Piłkarz Lechii z jasnym przekazem do selekcjonera. "Telefon cały czas mam włączony"

- Mówiłem kolegom, że dzisiaj daję sobie ostatnią szansę. Albo teraz, albo już nigdy - wypalił z uśmiechem na twarzy Jakub Bartkowski po meczu Lechii Gdańsk z Widzewem Łódź, który z trybun oglądał Fernando Santos.

Tomasz Galiński
Tomasz Galiński
Jakub Bartkowski WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Jakub Bartkowski
Selekcjoner reprezentacji Polski Fernando Santos zaczął pracę od niezbyt przyjemnego meczu Lechii Gdańsk z Widzewem Łódź. Pojawił się osobiście na stadionie w Gdańsku, obejrzał spotkanie, natomiast trudno powiedzieć, by wyciągnął z niego daleko idące wnioski. Trochę sytuacji było, ale zawody - delikatnie rzecz ujmując - nikogo na kolana nie rzuciły.

Zapytaliśmy o wrażenia Jakuba Bartkowskiego, który zimą zamienił Pogoń Szczecin na Lechię i - póki co - na pewno tego nie żałuje. Zagrał w trzech wiosennych meczach, w każdym po 90 minut i był jednym z bardziej solidnych punktów gdańskiego zespołu.

Tomasz Galiński, WP SportoweFakty: Z jednej strony zadowolenie z faktu, że kolejny mecz w Gdańsku na zero z tyłu, ale z drugiej chyba niedosyt, że nie udało się wygrać?

Jakub Bartkowski, obrońca Lechii Gdańsk: Myślę, że to najlepsze podsumowanie. Cieszy, że nie straciliśmy gola, ale martwi fakt, że nic nie strzeliliśmy z przodu. Znamy swoje miejsce w tabeli i z tej perspektywy musimy szanować ten punkt, bo Widzew miał swoje sytuacje. Szczególnie w pierwszej połowie miał przewagę, druga była bardziej otwarta, mieliśmy wymianę ataków. My mogliśmy pokusić się o bramkę i szczególnie szkoda strzału w poprzeczkę Kristersa Tobersa.

ZOBACZ WIDEO: Piłkarz o nietypowym... nazwisku zaproponowany Legii. Robiłby furorę w Polsce!

W oczy rzucały się w dużej mierze błędy indywidualne, proste straty piłki.

Brało się to z tego, że Widzew grał wysokim pressingiem i ograniczał nam możliwości rozegrania. Wychodziło im to nieźle. Zostawaliśmy trójką ofensywnych zawodników z przodu i każdy z nich od razu miał na plecach rywala. Wiązało się to ze stratami, ale równie dobrze mogły to być błędy zawodników Widzewa, które prowadziłyby do groźnych kontrataków. W drugiej połowie te pomyłki wynikały już głównie ze zmęczenia. Ten mecz kosztował nas sporo sił.

Zgodzisz się, że musicie robić trochę więcej w ofensywie, jeśli chcecie wygrywać mecze, a nie tylko je remisować? Organizacja gry w obronie wygląda dobrze, ale znacznie gorzej jest w przypadku ofensywy.

Zdecydowanie. Mamy w tym aspekcie duże rezerwy. Nie cieszy nas gra tylko w defensywie, przesuwanie się i liczenie na kontry. Chcielibyśmy być częściej przy piłce. Mieliśmy założenia, żeby wychodzić wyżej z pressingiem, natomiast szczególnie w pierwszej połowie zazwyczaj nam się to nie udawało. W drugiej pressing był lepiej zorganizowany i odbieraliśmy piłkę na połowie przeciwnika.

Fakt, że walczycie o utrzymanie ma duży wpływ na to, że często tego ryzyka na boisku brakuje?

Można wysnuć taki wniosek. Spójrzmy na Widzew. Przyjechał do nas bez presji i mógł sobie pozwolić na bardziej odważną grę. W naszej sytuacji musimy bardziej pilnować tyłów, ale mimo wszystko chcemy to zmieniać, bardziej kreować grę, a przede wszystkim stwarzać więcej sytuacji. Możemy grać cofnięci, ale ważne, żeby po odbiorze piłki przejść do przodu i skutecznie kontratakować.

Teraz zagracie z zespołami zamieszanymi w walkę o utrzymanie, w mniejszym lub większym stopniu. Korona, Radomiak, mały przerywnik w postaci wyjazdu do Poznania i Miedź.

Wcześniejsze mecze też były kluczowe. Nie dzieliłbym ich na ważne i mniej ważne. W każdym chcemy zdobywać punkty, jeśli nie trzy, to przynajmniej jeden.

Twoje wejście do zespołu Lechii odbyło się bezboleśnie? Trzy mecze na wiosnę, każdy po 90 minut. Michał Nalepa wspominał, że jesteś głośny, dużo podpowiadasz.

Michała od razu ostrzegłem i przeprosiłem, że jeśli podczas meczu będą go bolały uszy, to żeby nie miał do mnie pretensji. Rzeczywiście dużo komunikuję się ze stoperami czy z pomocnikami. Dość szybko scaliliśmy się jako zespół. Nie było za bardzo czasu na tzw. aklimatyzację. Od razu trzeba było walczyć i zdobywać punkty.

Kto twoim zdaniem trafił do notesu Fernando Santosa po meczu z Widzewem? Selekcjoner był na trybunach...

Rozmawiałem z kolegami przed meczem i mówiłem im, że dzisiaj daje sobie ostatnią szansę. Albo teraz, albo już nigdy (śmiech). Czekam na telefon, cały czas jest włączony. Mówiąc już całkiem poważnie, to wydaje mi się, że nie wyróżniłbym chyba nikogo.

rozmawiał Tomasz Galiński, WP SportoweFakty

CZYTAJ TAKŻE:
Zagłębie przeprowadziło hitowy transfer. Powrót sześciokrotnego reprezentanta Polski
Śląsk liczy na odblokowanie Hiszpana. Trener zaprasza na brzydki mecz

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×