Wisła Kraków uświetniła koniec kariery Piekutowskiego

Adam Piekutowski bronił barw Białej Gwiazdy od 1999 do 2006 roku, w międzyczasie dwukrotnie wypożyczano go do Widzewa Łódź. To jednak w Wiśle odnosił swoje największe sukcesy - 3-krotnie zdobył mistrzostwo Polski i rozegrał 33 mecze w ekstraklasie.

Wychowanek Lublinianki do końca życia zapamięta 5 kwietnia 2006 roku. Podczas meczu Jagiellonii Białystok, do której był wypożyczony z Wisły, z HEKO Czermno niefortunnie interweniował na początku drugiej połowy i poważnie uszkodził kolano.

Leczenie tej groźnej kontuzji nie przyniosło powrotu do pełnej sprawności, więc Piekutowski musiał zrezygnować z profesjonalnej gry w piłkę. - Adam długo leczył kontuzję. Zresztą też ze mną dość długo przebywał w Szczecinie. Wydawało się, że podniesie się po tej kontuzji. Los chciał tak, a nie inaczej i tak się stało, że już skończył z wyczynowym uprawieniem sportu. Myślę, że lepiej jest teraz, niż jak później miałoby stać się coś gorszego. Wiem, że Adam ma problemy z kolanem. Znam też wielu piłkarzy, którzy mimo kontuzji chcieli kontynuować kariery, mają teraz endoprotezy i różnego rodzaju jeszcze większe problemy - w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl wyjaśniał Jacek Paszulewicz, jeden z piłkarzy którzy z chęcią przyjechali na mecz pożegnalny swojego kolegi.

Choć 35-letni obecnie były piłkarz największe sukcesy odnosił w Krakowie, to wybór padł na Lublin. - Przede wszystkim ukłony w kierunku Wisły Kraków, która od razu zgodziła się na rozegranie takiego meczu jako przeciwnik drużyny Przyjaciół Adama. Adam jest z Lublina. To jest miasto, z którym on jest związany i dlatego to się dzieje w Lublinie. Po tym jak rozmawialiśmy z Adamem - a on zna to środowisko sportowe - myślę, że klimat jest sprzyjający ku temu i mam nadzieję, że publiczność dopisze - tłumaczył przed meczem Maciej Stolarczyk.

Były defensor Wisły srodze się przeliczył. Na trybunach zasiadło zaledwie około 500 kibiców. Swoje zrobiła jednak niezbyt szeroko zakrojona promocja tego widowiska. Piłkarze zagrali na stadionie przy Alejach Zygmuntowskich, na stan którego narzeka większość drużyn, jakie przyjeżdżają do Lublina, by rywalizować z Motorem. - Niedociągnięcia to są wszędzie. Uważam, że jak na I ligę, gdzie gra Motor, płyta nie jest zła i nie mają się czego wstydzić. Wiadomo, że każdy chciałby grać na lepszej płycie, ale to nie miało za wielkiego wpływu, liczył się cel - argumentował Tomasz Kłos.

Jedną z najbardziej zajętych osób był... główny bohater środowego widowiska, który wydatnie pomagał w organizacji. Co rusz odbierał telefon i biegał w pośpiechu. - Nie da się ukryć, że jest trochę organizacyjnych rzeczy, które trzeba dopinać. Ciężko, ale jakoś dajemy radę - rzucił.

Pomimo towarzyskiego charakteru meczu obie jedenastki chciały zaprezentować się z jak najlepszej strony. - Większość z nas uprawia sport rekreacyjnie i mamy problem z zestawieniem optymalnej linii obrony, bo wszyscy oprócz Pietrasiaka nie grają już wyczynowo. Wszyscy jesteśmy miło zaskoczeni organizacją i tym, że trener Skorża przywiózł tutaj, oprócz kontuzjowanych, wszystkich zawodników. Miejmy nadzieję, że będzie fajny spektakl i fajna zabawa. Szukamy i analizujemy słabości Wisły Kraków, żeby wykorzystać błędy i zdobyć jakąś bramkę - mówił przed spotkaniem Paszulewicz.

