Można krytykować drużynę Lecha Poznań za wynik meczu z Fiorentiną, ale porażka 1:4 oddaje różnicę klas pomiędzy drużynami. Na pewno gracze mistrza Polski bardzo chcieli podjąć rywalizację i do pewnego momentu wyglądało to obiecująco.
Akcja po golu Velde na 1:1 była na najwyższym poziomie. Prostopadłe podanie Filipa Marchwińskiego do Mikaela Ishaka również. Lech kilka razy ładnie wyprowadził piłkę, przeprowadził kilka akcji na skrzydle, ale generalnie Fiorentina miała to spotkanie pod kontrolą. W pewnym momencie Włosi oddali inicjatywę, nieco podpuścili graczy "Kolejorza", a następnie bezwzględnie ich skarcili.
Pod względem indywidualnym i zespołowym Fiorentina znajdowała się na zupełnie innej planecie. To była piłka zaserwowana przez kucharzy wykwintnej włoskiej restauracji z gwiazdką "Michelin". Z drugiej strony też stali pracownicy w fartuchach, którzy dobrze wlali wodę do garnka, posolili ją, ale jednak rozgotowali makaron.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Niecodzienne ogłoszenie szczęśliwej nowiny
Można mieć jakieś "ale" do kilku zawodników Lecha. Pedro Rebocho zbyt łatwo dał się ogrywać. Widać było również, że Lubomir Satka nie jest pierwszym wyborem trenera (wskoczył za zawieszonego Bartosza Salamona). Ale największe zastrzeżenia trzeba skierować do Filipa Bednarka. Fiorentina była lepsza, ale bramkarz Lecha nie musiał rywalom pomagać, a zrobił to przy golach numer dwa i cztery (przy pierwszej bramce Bednarek miał pecha - piłka odbiła się od słupka i jego nogi).
Dopiero na poziomie ćwierćfinału europejskich pucharów Lech trafił na rywala z wysokiej półki. Starcie z Fiorentiną pokazało, że miejsce Lecha to dziś raczej rozgrywki Ligi Konferencji, czyli trzeciej kategorii.
Niemniej jednak - nie ma się czym załamywać. Lech trafił na rywala w świetnej formie, który odrodził się w lidze włoskiej i w ostatnim czasie pokonał między innymi Inter (1:0) czy Milan (2:1).
Fiorentina jest też o krok od finału Pucharu Włoch. Dodatkowo z jedenastu meczów w tej edycji pucharów wygrała dziewięć. Z takim rywalem wręcz nie dało się toczyć równej rywalizacji - przynajmniej z takim składem, jakim dysponuje Lech.
"Kolejorz" miał momenty, na pewno gracze Lecha nie "pękli" przed rywalem. Przy Bułgarskiej w Poznaniu w końcu zapachniało dużą piłką. Przyjechał klasowy zespół, a na trybunach znowu pojawiło się ponad 40 tysięcy fanów.
Lech wstydu w Europie nie przyniósł, a tegoroczna przygoda w pucharach zostanie zapamiętana na długo i to nie tylko przez poznańskich kibiców. Półfinał Ligi Konferencji oczywiście wciąż jest realny, mistrz Polski rozegra w następny czwartek rewanż we Florencji (20.04, godz. 18.45), ale jednak bądźmy realistami. Włosi pokazali, że nie tylko makaron przygotowują do perfekcji.
Dawna gwiazda Lecha Poznań o życiu w Rosji. "Nie chodzę strzelać"