Pełnomocnik Lewandowskiego atakuje Kucharskiego. "Obrzydliwe i prymitywne"

- Kucharski jawnie kpi z Anny Lewandowskiej. W XXI wieku poniżanie kobiety nie spotyka się z publiczną dezaprobatą? To obrzydliwe, prymitywne i nieakceptowalne - mówi Wirtualnej Polsce prof. Tomasz Siemiątkowski, pełnomocnik Roberta Lewandowskiego.

Dariusz Faron
Dariusz Faron
Tomasz Siemiątkowski, Robert Lewandowski East News / Pawel Wodzynski / Getty Images: SOPA Images / Na zdjęciu: Tomasz Siemiątkowski, Robert Lewandowski
W lutym 2023 r. odbyła się pierwsza rozprawa w procesie Roberta Lewandowskiego i Cezarego Kucharskiego, który jest oskarżony m.in. o szantażowanie obecnego piłkarza Barcelony.

Na wniosek pełnomocnika napastnika, prof. Tomasza Siemiątkowskiego, sąd wyłączył jawność. Wyjątkiem będą rozprawy, na których odtworzone zostaną nagrania rozmów Kucharskiego z Lewandowskim.

- Linia obrony Kucharskiego wykracza poza dopuszczalną, ponieważ upublicznia on kłamstwa, manipulacje, obraża i poniża. Poza tym wybiórczo upublicznia materiały dowodowe, co jest nielegalne - mówi pełnomocnik Lewandowskiego prof. Tomasz Siemiątkowski.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Klich w nowej roli. Zobacz, jak sobie poradził

Po rozmowie z Siemiątkowskim skontaktowaliśmy się z "obozem" Cezarego Kucharskiego, by przedstawić na naszych łamach stanowisko obu stron. W WP SportoweFakty ukaże się niebawem obszerny wywiad z pełnomocnikiem Kucharskiego, Krzysztofem Waysem, o ile podtrzyma on wstępną chęć rozmowy.

***
Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Z czym pan do mnie przychodzi, panie profesorze?

Prof. Tomasz Siemiątkowski, pełnomocnik Roberta Lewandowskiego: Z poważnym przekazem. Od listopada ubiegłego roku, to jest od początku postępowania, w ogóle nie komentowaliśmy aktywności publicznej Cezarego Kucharskiego. Niestety on regularnie kłamie, atakuje Roberta Lewandowskiego i - co bardzo ważne - Annę Lewandowską. Chcielibyśmy sporo rzeczy sprostować i pokazać prawdę.

Kucharski przyjmuje swoją linię obrony i to jest oczywiste. Ale ta linia wykracza poza dopuszczalną, ponieważ upublicznia on kłamstwa, manipulacje, obraża i poniża. Poza tym wybiórczo upublicznia materiały dowodowe, co jest nielegalne - choćby fragment zeznań Anny Lewandowskiej. Mamy twarde dowody.

Kucharski jest ostatnio bardzo aktywny medialnie. W sytuacji, w której powinien być bardziej persona non grata aniżeli ekspertem, zwłaszcza od spraw dotyczących Roberta Lewandowskiego, z którym jest w konflikcie prawnym, i do którego nie wolno mu się nawet zbliżać. To tak, jakby "Fryzjer" w czasie swojego procesu był ekspertem medialnym ds. sędziów piłkarskich.

Kucharski jest byłym piłkarzem i menedżerem Lewandowskiego. A pan profesor próbuje wskazywać mediom, z kim można rozmawiać, a z kim nie. Nie rozumiem pańskiego kłopotu. I krytykowania dziennikarzy za to, że rozmawiają z Kucharskim. Z państwem można rozmawiać, a z nim nie, bo jest zły - tak rozumiem pana perspektywę.

Nieprawda. Chcę tylko pokazać, że on oszukuje również was, dziennikarzy, czy też pana kolegów, wykorzystując ich do swojej gry. Chcemy się odnieść do tych kłamstw. Dziennikarze są kompletnie niezależni i na pewno nie będziemy im mówić, z kim się mają spotykać. Ale jeśli media zaczynają lansować osobę, która jest w otwartym konflikcie z Lewandowskimi, a ona ich lży, używając kłamstw, to jest to nie fair.