Mimo że Piekutowski nie zagrał nawet przez symboliczną minutę, to jednak wyszedł na murawę wraz z obiema drużynami i zebrał gromkie oklaski od kibiców oraz pamiątkowe upominki od oficjeli.

Mecz zdecydowanie lepiej rozpoczęła Biała Gwiazda, która wykorzystała brak zgrania przeciwnika i już po kwadransie gry prowadziła 3:0. W ataku zespołu gości zagrał Piotr Brożek, który godnie zastąpił brata. - Akurat przypomniałem sobie dawne czasy, kiedy jeszcze grałem w ataku. Ale lewa obrona mi jak najbardziej odpowiada - zauważył.

Po pierwszej połowie na tablicy widniał wynik 5:2. W drugiej części gry kibice obejrzeli kolejne osiem trafień i pojedynek zakończył się wygraną Wisły 11:4. Nie popisał się jeden z bramkarzy krakowskiej drużyny - Filip Kurto, który sprokurował dwa rzuty karne.

Choć padło aż 15 bramek, to wbrew pozorom nie każdy celny strzał kończył się golem. Nie zabrakło efektownych interwencji golkiperów obu zespołów. - Był to dla nas pożyteczny sprawdzian. Praktycznie przez dwa tygodnie nie będziemy rozgrywać meczów. Myślę, że zagraliśmy na poważnie i wygraliśmy dosyć wysoko. Z tego można się cieszyć. Na pewno nie zagraliśmy w najlepszym składzie, ale pokazaliśmy dobrą piłkę. Praktycznie zostałem tylko ja i Mauro Cantoro, którzy pamiętamy czas, kiedy bronił Adam. Na pewno był to bardzo dobry bramkarz. Życie tak mu się potoczyło, że doznał poważnej kontuzji i musiał zakończyć karierę - podsumował Piotr Brożek.

- Większość z nas w mniejszym lub większym stopniu się rusza. Natomiast w Wiśle zagrała część zawodników z ścisłej kadry plus młodzi chłopcy, po których widać, że chcieli pokazać się trenerowi. Oni, jak to młodzi zawodnicy, chcieli strzelać bramki i tych bramek było dużo. Wiadomo było, że nie chodziło o wynik meczu. Szkoda tylko, że publiczność nie dopisała, bo Adam zawsze utożsamiał się z tym miastem i szkoda, że tak mało osób się zjawiło - dodał Kłos.

W trakcie gry prowadzono licytację koszulki Wisły Kraków z autografami. Całkowity dochód ze spotkania został przekazany dla Piekutowskiego. Organizatorem tego wydarzenia była Fundacja Rozwoju Sportu i Kultury i zamierza ona kontynuować rozgrywanie meczów dla piłkarzy, których kariery przerwały kontuzje. - Myślę, że takich meczów powinno być organizowanych dużo jeśli są różne wypadki losowe. Zresztą temu służy też fundacja założona przez Maćka Stolarczyka, Radka Majdana i Jarka Chwastka. Myślę, że to jest bardzo dobra idea. Ja z chęcią przyjeżdżam na takie mecze. Przy tej okazji można spotkać się z kolegami, z którymi jeszcze grało się w reprezentacji i też tymi przeciwko którym się grało. To bardzo fajny i szczytny cel - ocenił 69-krotny reprezentant Polski.

Byli oraz obecni piłkarze są wyczuleni na problemy swoich kolegów po fachu, więc żaden z nich nie odmawia pomocy. - Ja z chęcią sobie pogram, bo nie ukrywam, że już dwa lata nie gram profesjonalnie, jedynie od czasu do czasu pogramy sobie z kolegami. Żeby było jak najwięcej takich meczów - zadeklarował Marcin Kuźba, a zdanie byłego napastnika AJ Auxerre podzielają wszyscy zawodnicy, jacy w środę, 7 października zagrali dla Adama Piekutowskiego.

Źródło artykułu: