Ślęza po raz kolejny pokazała, że potrafi stworzyć emocjonujące widowisko. Ani przez chwilę na boisku przy Wróblewskiego nie było nudno, a zawodnicy obu ekip starali się wykorzystać padający deszcz i nasiąkniętą murawę by z dystansu zaskoczyć golkipera rywali. Już w 10. minucie czujność Chamery sprawdził Mohamed Donzo, który mocno uderzył z boku pola karnego, ale były zawodnik Arki pewnie zatrzymał jednak piłkę. Początek w ogóle należał do Ślęzy, bo dwukrotnie zaskoczyć bramkarza Bałtyku próbował też Paweł Kowal, który był wyróżniającą się postacią tego meczu. Szczęścia w uderzeniach sprzed szesnastki szukał też Szepeta, ale i tu górą był golkiper przyjezdnych, których stać było tylko na strzał Łukasza Nadolnego, z którym poradził sobie Grzegorz Paukszt. Mimo tej dobrej interwencji, bramkarz Ślęzy nie zawsze dobrze radził sobie w tych trudnych warunkach i zdarzały mu się niepewne wyjścia do piłki. Tak też było na samym początku meczu, gdy z jego prezentu nie skorzystał żaden z zawodników gości.
W pierwszym okresie goręcej było pod bramką Chamery, a kolejne próby znalezienia drogi do siatki Kadłubów podejmowali Zbigniew Wójcik i dwukrotnie Mateusz Jaskólski, który trafił nawet w światło bramki, ale tam znowu dobrze zaprezentował się golkiper gości. Z drugiej strony to gdynianie mogli cieszyć się z gola, ale w 24. minucie Dariusz Kudyba pokonał Paukszta będąc na pozycji spalonej.
Polskie przysłowie mówi jednak, co się odwlecze, to nie uciecze, a w 31. minucie goście mogli je sobie powtórzyć, gdyż po strzale Kudyby z najbliższej odległości wyszli na prowadzenie. Warto tutaj jednak podkreślić zasługę Nadolnego, który dobrze zgrał piłkę głową oraz zganić Paukszta za kolejne nieudane wyjście i obronę Ślęzy za złe ustawienie w polu karnym. Było to już dziewiąte trafienie napastnika gości, który po meczu stwierdził: - Napastnika rozlicza się z bramek, więc cieszę z kolejnego gola. Z drugiej strony pozostaje niedosyt po remisie.
Bramkarz gospodarzy pewnie jeszcze trochę przeżywał nieudane zagranie, bo pięć minut później znowu popełnił błąd, którego nie potrafił jednak wykorzystać Błażej Adamus. Emocjonującą pierwszą połowę spotkania zakończył jeszcze potężną bombą Szepeta, ale znowu refleksem błysnął Chamera, który nie bez problemów zatrzymał ten strzał i to Bałtyk po 45 minutach schodził do szatni w lepszych nastrojach.
Po przerwie widowisko jeszcze zyskało na atrakcyjności, bo mimo padającego deszczu, obie drużyny przeprowadzały składne akcje i kończyły je celnymi strzałami. Jednocześnie to Ślęza lepiej prezentowała się na grząskim boisku, które stworzył padający od kilku dni deszcz. Świadczyć mogą o tym dwa uderzenia gospodarzy, a konkretnie Konrada Kątnego i Pawła Kowala, która nie zmierzały jednak w światło bramki. Efektem przewagi wrocławian w pierwszej części drugich 45 minut była sytuacja wprowadzonego po przerwie Daniela Oneykachiego, który dopadł do piłki w polu karny, posłał ją obok interweniującego Chamery, ale w ostatniej chwili futbolówkę z linii bramkowej wybił Konrad Wasielewski.
W międzyczasie po kolejnym błędzie Paukszta szansę miał Michał Pietrzyk, ale po złym piąstkowaniu golkipera Ślęzy nie potrafił z 25 metrów trafić do opuszczonej bramki. Niecelnie uderzał też Nadolny, który zmarnował bardzo dobrą okazję w 60. minucie. Obu tych zmarnowanych szans goście na pewno żałowali w kilka chwil później, gdy na 18 metrze piłka dotarła pod nogi Oneykachiego, który tym razem już skierował ją do siatki i doprowadził do wyrównania.
Wrocławianie niezbyt długo cieszyli się z podziału punktów, bo już po 240 sekundach z powrotem przegrywali. Wszystko to za sprawą Pietrzyka, który uderzył odważnie z pierwszej piłki z 25 metrów, a odbita od nogi któregoś z obrońców futbolówka wpadła do siatki nad interweniującym Pauksztem. Niedługo potem zwycięstwo gościom mógł po kilku minutach zapewnić Nadolny, ale drugi najlepszy strzelec Bałtyku dwukrotnie nie potrafił pokonać w sytuacji sam na sam bramkarza Ślęzy. Nieskuteczność swojego snajpera miała się okazać dla gości fatalna w skutkach.
Ślęza coraz częściej w końcówce gościła na połowie gdynian, egzekwowała rzuty rożne i przenosiła piłkę w okolice pola karnego, a efekty ich starań przyszły w 91. minucie spotkania. Wtedy to aktywny, choć nieskuteczny, Szepeta zdecydował się na uderzenie z 16 metrów, piłka wpadła tuż przy słupku obok rozpaczliwie interweniującego Chamery. Gospodarze mogli więc cieszyć się z remisu, choć tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego wrocławskim obrońcom urwał się Kudyba, ale jego strzał przeszedł minimalnie obok słupka i na ławce gości zapanowała wielka złość. Trudno im się dziwić, bo pechowo zremisowali wygrany mecz. Ślęza tymczasem zdobyła kolejny ważny w walce o utrzymanie punkt. -Widocznie los tak chciał. Z drugiej strony należy cieszyć się z remisu, bo na wyjazdach nie idzie nam najlepiej - podsumował lekko przybity opiekun Bałtyku Piotr Rzepka.
Ślęza Wrocław - Bałtyk Gdynia 2:2 (0:1)
0:1 - Kudyba 31'
1:1 - Onyekachi 70'
1:2 - Pietrzyk 74'
2:2 - Szepeta 90+1'
Składy:
Ślęza Wrocław: Paukszt - Pruchnicki, Piwowar, Wójcik, Adamski, Kowal, Flejterski, Jaskólski, Kątny (68' Bortnik), Szepeta, Donzo (46' Onyekachi).
Bałtyk Gdynia: Chamera - Granosik, Wasielewski, Martyniuk, Kamiński, Drzymała, Pietrzyk, Adamus (75' Szweda), Pięta (79' Bielecki), Nadolny (90' Florek), Kudyba.
Żółte kartki: Granosik, Martyniku, Wasielewski, Pietrzyk, Chamera (Bałtyk), Pruchnicki, Kątny (Ślęza).
Sędzia: Przemysław Maciaszczyk (Lubuski ZPN).
Widzów: 75.