Już za kilka dni minie rok od rosyjskiej napaści na Ukrainę. Żołnierze agresorów dokonują brutalnych mordów i gwałtów na ludności cywilnej.
Najbardziej rozpoznawalni Ukraińcy, w tym także w sportowcy, jeżdżą po świecie, by przypominać o rosyjskich zbrodniach, a także m.in. zbierać środki na pomoc uchodźcom czy ukraińskiej armii. Wyjątkiem nie jest Andrij Szewczenko.
Legenda futbolu brała udział w wydarzeniu "Zjednoczeni dla Ukrainy" w Mediolanie. Ukraiński piłkarz został zapytany o to, czy ma do przekazania jakąś wiadomość Władimirowi Putinowi. - Ta osoba dla mnie nie istnieje - odpowiedział.
Przekonywał także, że sport może, a nawet powinien być jednym z narzędzi zachowania normalności nawet w czasach wojny. Opowiedział przy tym wzruszająca historię.
- Wojna przyniosła za sobą wiele tragedii, tyle ludzi umiera, a ponad wszystko cierpi tyle dzieci. Widziałem to na własne oczy, jeździłem do Irpienia, jednego z miast, które było najbardziej zniszczone przez rosyjskie ataki - opowiedział.
- Widziałem stadion kompletnie zniszczony, ale zobaczyłem też 3-4 dzieci grających w piłkę nożną między dziurami, które zrobiły bomby - dodał.
Czytaj więcej:
"Przyjdzie taki czas". Boniek zdradził, czego oczekuje od Sousy