Dlaczego dziś rozmawia się o szantażu, a nie wspomina także o innych przestępstwach zarzucanych Kucharskiemu? Jest oskarżony o trzy: oprócz szantażu chodzi o ujawnienie tajemnicy zawodowej i poufnych danych. Czyli o zdradę tajemnic swojego klienta, przekazanie ich przedstawicielowi mediów zagranicznych. Dlaczego wykorzystał dziennikarza niemieckiego tygodnika do realizacji szantażu, a dziś opowiada bzdury na temat prawdziwości taśm? Dlaczego oszukał opinię publiczną i dziennikarzy, w tym pana Sebastiana Staszewskiego - mamy na to dowód - mówiąc w wywiadach, że nie przekazywał nikomu żadnych materiałów, a także pana Piotra Żelaznego, któremu powiedział w "Rzeczpospolitej", że "żaden artykuł nie powstał z jego inspiracji"?

Po czym prokuratura zarzuca mu popełnienie przestępstwa moralnie nagannego, mianowicie ujawnienia poufnych informacji o Robercie Lewandowskim. To donosicielstwo i "sprzedaż" informacji o swoim kliencie.

Mówi pan profesor o zarzutach prokuratorskich, a nie o wyroku sądu. Nie wiem, czy ma pan prawo wymagać od innych, by oceniali to tak samo jak pan.

Chcę tylko zwrócić uwagę na to, co się dzieje, a być może umyka ocenie. A ocena moralna publicznie znanych faktów nie wymaga wyroku.

Zanim zacznie pan prostować, proszę powiedzieć, czego się państwo boją? Złożyli państwo wniosek o wyłączenie jawności sprawy.

Niczego się nie boimy.

To skąd ten wniosek? Skoro zależy tak państwu, żeby ludzie poznali prawdę, może trzeba go było nie składać?

Nie powiedziałem, że chcemy, by opinia publiczna oceniła materiał dowodowy. Rozprawa główna w procesie karnym może być jawna bądź tajna. Jawność jest jak najbardziej dopuszczalna, ale jest wskazana zwłaszcza wtedy, gdy pomoże w rozstrzygnięciu sprawy. Jeśli nie jest potrzebna, zgodnie z literaturą prawniczą i orzecznictwem należy się zastanowić nad wyłączeniem tej jawności. W tej sprawie będą poruszane kwestie delikatne, intymne, prywatne.

Pierwotnie wyraziliśmy wstępną zgodę na jawność. W dniu rozprawy, na której miał być odczytany akt oskarżenia, w "Przeglądzie Sportowym" ukazał się materiał pokazujący intencje obrońców i w domyśle pana Kucharskiego podczas rozprawy jawnej.

Argumentem za utajnieniem postępowania była też kwestia poufnych informacji o charakterze biznesowym. Nie wyrażaliśmy zgody, by umowy, przychody, honoraria itd. były przedmiotem roztrząsania na forum publicznym. To nie tak, że chcemy ukryć fakty. Sąd wszystko otrzyma, a to on rozstrzygnie. Nie chcemy jednak czynić z tego powszechnie dostępnej informacji. Na tym polega prawo do prywatności. Obrońca pana Kucharskiego podkreślał cały czas, że w tej sprawie najważniejsza jest jawność, bo opinia publiczna pozna prawdę. Zwracam uwagę, że prawdę powinien poznać przede wszystkim sąd.

Pan Kucharski mówił, że prokuratura nigdy nie zakończy tej sprawy, bo nie ma materiałów. Tymczasem prokuratura ją zakończyła i to relatywnie szybko, w ciągu 1,5 roku sformułowała bardzo złożony akt oskarżenia. Kucharski mówił również, że czeka na niezależny sąd, a w tej chwili nie interesuje go już sąd, tylko opinia publiczna.

Co takiego powiedział obrońca Cezarego Kucharskiego w rozmowie z "Przeglądem Sportowym", że nagle zmieniliście zdanie co do jawności?

