Jeśli wierzyć bazie danych worldfootball.net, w Barcelonie wystąpiło jak dotąd 31 Brazylijczyków. Gdy w 1996 roku ogłoszono transfer Ronaldo, z pewnością zakładano, że zaledwie 20-letni napastnik będzie nie tylko sportowym, ale również wizerunkowym strzałem w dziesiątkę.
Jak to się skończyło? Przypominamy historię, która rozgrzewała do czerwoności cały piłkarski świat. Oto brazylijska telenowela z piłką nożną i ogromnymi pieniędzmi w tle.
Anioł Stróż w Mieście Boga
Prawdopodobnie wielu z was oglądało film "Miasto Boga". Ten oparty na faktach dramat pokazywał okrutny krajobraz Brazylii na przestrzeni trzech dekad, rozpoczynając swoją fabułę w latach 60., a kończąc u schyłku lat 80. Okres przemian i rozrastające się dzielnice biedoty, która ściągała tłumnie do Rio de Janeiro, z pewnością nie były najlepszym miejscem do życia. W krajobrazie nędzy i atmosferze braku nadziei na lepsze jutro, na świat przyszedł bohater naszej historii. 18 września 1976 roku. Wtedy urodził się Luis Nazario de Lima.
ZOBACZ WIDEO: Idą zmiany. "Santos nie będzie chciał się cofnąć"
Nad życiem chłopca musiał czuwać Anioł Stróż. Dzieciństwo naszego bohatera nie należało do najłatwiejszych. Ojciec był alkoholikiem, a próbująca związać koniec z końcem matka sprawiała wrażenie nadopiekuńczej. Na dodatek cechą charakterystyczną Ronaldo były krzywe zęby, przez co szydzili z niego koledzy. Młodzieniec miał jednak swoje zalety. Szybko rozwijał się fizycznie i bardzo dobrze grał w piłkę nożną.
1990 roku w wieku 13 lat Ronaldo został dostrzeżony przez Jarzinho - dawną gwiazdę reprezentacji. Były piłkarz pomagał w organizowaniu treningów lokalnej drużyny młodzieżowej i szybko poznał się na talencie napastnika. Niemal natychmiast przekazał swoje uwagi do początkujących agentów piłkarskich. Ci podpisali z ojcem Ronaldo, Nelio, kontrakt menadżerski. Tym samym Alexandre Martins i Reinaldo Pitta zostali menadżerami przyszłej gwiazdy światowego futbolu.
Droga do Barcelony
Trzeba przyznać, że agenci wschodzącej gwiazdy byli bardzo skuteczni w swoim fachu. Jeszcze przed 18 rokiem życia Ronaldo został wykupiony przez holenderskie PSV, chociaż na stole pojawiały się oferty z wielu europejskich potęg. Pitta i Martins wiedzieli, że jest to zaledwie krótki przystanek przed dalszą karierą. Po dwóch udanych sezonach w Holandii podjęto rozmowy z potencjalnymi nabywcami, wśród których wymieniano między innymi Inter i Barcelonę.
Klub z Mediolanu podobno od razu odrzucił ofertę kupna Brazylijczyka za sprawą jego skłonności do kontuzji. Barcelona nie miała z tym problemu i była gotowa wykupić Ronaldo z PSV. Holendrzy nie chcieli się pozbywać gwiazdy zespołu, która miała przed sobą jeszcze dwa lata kontraktu. Wobec zaistniałej sytuacji zwołano konferencję prasową, na której Ronaldo określił trenera PSV mianem "głupka". Tym sposobem Duma Katalonii mogła przystąpić do negocjacji transferowych, ostatecznie płacąc za Brazylijczyka 20 milionów dolarów.
Wielka obietnica
Kupno Ronaldo było potrzebne Barcelonie nie tylko przez wzgląd sportowy, ale również marketingowy. Piłkarz pomimo młodego wieku był wschodzącą gwiazdą, a jego przybycie budziło ogromny entuzjazm wśród kibiców. Ośmioletnia umowa warta 1,5 mln dolarów na sezon miała być zabezpieczeniem wobec dużej kwoty wykupu i rosnącej wartości sportowej Brazylijczyka.
Od początku cieszył się dużym zaufaniem kibiców, których ogarnęła "Ronaldomania". Nie jest to jednak żadnym zaskoczeniem. Zaledwie 20-letni piłkarz przychodził do klubu jako gwiazda ligi holenderskiej i jej najskuteczniejszy strzelec, a także reprezentant Brazylii, która stanowiła wówczas potęgę światowego futbolu.
Plakaty z Brazylijczykiem rozwieszone po całym mieście, licznie pojawiające się flagi Brazylii na trybunach i optymizm hiszpańskiej prasy. Wszystko to tylko potwierdzało słuszność transferu. Ronaldo został z miejsca okrzyknięty wybawicielem Blaugrany, a hiszpańska prasa porównywała go do Pelego i Maradony. Sam piłkarz z uśmiechem kwitował porównania i ciepło wypowiadał się o swoim nowym klubie.
- Najbardziej lubię patrzeć na dopingujących mnie kibiców - mówił Ronaldo. - Jestem zachłannym piłkarzem i kiedy dostaję piłkę, chcę strzelić bramkę. Trener Bobby Robson daje mi całkowitą swobodę. Barcelona to najlepszy klub na świecie.
Zgodnie z oczekiwaniami Ronaldo czarował nie tylko w wywiadach, ale przede wszystkim na boisku, czego najlepszym dowodem był debiut zakończony dwiema bramkami i asystą.
"Ronaldomania" miała niestety również negatywne strony. Współtowarzysze szatni wydawali się zdeprymowani atmosferą biesiady wokół Brazylijczyka. Częste towarzystwo kamer, dziennikarzy zaburzało spokój wewnątrz drużyny. Dopóki jednak Ronaldo zdobywał bramki, a Barca wygrywała mecze, nie stanowiło to problemu.
Agenci w służbie pieniądza
Kontrakt menadżerski pomiędzy Ronaldo a Pittą i Martinsem dawał jego agentom niemal nieograniczone możliwości. W pewnym sensie czuli się oni ważniejsi od samego piłkarza, czego dowody okazywali nazbyt często. Pomimo niedawnego zakontraktowania ich klienta w Barcelonie, szybko zaczęli szukać sposobu na nowy zarobek. Powodowało to oczywiste zaognienie relacji z klubem. Szczególnie mocno zdenerwowały Robsona uwagi wobec taktyki. Była to pierwsza sytuacja, w której agent piłkarza wchodził w kompetencje trenera i krytykował jego decyzje.
- W meczu z Realem Ronaldo spędził za dużo czasu w okolicach środka pola. Jeżeli zmuszony jest cofać się, żeby przejąć piłkę, to liczba strzelanych przez niego bramek musi spaść. Przypuszczam, że Robson rozumie ten system, ale może zawodnicy jeszcze na to nie wpadli - mówili agenci.
Odpowiedział im trener Barcelony. - Z tego co wiem, Ronaldo chce zostać w Barcelonie na dłużej. Czy będzie musiał przenosić się za każdym razem, kiedy zechcą tego jego agenci? Pamiętam, jak jeden z nich powiedział, że cały świat powinien zobaczyć go w akcji. Nie wiem czy chciał przez to powiedzieć, że Ronaldo powinien ciągle jeździć z jednego kraju do drugiego jak cyganie? Myślałem, że podpisaliśmy kontrakt na osiem lat. Nigdy nie usłyszałem, że chciałby od nas odejść - mówił Robson.
Cała sytuacja była zgrabną taktyką agentów, którzy próbowali wynegocjować przedłużenie umowy dla swojego piłkarza oraz podnieść klauzulę wykupu, zabezpieczając tym samym większy przychód z transferu w przyszłości.
Sam Ronaldo również nie ułatwiał sytuacji. Pomimo dużej intensywności meczowej, nie poświęcał on odpowiedniego czasu na regenerację. Dodatkowo przestał uczyć się hiszpańskiego i coraz częściej krytykował klub i jego otoczenie. Myślami był częściej w Brazylii niż w Hiszpanii. W Rio mieszkała jego niedawno poznana miłość - Susana Werner - brazylijska aktorka, która miała duży wpływ na piłkarza. Odbijało się to negatywnie na formie Brazylijczyka. Ronaldo każdą wolną chwilę poświęcał na wizyty w ojczyźnie.
Pomimo że Ronaldo był w zespole z Katalonii niespełna cztery miesiące, to napięcie wokół oczekiwań finansowych ze strony agentów rosło w zastraszającym tempie. Sytuację próbował załagodzić Robson, ale musiał sobie radzić z rosnącą falą krytyki ze strony niezadowolonych kibiców oraz powstającym rozłamem w szatni. Podobno koledzy byli coraz bardziej krytyczni wobec całej sytuacji. Brazylijczyk był ignorowany i otrzymywał mniej podań. Zawodnicy oczywiście zaprzeczali.
