Przy okazji tzw. "afery premiowej", która wybuchła po publikacji WP SportoweFakty (więcej TUTAJ) wynagrodzenie reprezentantów za grę w drużynie narodowej stało się tematem ogólnopolskiej dyskusji. To między innymi przez nią z posadą selekcjonera pożegnał się Czesław Michniewicz, ucierpiał też wizerunek piłkarzy, reprezentacji i PZPN.
- Ustalić, jak wyglądała prawda w głośnym temacie premii, łatwo nie było. Tę samą sytuację inaczej przedstawiał selekcjoner, inaczej rzecznik kadry, inaczej zawodnicy, a jeszcze inaczej media. Dlatego uznaliśmy, że potrzebny jest człowiek, który będąc blisko, będzie w stanie ocenić sprawy. Ale też zawczasu wygasić ewentualne pożary, sprawić, że PZPN zareaguje szybciej - mówi Radosław Michalski, którego PZPN oddelegował do pracy z reprezentacją.
Nowy łącznik między federacją a kadrą w rozmowie z "Piłką Nożną" mówi o swojej roli, kontakcie z Fernando Santos, co selekcjoner sądzi o rozbudowanym sztabie współpracowników, czemu Portugalczyk będzie rzadko jeździł na obserwacje piłkarzy grających w zagranicznych klubach i planach PZPN ws. wynagradzania zawodników za grę w kadrze.
Przemysław Pawlak, "Piłka Nożna": Pełnomocnik zarządu PZPN do spraw reprezentacji Polski - skąd wziął się pomysł utworzenia tej funkcji?
Radosław Michalski, 28-krotny reprezentant Polski, gracz m.in. Legii i Widzewa, prezes Pomorskiego ZPN i członek zarządu PZPN: To żadna nowość, w trakcie kadencji Zbigniewa Bońka na stanowisku prezesa federacji bardzo podobną rolę odgrywał Marek Koźmiński, tyle że wówczas nie była ona konkretnie nazwana. Marek również przebywał z drużyną na zgrupowaniach, zresztą był w takiej formie, że czasem i do dziadka z piłkarzami wchodził. Ja się chyba nie odważę. Mówiąc jednak poważnie, w ostatnim czasie temat komunikacji na linii zarząd PZPN - drużyna narodowa został zawalony. Mamy tego świadomość.
ZOBACZ WIDEO: Niemoc Lewandowskiego w ostatnich meczach. "Złość rośnie"
Tę samą sytuację inaczej przedstawiał selekcjoner, inaczej rzecznik kadry, inaczej zawodnicy, a jeszcze inaczej media. Słowem - kołomyja. Ustalić, jak wyglądała prawda w głośnym temacie premii, łatwo nie było, trudno zarządzać kryzysem w takich okolicznościach. Dlatego uznaliśmy, że potrzebny jest człowiek, który będąc blisko, będzie w stanie ocenić sprawy. Ale też zawczasu wygasić ewentualne pożary, sprawić, że PZPN zareaguje szybciej.
Dlaczego akurat pan ma być tym człowiekiem?
Doświadczenie. Grałem w piłkę, także w reprezentacji, pracowałem w roli dyrektora sportowego, teraz jestem działaczem - mam dość szeroki ogląd na różne tematy. Oczywiście sprawuję funkcję prezesa Pomorskiego Związku Piłki Nożnej, dochodzą historie prywatne, to nie jest tak, że będę zajmował się kwestiami związanymi z reprezentacją Polski dwadzieścia cztery godziny na dobę. Niemniej na pierwszych zgrupowaniach Fernando Santosa zamierzam być od początku do końca. Kalendarz można spokojnie tak ułożyć.
I czym pan będzie zajmować się na zgrupowaniach?
Najważniejsze jest zorganizowanie współpracy między selekcjonerem, jego asystentami a zarządem federacji. Gdyby sztab szkoleniowy miał jakieś potrzeby, będę również pierwszą osobą do kontaktu - chodzi o szybkie nadanie biegu różnym tematom. Jestem teraz pełnoprawnym członkiem teamu, który pracuje przy drużynie narodowej. Będę blisko drużyny, na mecze podróżował będę z zawodnikami i sztabem szkoleniowym. Nie zamierzam chować się w krzakach.
