Afera premiowa kadry z mundialu w Katarze wróciła i to w najmniej odpowiednim momencie - tuż przed startem eliminacji Euro 2024. Teraz kiedy kadra powinna być jednością przed ważnymi meczami z Czechami (piątek) i Albanią (poniedziałek), dowiadujemy się, że reprezentanci jeszcze trzy miesiące temu byli tak ze sobą pokłóceni o podział kasy, że nie mogli na siebie patrzeć.
Wywiad przeprowadzony, przez Łukasza Olkowicza dla "Przeglądu Sportowego" z bramkarzem kadry Łukaszem Skorupskim jest hekatombą, która zmiata z powierzchni ziemi te wszystkie kłamstwa i krętactwa, które próbowano nam wciskać, że w Katarze nie było żadnego sporu o premię, a wszystko ustalono w pięć minut.
Dosyć żałośnie wyglądają dziś pomundialowe wywiady Grzegorza Krychowiaka i Roberta Lewandowskiego na ten temat. A jak w tym świetle wyglądają wielogodzinne tłumaczenia medialne Czesława Michniewicza, niech każdy oceni sam. Ja akurat w tym przypadku w ogóle zaskoczony nie jestem.
ZOBACZ WIDEO: Grzegorz Krychowiak wróci do reprezentacji Polski? "Nie wykluczam tego"
Wypowiedzi Skorupskiego są o tyle ważne, że publicznie potwierdzają grudniowe ustalenia dziennikarzy: kadra była zatruta kłótnią o forsę. Wystarczy, krótki cytat z tej rozmowy: - Zaczęły się kłótnie między nami, rozmowy z trenerem. Tak trochę nakręcaliśmy się już wszyscy w ekipie, szczerze ci powiem: premia, premia, kiedy premia? Atmosfera była piękna, ale później wszystko się zepsuło. Wychodzimy z grupy i zamiast się cieszyć, nagle zaczęliśmy kłócić się o tę premię. Ci mają mieć tyle, inni tyle. Ale to tak się kłóciliśmy, że nie gadaliśmy z pewnymi zawodnikami.
Czas mija, szczegóły się nam zacierają, więc warto przypomnieć, kto się z kim i o co kłócił. Oto ustalenia tego samego autora - Łukasza Olkowicza - z grudnia, gdy napisał na łamach "PS" o konkretach dzielenia premii. Nawet dzisiaj te fakty są porażające.
"Wewnątrz reprezentacji za sprawy finansowe odpowiadają Robert Lewandowski, Kamil Glik, Wojciech Szczęsny i Grzegorz Krychowiak. Nic w tym dziwnego - są najstarsi, najbardziej doświadczeni. Przy premiach od PZPN podział jest czytelny i obowiązuje od lat - pieniądze rozdziela się w zależności od minut spędzonych na boisku. Zawodnik dostaje tyle, na ile zapracował" - pisał.
"Wobec dodatkowej premii od Morawieckiego najstarsi gracze postanowili przyłożyć szablon obowiązujący przy podziale bonusów z PZPN - grasz najwięcej, to i zarabiasz najwięcej. (...)
Pierwotny podział zaproponowany przez rządzącą czwórkę zakładał, że ci z podstawowego składu wezmą z premii od premiera po 3 mln zł. Do tych, którzy nie podnieśli się z ławki, miało trafić 400 tys. zł.
Propozycja nie spodobała się znacznej większości reprezentantów. Chodziło o procentowy rozkład podziału, ale również o to, że w zasadzie nie mieli nic do powiedzenia. (...) W podgrupach zaczęło się narzekanie na podział zaproponowany przez starszyznę. Pozostali uważali, że przy tak ogromnej premii różnica pomiędzy grającymi i tymi z ławki jest zbyt duża" - można było przeczytać.
"Wielu nie spodobało się, że mają tak po prostu zaakceptować ich ustalenia. Zaczęły się narzekania, choć po cichu. Otwarcie nikt przed grupą trzymającą władzę nie wystąpił. (...)
Michniewicz zaproponował, żeby premię podzielić równo. (...) Selekcjoner uważał, że z całej puli do sztabu powinno trafić 10 mln zł. Na to nie przystał Lewandowski i powiedział o 5 mln zł.
(...)
Być może pieniądze trafiłyby z Polski do zawodników po spotkaniu z Argentyną, ale nie mogły, bo zainteresowani nie wiedzieli, jakie ustalenia dotyczące rozliczeń przekazać otoczeniu premiera. Ostatecznie stanęło na nowym podziale, a w wypracowaniu bardziej kompromisowego stanowiska spory udział miał Lewandowski - wyszło, że 2 mln trafi do zawodników grających i 1 mln dla tych z ławki. Nie zadziałano jednak wystarczająco szybko, by wyrobić się ze wszystkim przed meczem w 1/8 finału MŚ" - pisał Olkowicz.
I ostatni, jakże smaczny cytacik, już nie na temat kasy, ale na temat team spirit w tej drużynie: "W Katarze trwa pożegnanie reprezentantów z mundialem po porażce z Francją. Nie ma na nim Krychowiaka, Szczęsny spędza czas z rodziną, a Lewandowski wyjechał po meczu. Pozostali dziękują sobie za cały turniej".
Prawda, że oglądanie w tym świetle sporu wokół reprezentacji Polski pozwala dużo więcej rozumieć z tego, co wydarzyło się w Katarze? Łatwiej odgadnąć, kto na kogo nie mógł patrzeć i kto z kim nie chciał gadać. Bo z jakiego powodu, to akurat wiadomo.
Nie zgadzam się z dzisiaj postawioną tezą Marka Koźmińskiego (cały wywiad TUTAJ), że ta kadra właśnie się rozsypuje. Że Skorupski "ośmieszył trenera, sztab kadry pracujący przy reprezentacji i kolegów z zespołu. Do niedawna odbieraną przez wszystkich grupę fajnych chłopaków przeistoczył w ekonomicznych krwiopijców".
Otóż ta kadra się teraz nie rozsypuje, ona się rozsypała już w Katarze, tylko wtedy próbowano okłamywać opinię publiczną, że wszystko jest w porządku. Teraz to ta kadra się oczyszcza. To nie Skorupski ośmieszył trenera i jego sztab. Oni ośmieszyli się sami. I nie Skorupski przeistoczył fajnych chłopaków w ekonomicznych krwiopijców. Kto miał trochę oleju w głowie, potrafił już w grudniu - po doniesieniach medialnych - ocenić, jak "fajni" są bohaterowie z Kataru.
Robienie teraz winowajcy ze Skorupskiego, że nie trzyma buzi na kłódkę - odbieram jak przekonywanie do tego, żeby w sprawie afery premiowej dalej kłamać. Nadal kluczyć, lawirować, ściemniać, nie dopowiadać. Że to niby dla dobra drużyny. Nie, nic bardziej błędnego! Ta drużyna - jeśli rzeczywiście ma być drużyną - musi się oczyścić. Wywiad Skorupskiego jest świetną ku temu okazją. On przynajmniej miał jaja i stanął twarzą w twarz z kwestią, która tak zatruła reprezentację.
Że lekcja z afery premiowej nadal nie została w kadrze odrobiona świadczą obecne uniki Roberta Lewandowskiego przed mediami. Nie było go na konferencji prasowej otwierającej zgrupowanie, chociaż bywał na niej zawsze. I już zapowiedział, że do meczu z Czechami z dziennikarzami się nie spotka. Słabe to.
Mam nadzieję, że - słynne już - "otoczenie Roberta" przekona kapitana, żeby przed meczem z Albanią jednak stanął odważnie i zmierzył się z tematem. Tu nie ma się czego bać, on na tym może tylko wygrać. Bycie kapitanem reprezentacji to nie tylko zakładanie opaski na rękaw koszulki.
Wywiad Skorupskiego jest ważny nie tylko ze względu na wątki dotyczące afery premiowej. Bo ta rozmowa jest też rzuceniem wyzwania staremu porządkowi w kadrze. Tylko naiwnym może się wydawać, że wszyscy w drużynie są zadowoleni, nawet wtedy gdy nie grają i że w pełni akceptują zastaną i zabetonowaną hierarchię "starych" w drużynie.
A grupa trzymająca władzę jest na tyle silna, że nie był tego w stanie zmienić żaden selekcjoner. Dziś jeszcze nikt nie potrafi sobie wyobrazić kadry bez Lewandowskiego, ale już jest kadra bez Krychowiaka i Glika.
Skorupski rzuca wyzwanie temu utartemu porządkowi w reprezentacji. W dalszej części długiego wywiadu z bramkarzem pojawia się wątek, że on jest w kadrze już ponad dekadę i zagrał w niej raptem... osiem meczów. A zaraz skończy 32 lata! On nie chce grzecznie czekać. Warto też poczytać, co Skorupski mówi o tym, jak w kadrze "odpalano" Łukasza Fabiańskiego, który tak się zniechęcił, że w końcu sam z reprezentacji zrezygnował.
Skorupski rzuca wyzwanie temu układowi. Teraz w kadrze będzie mu przez chwilę trudno, ale to twardy facet. Co chwila powtarza: - Mam na to wywalone.
Jeśli tak jest naprawdę, to on to wytrzyma.
A Fernando Santos z Grzegorzem Mielcarskim staną po marcowym zgrupowaniu przed trudnym zadaniem: przeciąć ten węzeł gordyjski i skończyć ze starym układem? Postawić na nowe otwarcie? Jeśli tego nie zrobią, będą ten katarski syf ciągnąć ze sobą przez całe eliminacje.