Sytuacja z Ronaldo odbijała się negatywnie również na autorytecie Robsona. Trener nie potrafił utrzymać dyscypliny w drużynie. Pomiędzy 8 grudnia a 15 stycznia Brazylijczyk wykonał dziewięć lotów samolotem, krążąc pomiędzy Rio a Barceloną. Wracał na mecze, by zaraz po nich wyruszać z powrotem do Brazylii i spotkać się ze swoją narzeczoną. Tym samym zaniedbywał treningi i mocno obciążał organizm. Robson stawał w obronie piłkarza i często szedł na ustępstwa, ale niestety prowadziło to do coraz większych problemów. Atmosfera na linii trener - Ronaldo - szatnia była coraz bardziej napięta, a jej punktem krytycznym był karnawał w Rio.
Gwiazda Barcelony i reprezentacji Brazylii stawała w ogniu coraz większej krytyki w związku z licznymi wyjazdami i opuszczaniem treningów. Klub popadł w kryzys zarówno mentalny, jak i sportowy. Szatnię dzieliły spory, a w mediach pojawiały się kolejne „rewelacje” związane z Ronaldo i jego walką o kontrakt. W tych okolicznościach Brazylijczyk udał się do Rio, by wziąć udział w corocznym karnawale. Zdjęcia bawiącego się piłkarza ubranego w krzykliwe barwy zszokowały kolegów z drużyny. Pozostali piłkarze otwarcie skrytykowali Ronaldo i klub.
Tak naprawdę zgodę na wylot wyraził Robson, który użył jej jako karty przetargowej. Po pierwsze, zależało mu na powrocie Brazylijczyka do kraju w Nowy Rok, a po drugie, nie chciał go denerwować wobec trwających negocjacji, co do nowego kontraktu. Całą sytuację skomentował Ronaldo.
- To problem Robsona, a nie mój. Ja jestem tylko pracownikiem, jak pozostali piłkarze, a prowadzenie klubu jest jego zadaniem - powiedział piłkarz
Oliwy do ognia zaczął dolewać również selekcjoner reprezentacji Brazylii Mario Zagallo, który w negatywny sposób skomentował taktykę Dumy Katalonii. Wykorzystał to Ronaldo, który próbował wzmocnić swoją pozycję negocjacyjną. Wybrany przez czasopismo "World Soccer" na Piłkarza Roku Brazylijczyk ponownie skrytykował trenera Blaugrany.
- Robson powinien zmienić taktykę, nie tylko dla mojego dobra, ale dla dobra całego zespołu. Ten system może działał na początku, ale kiedy tylko gramy z silniejszym przeciwnikiem, mamy problemy. Oczywiście wolę ustawienie Zagallo - przyznał
Kontrakt zwany pożądaniem
Napięta sytuacja nie pomagała w negocjacjach pomiędzy klubem a agentami piłkarza. Z jednej strony Ronaldo otwarcie mówił, że zależy mu na współtworzeniu przyszłości klubu, a z drugiej dawał sygnały, że jest nieszczęśliwy. Z pewnością powodem sytuacji było ciągłe zamieszanie wokół piłkarza i skomplikowana sytuacja osobista. Matka jak zwykle obarczała piłkarza swoimi problemami, a na dodatek jego ojciec został oskarżony o posiadanie narkotyków. Sprawy nie ułatwiali również kibice i prasa.
Zaledwie 20-letni Brazylijczyk musiał radzić sobie z presją, jakiej nie doświadczył wcześniej i musiało się to odbijać na jego formie.
Dezorientujące były również informacje przekazywane do prasy. Najpierw agenci informowali, że rozmowy w zbliżają się ku końcowi i wkrótce zostanie podpisany nowy kontakt, by następnie komunikować zerwanie rozmów.
- Daliśmy zarządowi Barcelony dość czasu na sfinalizowanie umowy. Pociąg był na stacji Barcelona, a oni pozwolili mu odjechać. Obecnie nie zamierzamy rozmawiać o propozycjach dla Ronaldo. Zastanowimy się nad jego przyszłością. Wystarczy, że zostanie zapłacona klauzula wykupu i będzie mógł odejść - przekazali agenci
Dwa dni po oświadczeniu agentów wywiadu udzielił sam zainteresowany. -Jedyne o czym myślę, to odnoszenie zwycięstw. Kontraktem zajmiemy się na koniec sezonu. Bardzo dobrze mi tu w Barcelonie i zrobię wszystko, żeby pomóc temu klubowi, jeśli będzie chciał mnie zatrzymać, nawet pomimo tego, że są kluby gotowe zapłacić sumę wykupu - mówił
Sytuacja była bardziej skomplikowana. Podobno kontrakt był już przygotowany do podpisu, ale Barca poprosiła o dodatkowy czas na analizę. Prezydent klubu nie chciał renegocjować warunków przed końcem sezonu, co było sprzeczne z oczekiwaniami piłkarza i agentów. Konflikt z udziałem prasy zaogniał się coraz bardziej. Klub stał na stanowisku, że wiąże go z piłkarzem obowiązujący kontrakt, a agenci otwarcie mówili, że jeśli warunki kontraktu nie zostaną zmienione, to Brazylijczyk nie zostanie w klubie.