Powiedział pan o potrzebach sztabu szkoleniowego, proszę doprecyzować, staram się zrozumieć, do którego momentu decyzje podejmował będzie pan, a od którego prezes PZPN.
W zeszłym tygodniu spotkałem się z selekcjonerem, rozmawialiśmy między innymi o polskich asystentach w sztabie - chciałem ustalić czy osoby zaproponowane przez federację spełniają oczekiwania trenera, czy może powinniśmy pójść w innym kierunku. Prezes uzbroił mnie w możliwość podejmowania decyzji w jego imieniu, choć oczywiście nie wszystkich - premii dla zawodników nie będę negocjował.
Swoją drogą, czy federacja zamierza zaingerować w wysokość premii dla piłkarzy reprezentacji Polski, bo zdaje się, że w zarządzie PZPN istnieją głosy mówiące, iż w drużynie narodowej nie powinno zarabiać się pieniędzy?
Kwestia wynagradzania zawodników była podnoszona, natomiast raczej rozważano niewielkie obniżenie premii. I według mojej wiedzy do tego nie dojdzie. W ogóle ta materia nie jest taka prosta, ponieważ zawodnicy użyczają swojego wizerunku do kampanii reklamowych partnerów reprezentacji Polski. To zatem nie tak, iż otrzymują pieniądze wyłącznie za boiskowe występy. Ja wiem, że fajnie jest powiedzieć: grajcie za darmo. Tyle że najłatwiej rezygnuje się z nieswoich pieniędzy.
Wróćmy do zakresu pana kompetencji.
Podam przykład, była szansa, że mecz z Albanią odbędzie się w Gdańsku (decyzja jeszcze nie zapadła - przyp. red.), pomagałem przy organizacji bazy noclegowej i treningowej drużyny. Selekcjoner gościł w Trójmieście na meczu Lechii Gdańsk z Widzewem Łódź, była okazja, by wybrał się na rekonesans proponowanych miejsc - nawiasem mówiąc, to raczej asystenci będą wybierali się na zagraniczne obserwacje zawodników, selekcjoner będzie to robił rzadziej. Wracając jednak do tematu, Fernando Santos preferuje ciche miejsca zgrupowań, wstępne rezerwacje dwóch trójmiejskich hoteli zostały zrobione, dojazd na obiekty, na których mogłaby trenować drużyna, czyli Arki Gdynia i Lechii, zająłby mniej więcej dwadzieścia minut.
Swoją drogą, z jak dużą stratą finansową dla PZPN mogłoby się wiązać rozgrywanie meczu w Gdańsku, a nie w Warszawie?
Stadion Lechii ma mniejszą pojemność, inna jest też możliwość sprzedaży lóż. Mowa o niższych przychodach rzędu 3 milionów złotych. Natomiast co z pozostałymi meczami reprezentacji Polski w tym roku rozgrywanymi w kraju, na ten moment nie wiadomo. Rzecz jasna wiele zależy od tego, jak długo potrwa usuwanie usterki na Stadionie Narodowym.
Jak selekcjoner przyjął pana w teamie reprezentacji?
Zmierza pan do tego, że moja rola może być niewdzięczna? Że ucho prezesa? Zdaję sobie sprawę, że tak to będzie postrzegane przez część opinii publicznej, natomiast selekcjoner rozumie, iż ja przede wszystkim mam pomóc. W żaden sposób nie zamierzam również wchodzić w kompetencje selekcjonera, składu nie będę podpowiadał. Nie śmiałbym, przecież to szkoleniowiec z ogromnym autorytetem. To jest najważniejsze, natomiast na zaufanie będę musiał zapracować, jak każdy zawodnik, czy członek sztabu, który wcześniej nie współpracował z Portugalczykiem.
A pana pierwsze wrażenia po spotkaniach z trenerem?
Pewny siebie, charyzmatyczny, stanowczy, konkretny. Nie mówi dookoła, jak Paulo Sousa. Przede wszystkim jednak normalny.
Dlaczego pan podkreśla normalność?
