Po drugim golu - straconym w dwie i pół minuty od rozpoczęcia meczu - Fernando Santos wyglądał jak facet, który nagle zorientował się, że wsiadł do niewłaściwego autobusu. Że jedzie w złym kierunku, z kompletnie przypadkowymi ludźmi, którzy znaleźli tu się w wyniku jakiegoś gigantycznego nieporozumienia. I jeszcze kilku z nich jedzie na gapę, bo nie mają żadnych uprawnień, żeby być w tym miejscu.
Tak źle, jak reprezentacja Polski w Pradze (1:3 z Czechami), swoje pojedynki zaczynał jedynie Andrzej Gołota. On też leżał na deskach już po kilkudziesięciu sekundach i - dokładnie tak jak nasi piłkarze - wyglądał na człowieka, który nie wie, dlaczego w ogóle się tutaj znalazł.
Reprezentacja piłkarska też była kompletnie zamroczona i bezradna. Jakby na początku spotkania dopadł ją syndrom śpiącej królewny. A przecież mecz zaczyna się już w tunelu prowadzącym na boisko. Potrzebna jest koncentracja, odpowiednie pobudzenie mentalne, agresja w odbiorze piłki. - Jeśli się gra w reprezentacji, to trzeba pokazać kły - mówił po meczu Dariusz Dziekanowski i trudno się z nim nie zgodzić.
Po defensywnym koszmarze, jaki uparcie fundował nam Czesław Michniewicz, martwiliśmy się tylko o to, żeby reprezentacja choć trochę grała w piłkę. Ale nikt nie spodziewał się, że - do cholery - tę drużynę będzie trzeba zachęcać do walki. To jest przecież, na tym poziomie, elementarz.
ZOBACZ WIDEO: Grzegorz Krychowiak wróci do reprezentacji Polski? "Nie wykluczam tego"
Tymczasem Biało-Czerwoni wyglądali przy Czechach jak chłopcy przy mężczyznach. Gospodarze mieli taki komfort gry, jakby to był sparing z juniorami. W głowie mi się to nie mieści, że Czesi mogą naszym łamać kości, a u nas nikt nie potrafi się twardo - za przeproszeniem - wpieprzyć w rywala. Nawet ten Krystian Bielik? To od czego on właściwie jest w tej drużynie? Przecież twarda walka to nie jest jakaś skomplikowana fizyka kwantowa, do tego nie trzeba grać w najlepszych klubach świata. No ludzie złoci…
Fernando Santos mobilizował przed meczem naszych piłkarzy hasłem: "uwolnijcie swój potencjał". Panie trenerze, tu trzeba raczej uwolnić nas wszystkich od jeszcze kilku piłkarzy. Uwolnił nas pan od Krychowiaka, to niech pan nie zatrzymuje się w robieniu porządku. Tej kadrze nie jest potrzebne lekkie odnowienie i przemalowanie ścian, tu jest potrzebny remont generalny. Proszę nie zatrzymywać się w połowie drogi, tylko sprzątać dalej. Naprawdę, nie święci garnki lepią. Z zupełnym spokojem można się już na stałe odkleić od kilku nazwisk. I szukać piłkarzy z charakterem szerzej, z mentalnością zwycięzców. Nawet w Ekstraklasie.
W przerwie Santos mówił do piłkarzy: "Podnieście głowy". Ale wielu z nich ma głowy z ołowiu, ciężko je dźwignąć do góry. A potencjału do gry w reprezentacji trzeba szukać w głowach zawodników, nie w nogach. Czesi mają drużynę. My mamy na dzisiaj tylko piłkarzy. Nie zgadzam się z opinią, że w Pradze zabrakło nam wszystkiego. Zabrakło męstwa, charakteru i takiej zwykłej piłkarskiej solidności.
Zastanawia mnie, jak taki zawodnik jak Gumny znalazł się w reprezentacji? On się do niej nigdy nie nadawał i nadal się nie nadaje. Nie ten rozmiar kapelusza. Tu w ogóle się nie ma nad czym zastanawiać. Santos, podobnie jak wcześniej jego rodak Paulo Sousa, też popełnił sporo błędów selekcyjnych. Nie trafił też ze składem. I nie chodzi mi wyłącznie o Gumnego.
W Pradze znów zobaczyliśmy zawodników, których równie dobrze mogłoby w kadrze nie być i zespół by na tym nie stracił. Karol Linetty tej reprezentacji nie zbawi. Niby jako zawodnik ma wszystko (trochę techniki, trochę strzału, trochę waleczności), ale na koniec efekt jest taki jakby… nic nie miał. Michał Karbownik to może być w reprezentacji co najwyżej wahadłowym. I to za jakiś czas. Ale na pewno nie jest dziś lewym obrońcą na poziom kadry. Z kolei jak patrzę na Jana Bednarka, to przypominają mi się najgorsze występy Jarosława Jacha w Ekstraklasie. Niepewność, zagubienie, gra na alibi. Niby ten Bednarek jest, a jakby go nie było. Nie pierwszy raz zresztą.
Zarówno Bednarek jak i Jakub Kiwior zagrali w Pradze tak, że wystawienie na mecz z Albanią na środku obrony Pawła Dawidowicza z Bartoszem Salamonem nie byłoby żadnym ryzykiem. Ba! Staje się koniecznością. I jeszcze jeden wniosek po meczu w Pradze: nie zamykajmy rywalizacji na prawej obronie. Matty Cash nie może dostawać miejsca w reprezentacji za darmo. Nie pamiętam, żeby jakiś inny piłkarz potrzebował tak mało czasu, żeby tak bardzo się skompromitować. Cash też musi czuć rywalizację. Od dawna Bartosz Bereszyński jest wyrzucany na lewą obronę, bo na prawej etat ma Cash. Ale kiedy on ostatnio dobry mecz zagrał w reprezentacji?
Nadal fatalnie gramy w defensywnie jako zespół. I nie jest to wina wyłącznie obrońców, ale całej organizacji gry drużyny. Rozumiem, że Santos niewiele zdążył poprawić na trzech treningach. Dostał po poprzedniku spaloną ziemię, drużynę z miękkim podbrzuszem, podzieloną, zagubioną, z liderem Lewandowskim bez formy. Team spirit - wbrew deklaracjom, jakie ostatnio padały - to nie jest silna strona tej grupy ludzi. To dopiero trzeba zbudować. I patrzeć nie tylko na umiejętności, ale też na charakter kandydatów do reprezentacji. Powoływać mężczyzn, a chłopców zostawić w domu.
Zobacz też:
Grzegorz Lato prosto z mostu o Robercie Lewandowskim
Wojciech Szczęsny zaskoczył po meczu. "Wierzymy w to"