Szanuję chorobę i zamierzam stawić jej czoło z mocno wypiętą klatką piersiową. Spojrzę jej w oczy. Nie mogę się doczekać, by pojechać do szpitala i rozpocząć walkę. Muszę zastosować swoją taktykę w tej bitwie i nie mam wątpliwości, że ją wygram. Zrobię to dla rodziny, moich dzieci i wszystkich, którzy mnie kochają - przyznawał.

W listopadzie tego samego roku Serb ogłosił, że pokonał białaczkę i wydawało się wtedy, że jego historia zmierza w dobrym kierunku. Jednak w marcu 2022 roku szkoleniowiec ponownie musiał udać się do szpitala na leczenie i w maju został wypisany z placówki z dobrymi wynikami terapii. I znowu mogło się wydawać, że wszystko zakończy się pozytywnie. Niestety w piątek dowiedzieliśmy się, że nie.

Wojna go naznaczyła

W 1991 roku wybuchła wojna domowa w Jugosławii. Dla Mihajlovicia urodzonego w Vukovarze, który obecnie jest w Chorwacji, była to niesamowicie trudna sytuacja. Sam był już zawodnikiem Crveny Zvezdy Belgrad i nie był obecny w swojej rodzinnej miejscowości, ale została tam jego rodzina.

W mieście codziennością była różnorodność narodowościowa. Nie można było o nim powiedzieć, że było bardziej serbskie, czy też bardziej chorwackie. Tam jedna i druga ludność były niesamowicie wymieszane i to sprawiało, że Vukovar był jednym z miast, które najbardziej ucierpiały podczas konfliktu.

Jednak w tym miejscu ludzie nie musieli zważać jedynie na konflikt w skali całego regionu. Masa rodzin z Vukovaru była wymieszana, a rodzina Sinisy nie była w tej kwestii wyjątkiem. Jego matka była Chorwatką, a ojciec Serbem, co mogło rodzić i rodziło różne spory.

Raz Mihajlović sam słyszał, jak brat jego matki mówił do jego ojca, że jest "serbską świnią, którą najchętniej sam by zabił". Pod koniec konfliktu ten sam wuj był niejako na łasce Sinisy, ale ten wybaczył mu i ukrywał go w swoim belgradzkim mieszkaniu przez 21 dni. Zresztą wuj nie był jedynym człowiekiem, który znalazł schronienie w domu ówczesnego piłkarza.

Podczas walk pod jego dachem mieszkało nawet kilkudziesięciu uchodźców i wtedy Mihajlović nie patrzył na ich narodowość. Nie było dla niego ważne z kim miał do czynienia - dawał schronienie każdemu, kto go akurat potrzebował. Wydarzenia wojenne bardzo mocno wpłynęły na jego mentalność.

Odniósł się do nich m.in. mówiąc o swojej chorobie. - Dla tych, którzy nie przywykli do siedzenia w domu może to być poświęcenie, ale dla mnie to dar. Spędziłem miesiące zamknięty w szpitalnym pokoju, trzy na trzy metry, nie mogłem nawet otworzyć okna. Nosiłem maskę i nie mogłem się przytulać czy podać komuś ręki przez miesiące. Nie muszę nawet zmieniać nawyków! Przeżyłem dwie wojny, bomby zniszczyły mój dom, dla mnie zostanie z rodziną i oglądanie wspólnie telewizji nie jest problemem. Choroba nauczyła mnie doceniać każdą małą chwilę w życiu, choćby to, że nie muszę włączać budzika i mogę się w końcu wyspać - mówił w rozmowie z "La Gazzetta dello Sport".

Niechlubny znajomy

Podczas wojny Sinisa zrobił wiele dobrego, ale jego późniejsze wypowiedzi wielokrotnie polaryzowały opinię publiczną. A zwłaszcza stosunek do Zeljko Raznatovicia, który był szefem ultrasów Crvenej Zvezdy i zbrodniarzem wojennym. Mihajlović nie ukrywał swojej przyjaźni z "Arkanem" i nazywał go nawet "bohaterem narodu serbskiego", jednocześnie zmniejszając wymiar popełnionych przez niego zbrodni.

Często mówił o nim jako o nieokrzesanym żołnierzu walczącym z wojskami wroga. Oczywiście nigdy nie usprawiedliwiał jego zbrodni, a okrutne działania Raznatovicia tłumaczył chaosem wojennym, który ma miejsce w przypadku wojen domowych.

Boiskowy artysta i wojownik

Mihajlović to nie tylko ciekawa osobowość, ale również świetny piłkarz. Gdy jako młody chłopak przechodził do Crvenej Zvezdy za dzisiejszą równowartość miliona euro, był najdroższym piłkarzem w historii jugosłowiańskiej piłki. Zresztą pozostał nim aż do końca istnienia tego państwa.

Serb był jednym z najważniejszych zawodników belgradzkiej drużyny, która w 1991 roku wygrała Puchar Europy. Był to jedyny słowiański zwycięzca pucharu, który obecnie nazywamy Ligą Mistrzów.

Zaledwie rok wcześniej Jugosławia doszła do ćwierćfinału mistrzostw świata rozgrywanych we Włoszech i tam również pomocnik Zvezdy był fundamentalną postacią. Nic więc dziwnego, że bardzo szybko przykuł uwagę włoskich klubów. Już w 1992 roku został zawodnikiem AS Romy, a potem grał jeszcze w Lazio, Sampdorii i Interze Mediolan.

Grał w wielkich klubach i oczywiście, jak przystało na zawodnika z Bałkanów nigdy nie odpuszczał, a gdy trzeba było, potrafił podostrzyć. Aczkolwiek jego znakiem rozpoznawczym były strzały z dystansu, a zwłaszcza z rzutów wolnych. Jego uderzenia ze stojącej piłki stały na niesamowitym poziomie.

Czytaj też:
Niemcy rozpisują się o Marciniaku
Nowe informacje ws. Bereszyńskiego

Komentarze (0)