Publiczne zachowania oskarżonego spowodowały, że uznaliśmy, iż w czasie procesu będzie chciał dalej manipulować i obrażać pokrzywdzonych, a być może również świadków. Tym, co przelało czarę goryczy, była publikacja, w której jego obrońca zwracał uwagę przede wszystkim na rolę opinii publicznej w rozstrzygnięciu tej sprawy. Media są od tego, by relacjonowały proces, ale jest też prawo do prywatności i poufności. Ale jest jeszcze jeden element: każdy ma prawo do swojej godności. W naszym przekonaniu - i tak to argumentowałem przed sądem - celem obrońców i oskarżonego jest medialne pozbawienie tej godności pokrzywdzonych.

Gdyby rozprawa była jawna, w oczach opinii publicznej Lewandowski zostałby pozbawiony godności? Materiał [dowodowy] pokazuje coś takiego?

Materiał dowodowy - nie.

Nie widzę więc korelacji. W jaki sposób ta jawność miałaby pozbawiać Lewandowskiego godności?

Manipulacje i insynuacje oskarżonego mogłyby w tę godność uderzać. Wiadomo też, że życie prywatne rodziny Lewandowskich przyciągałoby różne media, a materiał dowodowy siłą rzeczy zawiera wiele informacji prywatnych i poufnych. Wiemy już, że Kucharski bez skrupułów uderza w rodzinę Roberta Lewandowskiego, więc staramy się chronić jego żonę, mamę, dzieci.

Obrońca oskarżonego sam zasygnalizował, że jego głównym celem jest robienie teatru medialnego. Siłą rzeczy, w tej sprawie to poszkodowany jest osobą powszechnie rozpoznawalną. Dlatego nie byłaby to obrona Kucharskiego, tylko próba ataku i pozbawienia godności Roberta Lewandowskiego. W takiej sytuacji rzucone zniewagi, określone pytania, manipulacje, które by się odbywały publicznie, niezależnie od tego, jak byłyby kłamliwe, uderzałyby w dobre imię Lewandowskiego. On jest tu pokrzywdzonym, a w procesie karnym prawo chroni pokrzywdzonego.

Na nasz wniosek sąd wyłączył jawność, zaś pan Kucharski robi teraz dokładnie to, co w moim przekonaniu planował zrobić podczas rozprawy, gdyby była jawna. Chcieliśmy tego uniknąć. W obecności mediów mieliby możliwości, by stawiać w złym świetle, manipulować, kłamać. Powiem panu dlaczego: ani świadek, ani pokrzywdzony nie mogą odmówić zeznań w postępowaniu. A Kucharski jako oskarżony może. Jestem przekonany, że nie odpowiedziałby na żadne nasze pytanie i opinia publiczna niczego by się od niego nie dowiedziała.

Myśmy się tego nie bali, ale jesteśmy od tego, by chronić pokrzywdzonych. A druga strona powinna wykazywać, że oskarżony jest niewinny. A nie odwracać kota ogonem i wykazywać, że czemukolwiek winny jest pokrzywdzony. Rozumiem, że to element strategii, ale nie ma on nic wspólnego z dochodzeniem prawdy w procesie, w którym Cezary Kucharski jest oskarżonym.

Jawność wyłączono poza rozprawą, na której zostaną odtworzone nagrania rozmów pomiędzy Lewandowskim i jego byłym menedżerem. O to wnioskowali obrońcy. Woleliby państwo, by to też było niejawne?

Nie, zgodziliśmy się na to. Nasz wniosek dotyczył wyłączenia jawności poza przesłuchaniem taśm. Nie obawiamy się treści nagrań. To pan Kucharski się chyba ich obawia, skoro wbrew faktom twierdzi od początku, że są one fałszywe i pocięte. Tymczasem ośrodek w Poznaniu, biegli w Lublinie, a wcześniej biegły sądowy z Warszawy trzykrotnie poświadczyli, że nagrania te nie noszą cech ingerencji. Na lutowym posiedzeniu sąd podjął decyzję o dodatkowym zbadaniu autentyczności nagrań. Zostały one sporządzone na oryginalnym urządzeniu, a następnie były przeniesione na dwa inne. Łącznie mamy więc trzy urządzenia. Osobiście przyniosłem je do prokuratury.

