Często mówi się, że najważniejsze jest pierwsze wrażenie. Jeśli podobnie będzie w Gdańsku, to Lechia może być spokojna o utrzymanie w lidze, nawet gdy CV trenerskie Davida Badii - mówiąc delikatnie - nie rzuca na kolana. Hiszpan wypadł nieźle na swojej pierwszej konferencji prasowej w Gdańsku, a słowo "intensywność" padło przynajmniej kilkanaście razy.
Stwierdził, że obejrzał sporo spotkań Lechii, odwoływał się do Johana Cruyffa. Nie chciał zdradzić formacji, jaką będzie stosował w gdańskiej drużynie, natomiast przyznał, że widzi w kadrze zawodników, którzy będą mu odpowiadać. Jego filozofią jest utrzymywanie się przy piłce, gra zespołowa i tworzenie spektaklu. Do tego oczywiście wspomniana wcześniej intensywność. Jednocześnie zapewnił, że nie dokona dużej liczby zmian w składzie. Dopytaliśmy też czy z uwagi na pochodzenie nowego trenera jest możliwość ewentualnego pozyskania jakiegoś zawodnika z wolnego transferu, np. z niższych lig hiszpańskich, ale odpowiedź była krótka i konkretna: to nie czas na transfery, a działanie z piłkarzami, którzy obecnie są w kadrze.
Pierwsza misja: utrzymanie
Lechia na dziś jest w strefie spadkowej. Ma trzy punkty straty do pierwszego "bezpiecznego" zespołu, czyli Górnika Zabrze. Kontrakt Badii z Lechią został podpisany do końca obecnego sezonu z opcją przedłużenia. Można się więc domyślić, że w przypadku utrzymania i niezłego stylu gry drużyny nastąpi prolongata, ale przy ewentualnej degradacji drogi obu stron się rozejdą.
ZOBACZ WIDEO: Wielki powrót do PKO Ekstraklasy. Niespodziewana decyzja klubu
To był m.in. główny punkt przy negocjacjach Lechii z innymi trenerami. Sytuacja była prosta: umowa do końca sezonu, a potem się zobaczy. Z tego tytułu odpadły inne opcje. Rozważany był, jak stwierdził dyrektor sportowy Łukasz Smolarow, młody oraz doświadczony polski trener oraz kilku zagranicznych szkoleniowców. Ostatecznie wybór padł na Badię.
- Uznaliśmy, że trzeba energii z zewnątrz, świeżego spojrzenia w związku z presją wynikającą z walki o utrzymanie - powiedział Smolarow. - Jestem przekonany w stu procentach, że jesteśmy w stanie odwrócić sytuację i iść w górę tabeli - zaznaczył na wstępie hiszpański trener.
Zanim zajął miejsce przywitał się z każdą osobą w sali konferencyjnej, zresztą podobnie postąpił towarzyszący mu podczas konferencji przedstawiciel jego agencji menedżerskiej. Ot, taka ciekawostka.
Świeże spojrzenie
Antalyaspor, Ethnikos, AEK Larnaka, Akritas Chlorakas to kluby, w których Badia pracował dotychczas jako trener. Nie jest to zestaw, po którym kibic Lechii chodziłby uradowany i uśmiechem od ucha do ucha. Szczególnie, że w tych drużynach nie osiągał spektakularnych wyników.
Jak Lechia argumentuje wybór właśnie tego trenera? - Chodziło nam o świeże spojrzenie. W rozmowach z polskimi trenerami często wracaliśmy do punktu wyjścia lub utartych rzeczy - tłumaczy Smolarow. - Trener dostał od nas chwilę czasu na diagnozę sytuacji, którą mamy w Lechii i miał dać odpowiedź, jakie widzi rozwiązania. Były one najbardziej przekonujące spośród wszystkich kandydatur - dodał.
Lechia miała go na oku od dłuższego czasu, natomiast wszystko zintensyfikowało się po meczu z Wartą Poznań (0:2). Wtedy też nastąpił pierwszy kontakt z Badią.
Tworzyć widowiska
Jak będzie grać Lechia pod wodzą hiszpańskiego trenera? Jakkolwiek by to nie wyglądało, w teorii powinno być lepiej niż za poprzedników. Dotychczas na grę tej drużyny po prostu nie dało się patrzeć.
- Lubię futbol. Lubię się nim cieszyć. Lubię widzieć ludzi zadowolonych z tego, co robią. Lubię mecze, w których pada dużo goli, choć oczywiście chciałbym, żebyśmy to my je strzelali, a tracili jak najmniej. Lubię tworzyć widowiska. Moja filozofia opiera się na posiadaniu piłki, a w ofensywie na kreowaniu najbardziej dogodnych sytuacji strzeleckich. Tak jak mówił Johan Cruyff, jeśli masz piłkę, przeciwnik nie strzeli ci gola - mówi Badia.
Tu oczywiście można polemizować. W przypadku Lechii przydałaby się gwiazdka i jakiś dopisek małym druczkiem, bo niektórzy zawodnicy tego zespołu niejednokrotnie wcielali się w rolę "świętego Mikołaja" i rozdawali prezenty przeciwnikom.
- Nie będę mówił jak dokładnie chcemy grać, bo ma to być niespodzianka dla naszych przeciwników. Jestem jednak przekonany, że mam w kadrze zawodników, którzy będą pasować do mojego systemu. Nie będzie wielu zmian, bo mamy bardzo mało czasu - kontynuuje trener Lechii.
- Lubię intensywność w każdej akcji. W moim życiu wszystko toczy się pod pojęciem "intensywność". Lepiej przez dwie minuty robić coś na maksymalnej intensywności niż przez cztery minuty chodzić po boisku. Powiedziałem to zawodnikom i myślę, że im się to spodobało - podsumował trener Badia.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty
CZYTAJ TAKŻE:
"Idiotyzm nieprawdopodobny". Tomaszewski wściekły
To wtedy pożegnamy Błaszczykowskiego? Wielki mecz