Odstępne nie było problemem. Zainteresowanie wokół 20-letniego napastnika było ogromne. Wśród klubów obserwujących sytuacje były podobno: Manchester United, Juventus, Lazio czy Real Madryt. Co ciekawe całą sytuację lobbowała podobno również firma Nike, czyli sponsor piłkarza. Partnerem Blaugrany była firma Kappa, więc Nike traciła inwestując w piłkarza, występującego w strojach konkurencji.
7 kwietnia 1997 roku w Rzymie została zorganizowana konferencja prasowa, na której spodziewano się potwierdzenia, że od nowego sezonu Ronaldo będzie reprezentował barwy Lazio. Włoski klub zdecydował się zapłacić wynoszącą 20 milionów dolarów klauzulę wykupu i podobno miał zaoferować piłkarzowi kontrakt o wartości 4,1 mln dolarów na sezon. Tym bardziej ogromne było zdziwienie dziennikarzy, gdy prezydent Lazio – Sergio Cragnotti poinformował: - Powiedziałem menadżerowi Ronaldo, że akceptujemy jego warunki finansowe. Teraz pozostało nam tylko czekać. Chciałbym sprowadzić go do Rzymu, ale teraz jest w Barcelonie i to im jest łatwiej osiągnąć porozumienie. Nie chcemy, żeby ta sprawa zamieniła się w operę mydlaną, więc nasza oferta jest ważna tylko do końca miesiąca.
Jednak opera mydlana
14 kwietnia, czyli tydzień po konferencji Lazio, wydawało się, że sprawa kontraktu została rozwiązana. Wszystko za sprawą oświadczenia agenta piłkarza, który potwierdził uzgodnienie warunków z Barceloną. Kontrakt miał obowiązywać do 2006 roku, a do jego sformalizowania niezbędne były jedynie podpis piłkarza i gwarancje bankowe. Potwierdził to również prezydent klubu, który zapewnił zdeponowanie pieniędzy w banku oraz formalne przygotowanie dokumentu. Całą sytuację skomentował Ronaldo.
- Jestem wdzięczny klubowi za podjęty wysiłek. Rozmawiałem z Nunezem i jestem spokojny. Otrzymałem kilka poważnych ofert z Włoch i Anglii, ale zawsze powtarzałem, że chcę grać w Barcelonie. Bardzo się cieszę, że zostaję - mówił piłkarz
Nie wszystko było tak oczywiste, jak mogło się wydawać. Agenci piłkarza postanowili zwiększyć oczekiwania finansowe oraz przerzucić na klub koszty podatkowe. Reindalo Pitta dał przy tym jasno do zrozumienia, że główną motywacją piłkarza są pieniądze.
Cztery albo pięć klubów jest zainteresowanych opłaceniem klauzuli wykupu, a na pierwszym znajduje się Inter Mediolan. Ronaldo nie urodził się w Barcelonie tylko w Brazylii, a jego przejście tu było decyzją ekonomiczną. Gra w Hiszpanii, żeby zarabiać pieniądze. Jeśli otrzyma lepszą ofertę, to odejdzie. Tu nie ma miejsca na sentymenty. Biznes to biznes - informował agent.
Z każdym dniem coraz pewniejszym wydawało się odejście napastnika do Włoch. Sytuacji próbowali zaradzić przedstawiciele Barcy, kontaktując się nawet z matką Brazylijczyka. Uważali, że jedynie ona może wpłynąć na decyzję piłkarza. Przez moment wydawało się, że taka strategia przyniosła oczekiwany efekt. Klub i piłkarz ponownie usiedli do rozmów, a 26 maja miała zostać podjęta decyzja.
Wczesnym porankiem prezydent klubu zapewnił dziennikarzy, że na 90% napastnik zostanie w klubie. Mniej więcej w tym samym czasie Ronaldo ponownie ogłosił, że chce zostać w Barcelonie. Następnego dnia Nunez oficjalnie potwierdził, że kontrakt zostanie przedłużony, a przebywający na zgrupowaniu reprezentacji w Ronaldo dzielił się swoim entuzjazmem z dziennikarzami. Zażartował nawet, że jest gotowy przejąć hiszpańskie obywatelstwo, żeby nie stać w kolejkach na lotnisku.