Gdyż odnoszę wrażenie, że trenerzy czasem przesadzają. Jeden z klubowych szkoleniowców opowiadał mi, że od ósmej rano ze sztabem analizuje poprzedni trening, oglądają dokładnie zachowania każdego zawodnika. Oczywiście, jest to bardzo profesjonalne, natomiast ja byłem piłkarzem i ten trener też był piłkarzem, wiem, że czasem na treningu chce ci się bardziej, a czasem nie chce ci się w ogóle... W każdym razie, selekcjoner poprosił o zmianę programu komputerowego do analiz taktycznych i dopytywał czy Robert Lewandowski na zgrupowania przyjeżdża z prywatnym masażystą. Z radością przyjął informację, że nie, bo Cristiano Ronaldo przyjeżdżał, co chyba niespecjalnie podobało się Fernando Santosowi. Portugalczyk nie jest zwolennikiem zbyt dużej liczby osób pracujących przy reprezentacji. Normalność.
Czyli ilu polskich asystentów będzie współpracować z Portugalczykiem?
Gdy byłem dyrektorem sportowym, nie wyobrażałem sobie, by zatrudnić zawodnika, który nie będzie odpowiadał trenerowi. Nigdy to się nie zdarzyło. No, może raz...
... wyszło na pana czy na trenera?
Na moje, bo chodziło o Łukasza Trałkę. Niemniej, podobnie musi być również w przypadku budowy sztabu szkoleniowego. Niedawno uczestniczyłem w konferencji, na której jeden z byłych trenerów reprezentacji opowiadał o roli asystentów w sztabie. - Gdy pracujesz z drużyną narodową, stajesz się tak nerwowy, że najważniejsze, aby asystent dodatkowo cię nie wk***ł - powiedział. To pokazuje, z jaką presją mierzy się każdy selekcjoner. Napór mediów jest ogromny, zwłaszcza gdy dochodzi do sytuacji kryzysowej, do tego dołożyć należy internetowy hejt. Cholernie trudno to wszystko wytrzymać, często rozmawiałem z Jurkiem Brzęczkiem czy Czesiem Michniewiczem, widziałem to po nich. Tym bardziej więc nie można dziwić się trenerom, gdy otaczają się ludźmi zaufanymi, ludźmi, co do których mają przekonanie, że jeszcze nie doleją oliwy do ognia.
Należy rozumieć, że Santos zgodzi się na przyjęcie do sztabu nie dwóch, a jednego polskiego asystenta?
Z kadrą nadal pracować będzie sztab ludzi, który jest z nią od lat. Mam na myśli Huberta Małowiejskiego, medyków, fizjoterapeutów, kucharza, a także ludzi odpowiedzialnych między innymi za logistykę i kontakt z FIFA i UEFA, czyli Łukasza Gawrijołka oraz Kubę Kwiatkowskiego. Portugalscy asystenci selekcjonera posiadają szerokie kompetencje, wśród nich jest człowiek, który będzie odpowiadał za przygotowanie fizyczne, natomiast mocny w tej kwestii jest też sam selekcjoner. Większego zapotrzebowania w tym temacie Portugalczyk nie zgłosił.
Ucieka pan od odpowiedzi.
Bo w zeszłym tygodniu było to tematem rozmów. Łukasz Piszczek nie wzbudzał żadnych wątpliwości trenera, przy Tomaszu Kaczmarku wahanie się pojawiło. Co prawda na liście pojawiło się kilka innych nazwisk, natomiast trener uznał, że robienie tłoku w sztabie jest zbędne.
Opowiedział pan o swoich zadaniach, wspomniał pan, że w reprezentacji zostają Gawrijołek i Kwiatkowski, gdzie w takim razie jest miejsce dla dyrektora drużyny narodowej, o zatrudnieniu którego dużo się mówi?
Na ten moment prezes Kulesza wychodzi z założenia, że dyrektorem sportowym w federacji jest Marcin Dorna. Jeśli chodzi o mnie, do pewnego stopnia w kadrze będę wykonywał obowiązki, które można przypisać takiej funkcji. A czy ktoś jeszcze dołączy do drużyny narodowej? Jest to kwestia do dyskusji między prezesem a Fernando Santosem.