Faworyt złamał opór. Będzie hit w finale Fortuna Pucharu Polski

PAP / Wojtek Jargiło / Na zdjęciu: Karol Podliński (L) i Jean Carlos
PAP / Wojtek Jargiło / Na zdjęciu: Karol Podliński (L) i Jean Carlos

Dwa najmocniejsze kluby PKO Ekstraklasy zmierzą się w finale Fortuna Pucharu Polski. Raków Częstochowa dołączył do Legii dzięki zwycięstwu 1:0 z Górnikiem Łęczna. Pierwsza połowa była trudna dla faworyta, ale po przerwie zdominował przeciwnika.

Raków pojechał do Łęcznej po porażce w hicie PKO Ekstraklasy z Legią. Podopieczni Marka Papszuna mają jeszcze możliwość odegrania się warszawiakom w finale Fortuna Pucharu Polski, a na drodze do tego stał do środy Górnik. W zestawieniu z pierwszoligowcem goście byli faworytami, ale potrzebowali czasu na pokazanie wyższości.

Trener Marek Papszun zdecydował się na pięć zmian w jedenastce w porównaniu z meczem przy Łazienkowskiej. Prowadzony przez niego Raków miał z dużym zaangażowaniem ruszyć po pierwsze w historii zwycięstwo w Łęcznej.

Raków zabrał się do ataku pozycyjnego i w 8. minucie miał szansę na strzelenie gola. Nie rozpoczął jednak półfinału równie dobrze jak Legia. Piłka spadła pod nogami Gustava Berggrena, którego uderzenie nie zaskoczyło Macieja Gostomskiego. Górnik odpowiedział strzałem celnym w 12. minucie i Karol Podliński rozgrzał nim bramkarza Rakowa.

ZOBACZ WIDEO: Idą zmiany. "Santos nie będzie chciał się cofnąć"

Raków nie przejął inicjatywy na dobre, a gra do przerwy była wyrównana. W 23. minucie przebudzili się podopieczni Marka Papszuna, a Vladislavs Gutkovskis główkował ponad poprzeczką po dośrodkowaniu z prawego skrzydła Frana Tudora. Górnik odpowiadał na każdą szansę częstochowian. W 25. minucie Karol Podliński sprawdził Kacpra Trelowskiego strzałem w kierunku narożnika bramki.

Górnik nie stracił gola od początku edycji Fortuna Pucharu Polski i także w środę piłka słuchała się gospodarzy. Uderzenie Frana Tudora poleciało w poprzeczkę, a dobitka Bartosza Nowaka została obroniona przez Macieja Gostomskiego. W 34. minucie tradycyjna riposta pierwszoligowca i aż trzy strzały w jednej akcji. Najgroźniejszym sprawdził bramkarza Michał Pawlik.

Decydujący gol na 1:0 padł w 47. minucie. Raków dobrał się do bramki Macieja Gostomskiego. Fran Tudor uruchomił podaniem Jeana Carlosa Silvę, a ten wypracował sobie miejsce do płaskiego dośrodkowania. Piłka przedostała się szczęśliwie między nogami przeciwnika do Bartosza Nowaka, a ten nie pozwolił sobie na zmarnowanie szansy. Uderzenie pomocnika dało prowadzenie faworytom.

Po zdobyciu bramki Raków zaczął kontrolować wydarzenia. Mocniej pachniało drugim golem zespołu Papszuna niż wyrównaniem. Maciej Gostomski sparował jednak piłkę po strzale Frana Tudora. Ta interwencja nie zmieniała faktu, że każda minuta pracowała na korzyść Rakowa, a gospodarze nie odpowiadali już na ataki częstochowian.

Druga połowa była już monotonna i przebiegała na zasadach Rakowa. Gra toczyła się na połowie Górnika, a podopieczni Ireneusza Mamrota nie mieli pomysłu na uratowanie się przed odpadnięciem z rozgrywek.

Górnik Łęczna - Raków Częstochowa 0:1 (0:0)
0:1 - Bartosz Nowak 47'

Składy:

Górnik: Maciej Gostomski - Damian Zbozień, Souleymane Cisse, Jonathan de Amo, Daniel Dziwniel - Egzon Kryeziu, Michał Pawlik (74' Hubert Sobol) - Miłosz Kozak, Dawid Tkacz (58' Łukasz Szramowski), Serhij Krykun (62' Damian Gąska) - Karol Podliński (74' Wiktor Łychowydko)

Raków: Kacper Trelowski - Stratos Svarnos, Tomas Petrasek, Zoran Arsenić - Fran Tudor, Gustav Berggren (46' Władysław Koczerhin), Giannis Papanikolaou, Jean Carlos Silva (90' Patryk Kun) - Ivi Lopez (78' Marcin Cebula), Vladislavs Gutkovskis (78' Sebastian Musiolik), Bartosz Nowak (66' Ben Lederman)

Żółte kartki: Dziwniel, Zbozień (Górnik) oraz Arsenić (Raków)

Sędzia: Krzysztof Jakubik (Siedlce)

Czytaj także: Klub z PKO Ekstraklasy pokazał nietypową dla siebie koszulkę
Czytaj także: Minęło 18 lat. Majdan dostał 48 godzin. "Inaczej go zabijemy"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty