W czwartek Lech Poznań walczył o to, by napisać historię. Polski zespół przed tygodniem pokonał u siebie Djurgardens IF 2:0 i był o krok od awansu do ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy.
W Szwecji polskim piłkarzom miało być jednak znacznie trudniej. I to nie tylko przez sztuczną murawę, na której Djurgardens IF rozgrywa swoje mecze. Ogromną rolę mieli także odegrać fanatyczni kibice gospodarzy.
- Dach stadionu będzie zamknięty, więc będzie się odnosiło wrażenie, że piłkarze grają w wielkiej hali. Na trybunach zasiądzie 25 tys. kibiców, którzy na pewno odpalą race. Będzie dużo dymu, nie będzie czym oddychać. Przez większą część meczu będzie posmak siarki w ustach - mówił przed starciem dla WP SportoweFakty Piotr Piotrowicz, który pracował w szwedzkim klubie. (więcej TUTAJ)
I faktycznie tak się stało. Mecz opóźnił się dobre kilka minut. A to z tego powodu, że kibice na trybunach odpalili race. Przy zamkniętym dachu dały więc one piorunujący efekt.
Nawet komentatorzy wskazywali, że na jednej połowie niemal nic nie było widać z ich stanowisk. A w telewizji wyglądało jakby stadion spowiła potężna mgła. Jeszcze po 25 minutach wyraźnie widać było, że przed meczem zostały odpalone race.
Czytaj więcej:
Te liczby są dla Lewandowskiego bezlitosne. Hiszpanie odkryli szokującą statystykę