Mistrz Polski zremisował z mistrzem Norwegii i na półmetku rywalizacji w 1/16 finału Ligi Konferencji Europy awans pozostaje sprawą otwartą.
- Biorąc pod uwagę klasę przeciwnika, to gdzie Lech grał i taktykę, jaką obrał trener, trzeba ten remis traktować z szacunkiem. Oczywiście gdyby Filip Marchwiński trafił do siatki w doskonałej sytuacji, a powinien to zrobić, może udałoby się wygrać. Mimo to wynik 0:0 w moim odczuciu powinniśmy przyjąć z umiarkowanym zadowoleniem - powiedział WP SportoweFakty Ryszard Rybak, który grał w "Kolejorzu" w drugiej połowie lat 80. i sięgnął z nim po Puchar Polski.
Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że poznaniacy nie wycisnęli z tego spotkania maksimum. - Faktycznie, trochę zachowawcza była ich gra, bo gospodarze byli do pokonania. Mam na myśli zwłaszcza drugą połowę - przyznał.
ZOBACZ WIDEO: Niemoc Lewandowskiego w ostatnich meczach. "Złość rośnie"
Trener John van den Brom nie przeceniał przewagi rytmu meczowego po stronie jego zespołu, tymczasem boisko pokazało, że nie jest ona bez znaczenia. - Norwegowie mieli po przerwie kłopot podobny do tego, który widać w polskich drużynach dopiero zaczynających ligę. Pierwszą połowę rozegrali na głodzie, za to w drugiej nogi już ich nie niosły. Żaden sparing, ani trening nie zastąpi gry o stawkę i Lech mógł to wykorzystać. Może zrobi to w Poznaniu - dodał Rybak.
Pudło Filipa Marchwińskiego z 5 metrów to największy zawód, jeśli chodzi o czwartkową potyczkę. - Nie chciałbym go za bardzo krytykować, bo wcześniej wyglądał gorzej niż akurat w tym meczu. Już sam fakt, że dochodzi do takich sytuacji, to jakiś plus. Widać u Marchwińskiego progres w porównaniu z tym, co prezentował rok czy dwa lata temu. Narzeka się na niego, trochę z przyzwyczajenia, ale nie powiedziałbym, że John van den Brom się myli, wystawiając go w składzie - zakończył Rybak.
Czytaj także:
Kolejne transfery Lecha Poznań? Jasna deklaracja Johna van den Broma
Warta Poznań ma nowego kapitana. Wybory wymusiły kontuzje