Tym większe było zaskoczenie całego piłkarskiego świata, gdy następnego dnia z rana prezydent Barcelony poinformował, że Ronaldo odchodzi, a agenci piłkarza potwierdzili na zwołanej specjalnie konferencji, że rozmowy z klubem zostały zerwane. Niemal natychmiast zmienił się również ton, w którym Brazylijczyk wypowiadał się o klubie. Oskarżył ich o zwodzenie i oszukiwanie, a także o brak szacunku dla niego i jego agentów.
Stwierdził nawet, że nigdy więcej nie usiądzie do rozmów z przedstawicielami drużyny, która nie dotrzymuje słowa. Według napastnika to przestała być kwestia pieniędzy. Chodziło o godność.
Ostatecznie miał przejść do Interu na podstawie zapłaconej klauzuli, ale Barca nie zamierzała odpuszczać tej sytuacji, zwłaszcza, że miała ona wymiar wizerunkowy. Katalończycy postanowili zaskarżyć transfer do władz ligi. Według regulaminu FIFA i przepisów krajowych, z klauzuli wykupu mogły korzystać wyłącznie drużyny z tego samego kraju. W tej sytuacji Inter nie miał prawa zakontraktować piłkarza bez zgody Barcelony. Sytuację kontrargumentował Ronaldo i jego agenci, którzy zwracali uwagę, że kontrakt Brazylijczyka z klubem wyraźnie wskazywał możliwość odejścia do dowolnego klubu. Wojna na argumenty trwała w najlepsze, a do sytuacji postanowił się włączyć Real Madryt. Ówczesny prezydent Królewskich Lorenzo Sanz skomentował sytuację w jednym z wywiadów.
- Moim obowiązkiem jako prezydenta Realu jest zrobić wszystko, aby osłabić Barcelonę i ta perspektywa jest dla mnie kusząca. To nie jest nasza wojna, ale jeśli możemy na niej skorzysta - przyznał prezydent Realu.
Pomimo przeciągania transferu oraz zablokowania przejścia piłkarza przez władze ligi, przenosiny były nieuniknione, a zarząd Blaugrany zaczął szukać innych wzmocnień. Jedna z teorii mówi, że rozmowy były specjalnie sabotowane przez agentów, którzy wcześniej podpisali porozumienie wstępne z Interem. Inna, że Nunez tak naprawdę chciał pozbyć się brazylijskiej gwiazdy, która wprowadzała zamęt w szatni, a jej utrzymanie było ogromnym obciążeniem dla budżetu klubu.
Najwięcej rozsądku wobec całej sytuacji od początku wydawał się prezentować Bobby Robson, który nie tylko powstrzymywał się od komentowania całej sytuacji w jej trakcie, ale również ciepło wypowiadał się o piłkarzu w późniejszych wywiadach.
Przegrani
Z pewnością zakup Ronaldo do katalońskiego klubu był świetnym posunięciem ze strony zarządu. Pomimo, że piłkarz był podatny na kontuzje, a jego agenci mieli opinię sępów, Brazylijczyk był celem każdego wielkiego klubu. Niestety późniejsze wydarzenia rzucają cień na ten tryumf. Barcelona nie potrafiła utrzymać piłkarza w klubie. Co gorsza zarząd dał się wciągnąć w brudną grę agentów piłkarza, przenosząc ją do mediów. Napastnik odchodził jako najlepszy strzelec ligi i zdobywca Złotej Piłki. W tamtym okresie był uznawany za najlepszego piłkarza na świecie, co potwierdzał świetnymi występami. Odejście Ronaldo z pewnością było wielką przegraną Dumy Katalonii.
Przegrał chyba także sam Ronaldo. Z perspektywy czasu uważa się, że Brazylijczyk nie wykorzystał swojej kariery w pełni. Po przenosinach do Interu miał ogromne problemy z odnawiającą się kontuzją kolana. Pomimo wielu sukcesów indywidualnych i zespołowych, czy ogromnych pieniędzy z kolejnych transferów, Ronaldo nie zapisał się w historii na równi z Pele czy Maradoną. Kto wie, jak potoczyłyby się losy Brazylijczyka, gdyby związał się z Barceloną na całą karierę.
Czytaj też:
To może być zacięty bój. Anglicy tak łatwo ich nie wypuszczą
Jednak nie Niemcy? Media: zgłosili chęć gry z Polską
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)