Prokuratura poddała badaniu dwa pendrive'y. A sąd słusznie uznał, że chciałby zbadać urządzenia źródłowe. Podkreślam: chcemy, by zostały zbadane. Niczego się nie obawiamy. Tymczasem warto zapytać pana Kucharskiego, czy on również przekazał swój telefon wraz z kodem dostępu, czy może w tajemniczy sposób go zapomniał?

Ponadto Kucharski zawiadomił niemieckie organy ścigania i chciał, by skazano Roberta Lewandowskiego za to, że sporządził te nagrania, a niemieckie organy nie uznały tych racji. Jesteśmy bardzo zadowoleni, że nagrania będą badane. Powiedziałem to zaraz po rozprawie.

Nie było szansy, by mediacje zakończyły się powodzeniem?

Mediacje zostały zaproponowane przez sąd i myśmy na nie przystali. W niewielkiej przewadze czasowej, ale jednak zrobiliśmy to jako pierwsi.

Ma to znaczenie, skoro obie strony się zgodziły?

Ma to takie znaczenie, że myśmy od mediacji nie uciekali. Mediacje w procesie karnym są bardzo specyficzne. Oskarżenie Cezarego Kucharskiego o popełnienie trzech przestępstw ma charakter publiczny, to nie jest sprawa z oskarżenia prywatnego. To nie tak, że się dogadamy i wycofamy prywatny akt oskarżenia.

Przy oskarżeniu publicznym istnieje dość wąskie pole do ugody. Byliśmy na to gotowi. Odbyły się dwa spotkania bez udziału mediatora, merytoryczne przygotowanie do mediacji i dwa spotkania z mediatorkami. Są one objętą całkowitą poufnością. Do tego stopnia, że jeżeli wychodzimy bez ugody, mediator nie informuje, wskutek działania której ze stron do niej nie doszło. Takie są przepisy.

Dlatego ja też nie powiem, dlaczego nie doszło do tej ugody. Po pierwszych poufnych spotkaniach obrońca Cezarego Kucharskiego zaczął dzielić się z mediami swoimi refleksjami. Było to naruszenie. Uznaliśmy je za niedopuszczalne i uważaliśmy już wtedy, że prawdopodobieństwo zawarcia ugody jest bardzo małe.

Drugi powód, który pozbawił nas przekonania co do sensu mediacji: otóż była to mediacja wyłącznie w sprawie karnej i nie chcieliśmy się zgodzić, by rozmawiano o pieniądzach. Mamy przecież jeszcze sprawę cywilną o zapłatę. Obrońca Cezarego Kucharskiego chciał, byśmy rozmawiali o obu sprawach równolegle. To nie mieści się w formule mediacji karnej. Z natury rzeczy nie mogło więc dojść do ugody. Sens mediacji w sprawie karnej jest taki, że oskarżony wyraża skruchę, a druga strona może mu wybaczyć. Ale oskarżony nie deklarował w żaden sposób tej skruchy. Nie było więc przestrzeni do ugody.

Jeśli chodzi o sprawę o zapłatę - Robert Lewandowski nie jest pozwany. Pozwana jest spółka. Nie było więc przedmiotowej i podmiotowej łączności między sprawami. Nie dało się ich połączyć w mediacjach.

Sam pan powiedział, że mediacje mają charakter poufny. A w naszej rozmowie mówi pan o konkretnych zdarzeniach wskazujących na ich przebieg.

Odnoszę się tylko do informacji podanych na łamach "Rzeczpospolitej" i "Przeglądu Sportowego" przez obrońcę Cezarego Kucharskiego. Z moich ust w trakcie mediacji i po ich zakończeniu do dziś nie padły na ten temat żadne słowa. Teraz bazuję na wiedzy, powszechnie dostępnej, ale przekazanej przez obrońcę Cezarego Kucharskiego, który naruszył zasadę poufności. Odpisałem jednemu z dziennikarzy, który opisał bardzo szeroko wywody obrońcy Kucharskiego, że żaden szanujący się adwokat nie będzie komentował poufnych rozmów. Podtrzymuję to.

Na początku powiedział pan profesor, że chce pewne rzeczy sprostować. Zamieniam się w słuch.

W kwietniu 2021 Interia zapytała Kucharskiego, czy przekazywał dziennikarzowi dokumenty obejmujące tajemnicę zawodową. Odpowiedział: oczywiście, że nie. W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" w grudniu 2020 r. stwierdził: żaden artykuł w "Der Spiegel" nie powstał z jego inspiracji.

Dziś wiemy, że kłamał, a prokuratura publicznie poinformowała, że dysponuje dowodami na przekazywanie materiałów niemieckiemu dziennikarzowi. Stwierdziła, że wbrew przyjętemu przez siebie zobowiązaniu do zachowania poufności, Kucharski ujawnił przedstawicielowi zagranicznych mediów informacje, z którymi zapoznał się jako menedżer.

Ze zgromadzonych dowodów wynika, że oskarżony za pośrednictwem poczty elektronicznej przekazywał dziennikarzowi kopie kontraktów, umów reklamowych itd. Ponadto, nie będąc do tego uprawnionym, przekazywał dziennikarzowi kopie zeznań podatkowych składanych przez swojego byłego klienta i Annę Lewandowską. Cezary Kucharki był zobowiązany do zachowania najwyższej staranności, by takie materiały nie ujrzały światła dziennego. Tymczasem z premedytacją przekazał je dziennikarzowi. Doniósł zatem na swojego klienta do mediów. Realizował w ten sposób szantaż zawarty w nagranych rozmowach.

Przytacza pan stanowisko prokuratury, a nie sądu. Nie można obiektywnie powiedzieć, że Kucharski kłamał.

Ale to stanowisko prokuratury na bazie danych pobranych z prywatnego urządzenia oskarżonego.

Rozumiem. Tyle że sąd nie ocenił jeszcze materiału dowodowego.

Nie ocenił, ale znamy dowody i fakty, dlatego mówię, że Kucharski kłamie.

To wciąż po prostu opinia pana profesora i stanowisko prokuratury. Nie sądu.

Znając fakty oraz dowody i zestawiając je z publicznymi wypowiedziami Cezarego Kucharskiego, mam pełne podstawy do formułowania takich wniosków. W żaden sposób nie włączam w to ani prokuratury, ani sądu. Na prawomocny wyrok jeszcze trochę poczekamy.

Kolejnym przykładem, który łatwo ocenić, są manipulacje, przy użyciu których pan Kucharski prowadzi na Twitterze swoją krucjatę. Tam nie tylko obraża, ale też manipuluje faktami i oszukuje tym samym opinię publiczną. Zamieścił m.in. screen wiadomości od Anny Lewandowskiej, który miał dowodzić, że kłamała w prokuraturze, mówiąc, że obawiała się go w trakcie eskalacji konfliktu między nim i Robertem Lewandowskim. Rzecz w tym, że sms-y, w których Anna zapraszała Cezarego Kucharskiego na spotkanie, by poznał jej córkę, zostały wysłane ponad półtora roku przed nagranymi rozmowami, w których padły słowa będące podstawą oskarżenia o szantaż. To wszystko zmienia.

Idźmy dalej. Pan Kucharski pisze: "Bardziej zastanawia mnie natura ludzka. Słowa Anny złożone pod przysięgą przed prokuraturą były kłamstwem. W rzeczywistości wcale się nie bała, nawet ciepło zapraszała w tym czasie do Monachium". Przecież to oczywiste kłamstwo. Powtarzam, Anna zapraszała Kucharskiego do Monachium w roku 2017. A ponad 1,5 roku później bała się jego szantażu i potem zeznała to przed prokuraturą.

Co z życzeniami od Lewandowskiego? Zacytuję wpis Kucharskiego z 
12 lutego 2023: "Mija 5 lat kiedy R. Lewandowski nagrał rozmowę, bez mojej wiedzy (12.02). W październiku 2020, ponad 2,5r. później dołączył nagranie do złożonego donosu na mnie do prok. Święczkowskiego. Wtedy już od 1 roku nie współpracowaliśmy ale rozmawialiśmy. 5 dni później wysłał życzenia urodzinowe” (pisownia oryginalna). 

To kolejna manipulacja, bo mowa o zupełnie innej rozmowie, która odbyła się znacznie wcześniej niż znane publicznie spotkania. W lutym 2018 r. Kucharski rozmawiał z Lewandowskim, a tematem było zakończenie współpracy między nimi. Robert Lewandowski zaczął nagrywać tę rozmowę w momencie, w którym zaczęły padać niepokojące słowa. Rozumiał je tak, że brak dalszej współpracy [według Kucharskiego] źle się dla niego skończy. Nagrał część rozmowy. W tamtym momencie nie miał poczucia, że proces wyrządzenia mu krzywdy będzie się rozpędzał.

To nie był jeszcze czas otwartego konfliktu, dlatego nie widzę nic złego w tym, że kilka dni później wysłał życzenia urodzinowe, starając się utrzymać nie relacje biznesowe, a międzyludzkie. Eskalacja werbalna ze strony Kucharskiego pojawiła się dużo później, bo we wrześniu 2019 r., kiedy spotkali się w restauracji w Monachium. Jeszcze większa eskalacja wystąpiła w styczniu 2020 r., kiedy została nagrana rozmowa w restauracji Baczewskich.

Zaznaczam, że nie stawiam żadnej tezy, tylko pytam: nie widzi pan nic dziwnego w tym, że nagrywamy osobę, a pięć dni później życzymy jej wszystkiego najlepszego?

Jeżeli miałbym wejść w czyjeś buty, to odpowiedziałbym tak: słysząc niepokojące słowa, że brak dalszej współpracy nie skończy się najlepiej - taki był przekaz - rozmówca może intuicyjnie zacząć nagrywać tego typu sformułowania, zaniepokojony tym, co się dzieje. Mimo to dobra strona nakazuje mu, zgodnie z zasadami, obowiązującymi przy wieloletniej znajomości, złożyć życzenia. I liczyć, że to, co zostało nagrane, to tylko czcze gadanie.

Skoro w Lewandowskim zwyciężyła po rozmowie dobra strona i składał Kucharskiemu życzenia, to może trzeba było usunąć nagranie?

No wie pan... to dywagacje i stawia mnie pan w trudnej sytuacji, bo tu już jest teza. Co to znaczy usunąć? Ja mam niewiele nagrań w życiu. Nagrań czegokolwiek. I nie wiem, mogę nie pamiętać, że nagrałem. Mogę nie pamiętać, żeby usunąć. Ale nie chciałbym się tłumaczyć, bo czuję się jak osoba, która tłumaczy coś, co jest oczywiste.

Chce pan profesor jeszcze coś prostować?

Tak, oczywiście. Kucharski wybiórczo zaczyna publikować na Twitterze materiały dowodowe. Mam na myśli fragment zeznań Anny Lewandowskiej. Ujawnia materiały z postępowania, w którym rozprawa główna została utajniona. Jego zachowanie należy zakwalifikować tak, jak gdyby na etapie śledztwa ujawnił tajemnicę tego śledztwa. Mamy przewód sądowy, który został utajniony. Kucharski zapoznał opinię publiczną z bardzo osobistymi, bardzo intymnymi przeżyciami pokrzywdzonej.

Zacytuję [zeznania Anny Lewandowskiej, przyp. DF.]: "cała ta sytuacja związana z tymi dwiema rozmowami [...] - bo baliśmy się z mężem, czy się z Czarkiem rozstać - spowodowała mój strach i przerażenie. To był dla mnie obłęd. Czarek w mojej ocenie jest osobą nieobliczalną [...] Kojarzy mi się z osobą, która z każdym się kłóci, wojuje. Przez tę sytuację wpadłam w panikę, miałam koszmary, nie mogłam spać, miałam szczękościsk".

Abstrahując od tego, że ujawnienie zeznań jest nielegalne, oskarżony nie ma moralnego prawa oceniać odczuć Anny Lewandowskiej. Kucharski jawnie kpi z pokrzywdzonej. I w XXI wieku poniżanie kobiety, która mówi, że jako młoda matka miała problemy z laktacją wywołane przez stres, nie spotyka się z publiczną dezaprobatą? To obrzydliwe, prymitywne i nieakceptowalne. Kilka dni wcześniej jak klasyczny hipokryta Kucharski zamieścił zdjęcie pięknego bukietu róż i życzył wszystkim kobietom serdeczności, uśmiechu i determinacji w walce o ich prawa. A sam z tych praw kpi!

Po co pan jako pełnomocnik Roberta Lewandowskiego komentuje twitterowe wpisy Kucharskiego? Przecież nie ma to żadnego wpływu na sprawę sądową.

Komentuję publiczne zachowania, nie tylko wpisy twitterowe. Dlatego, że kłamstwo powtórzone dziesięć razy staje się prawdą. A wiele informacji jest kłamliwych. Stawiają one w złym świetle pokrzywdzonych. Jeśli te informacje nie zostaną zdementowane, mogą zacząć żyć własnym życiem. Gdyby zostały uznane za prawdziwe, uderzyłyby w wizerunek, ale też emocje i dobre imię pokrzywdzonych. Podkreślam: pokrzywdzonych. Zachowując się w ten sposób – kłamliwy i manipulacyjny - pan Kucharski czuje się bezkarny. Krzywdzi pokrzywdzonych dalej. Musimy pamiętać, kto tu jest katem, a kto ofiarą.

Sąd postanowił oddać nagrania do ekspertyzy. Opinia ma się pojawić do końca czerwca. Jak rozumiem, to będzie kluczowe dla przebiegu sprawy.

Jestem przekonany, że po raz czwarty zostanie potwierdzona autentyczność nagrań. Ostatnio pojawiła się kolejna wypowiedź Cezarego Kucharskiego, w której robi z siebie ofiarę polityczną. Twierdzi, że prokuratura działa w ramach "dealu" polityczno-biznesowego. To jego słowa. Nie jestem rzecznikiem prokuratury, ale główny zarzut, jaki Kucharski i obrońcy stawiają prokuraturze jest taki, że działała ona szybko. Nie mówią nic, że działała niezgodnie z procedurami. Zarzut jest więc absurdalny.

Wszystko przebiegło tak sprawnie, bo Lewandowski, który rzadko bywa w kraju, w momencie, w którym zostało złożone zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa, był na zgrupowaniu reprezentacji. To, czy to przypadek, czy to celowe działanie, że złożyłem zawiadomienie w tym czasie, to już moja sprawa. Taktyka jest tajemnicą adwokacką, ja się z tego tłumaczył nie będę.

Kucharski czterokrotnie przegrał sprawę przed sądem po postawieniu mu zarzutów - środki zapobiegawcze uznane zostały za zastosowane prawidłowo. Za prawidłowe, legalne i słuszne uznano również przeszukanie w jego domu. Zatrzymanie jego rzeczy uznano za absolutnie właściwe w postępowaniu przygotowawczym. I - uwaga - to samo dotyczy zatrzymania Kucharskiego. Orzekali w tych sprawach różni sędziowie, którzy nie mają żadnych konotacji politycznych, czego dowodzą ich inne orzeczenia.

Jakie znaczenie dla sprawy mają inne orzeczenia tych sędziów?

Takie, że próba zrobienia z siebie przez Kucharskiego ofiary politycznej jest bajką, która ma na celu zmanipulowanie opinii publicznej. Mówi o motywach polityczno-biznesowych i nie wiem, co chce przez to powiedzieć. Czy zarzuca prokuraturze korupcję? Ktoś miałby korumpować prokuraturę?

Do swojej sprawy włącza również mnie wielokrotnie zniesławiając i naruszając moje dobra osobiste. Przedstawia mnie w takim kontekście, jak gdybym był powiązany z obecnie rządzącymi. W adwokaturze jestem blisko 30 lat, a zawód adwokata wykonuję lat 25. Nigdy się nie spotkałem z takim zarzutem. Ani wtedy, gdy inicjowałem działania sprzeciwiające się politycznej ustawie Lex TVN lub gdy dostawałem nagrodę "Rzeczpospolitej" za działalność pro bono na rzecz wolności mediów w Polsce w 2021 r. Ani też w 2022 roku, gdy krytykowałem w "Gazecie Wyborczej" i Senacie RP sprawę sprzedaży części Rafinerii Gdańskiej Saudi Aramco. Lewandowski nie ma adwokata politycznego. Rozumiem, że uderzanie przez niego w linię polityczną ma na celu zdobycie sprzymierzeńców.

Jest jeszcze jedna rzecz, na którą ciągle powołuje się Kucharski: że przeszukano mu dom i zatrzymano, a przecież można go było zaprosić do prokuratury. Nie, nie można było. Gdyby tak się stało, prawdopodobnie nośniki elektroniczne z dowodami - zdaniem prokuratury - świadczące o popełnieniu przestępstwa, zlikwidowałby albo ukrył. Na nośnikach jest bardzo dużo rzeczy, o których nie mogę mówić, bo są objęte tajemnicą rozprawy głównej. A to bardzo niewygodna korespondencja dla Cezarego Kucharskiego. Nie tylko z dziennikarzem niemieckim. Sąd ma wszystkie te informacje.

Chciałbym wrócić na koniec do początku rozmowy. Pan mnie trochę prowokował, bym uderzył w dziennikarzy. Nie, w żaden sposób nie uderzam w świat dziennikarski. ​Odwołuje się do rzetelności i weryfikacji wiarygodności rozmówcy oraz przekazywanych informacji. W przypadku pana Kucharskiego dowodzimy, że kłamie w wywiadach i na to chcę zwrócić uwagę.

Powiedział pan, że widzi pan Kucharskiego w mediach i był to zarzut pod adresem tych mediów, że z nim rozmawiają. Wyraziłem sprzeciw, bo taka właśnie jest rola mediów.

W trakcie rozmowy mam możliwość refleksji.

Nikt tego nie neguje.

Dlatego uściślam, co miałem na myśli. Zwrócę uwagę na jedną rzecz, uzupełniając: to nie jest zarzut do mediów, tylko zarzut do rzeczywistości medialnej. Zaczyna się czynić pana Kucharskiego ekspertem ds. spraw związanych z Robertem Lewandowskim. Nawet w kwestiach bieżących, o których on nie ma żadnej wiedzy. Jeśli miałby być ekspertem od piłki nożnej, biznesu sportowego, menedżerskiego czy deweloperskiego, jest to dla mnie zrozumiałe. Ale udziela wypowiedzi o Lewandowskim, które zawsze zmierzają w kierunku dyskredytowania. Kucharskiemu daje się publiczne prawo do wypowiadania się o Lewandowskim przy wiedzy, że nie jest obiektywny, bo jest w nim w sporze i wiadomo, że wykorzysta każdą okazję do ataku. Media dają się w to wciągnąć. To dla mnie niezrozumiałe i niemoralne. Zwłaszcza po twittach, w których poniżał żonę Roberta Lewandowskiego. Może teraz pan redaktor mnie rozumie.

Zwracam uwagę, że od początku konfliktu, który jest bardzo mocno obecny w mediach, obie strony wzajemnie się dyskredytują.

Gdyby Robert Lewandowski wypowiadał się w mediach o Cezarym Kucharskim jako menedżerze sportowym i człowieku, atakując go, poniżając, drwiąc z jego rodziny, to moglibyśmy szukać takich porównań. Ale tego nigdy nie zrobił. Wypowiadam się ja i to rzadko, trzymając się faktów. Zachowajmy proporcje.

Rozmawiał Dariusz Faron, WP SportoweFakty

Zobacz też:
W Hiszpanii poruszenie po słowach Lewandowskiego. Trafił na okładki gazet
Lewandowski dostał nietypowe pytanie od sędziego. Tak zareagował

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×