Projekt Guardioli wreszcie kompletny? Hiszpan na drodze do przerwania czarnej serii

Getty Images / Alex Livesey - Danehouse / Na zdjęciu: Pep Guardiola i Erling Haaland
Getty Images / Alex Livesey - Danehouse / Na zdjęciu: Pep Guardiola i Erling Haaland

Choć przez wielu od lat uważany jest za najlepszego trenera na świecie, to w Lidze Mistrzów potyka się rokrocznie od 12 lat. Tym razem wydaje się jednak, że Pep Guardiola ma wszystko, by przełamać złą serię.

- Cały czas próbujemy, jednak to nie znaczy, że zawsze będziemy wygrywać. Michael Jordan zdobył sześć tytułów NBA, a ile sezonów grał? 16. Musimy być perfekcyjni - mówił Pep Guardiola odpierając ostatnio pytanie o brak zwycięstwa w Lidze Mistrzów z Manchesterem City.

Rzecz w tym, że niemoc Guardioli w tych najbardziej prestiżowych rozgrywkach może trwać za chwilę dłużej, aniżeli cała kariera Michaela Jordana.

Katalończyk po raz ostatni po najcenniejsze klubowe trofeum w Europie sięgnął w sezonie 2010/2011 jeszcze jako trener Barcelony. Później nie potrafił tego dokonać, mimo prowadzenia absolutnie topowych drużyn jak Bayern Monachium czy Manchester City.

W tym roku jego projekt wydaje się jednak kompletny jak nigdy wcześniej.

ZOBACZ WIDEO: Kryzys Lewandowskiego, Lech w Lidze Konferencji i Salamon na dopingu - Z Pierwszej Piłki #35

Brakujące ogniwo

Pep Guardiola ponad dekadę temu przywrócił w Europie modę na grę z fałszywą "9". Pod nieobecność Davida Villi, szkoleniowiec postanowił postawić w nowej roli na Leo Messiego, co okazało się strzałem w "10".

Do takiego rozwiązania powrócił także przed dwoma laty w Manchesterze City, gdy z drużyną pożegnał się Sergio Aguero. Wydawało się, że "The Citizens" świetnie odnajdują się w grze bez naturalnej "9", czego dowodem mogły być dwa mistrzostwa Anglii w sezonach, w których najlepszymi strzelcami drużyny byli odpowiednio Ilkay Gundogan oraz Kevin De Bruyne.

W Lidze Mistrzów jednak wciąż czegoś brakowało. Porażki w półfinale z Realem Madryt, a zwłaszcza w finale z Chelsea, uwierały niczym kamień w bucie. W teorii perfekcyjna maszyna, za każdym razem wywracała się tuż przed metą.

Teraz ma być jednak inaczej, a czarną serię Guardioli pomóc ma przerwać Erling Haaland.

- Prowadziłem bardzo wielu bardzo dobrych napastników. Erling to na pewno jeden z nich - mówił już po trzech miesiącach wspólnej pracy Guardiola. Pytanie ilu z nich dziś wciąż znajduje się przed Norwegiem na prywatnej liście Katalończyka.

Rekord goni rekord

O tym, że Erling Haaland to olbrzymi talent, nikt nie miał wątpliwości. Historia zna jednak przypadki dziesiątek "wonderkidów", które przepadały po transferze na ten najwyższy poziom. Premier League także niejednokrotnie udowadniała, że potrzeba czasu, by zaadaptować się do gry w najsilniejszej lidze w Europie.

W przypadku Norwega słowo "adaptacja" nie istnieje jednak w słowniku. 22-latek wszedł w nową ligę z drzwiami i futryną. Już w styczniu wyrównał rekord największej liczby hat-tricków w pojedynczym sezonie (cztery), zaś w ostatnim ligowym meczu z Leicester City zrównał się liczbą bramek z rekordowym sezonem Mohameda Salaha (32). Jest zatem w zasadzie pewne, że za kilka tygodni to Norweg samotnie rozsiądzie się na tronie najskuteczniejszego króla strzelców rozgrywek w historii.

Jeszcze bardziej imponować mogą liczby Haalanda w Lidze Mistrzów. 34 bramki w 26 spotkaniach to wynik, którym już dziś wyprzedza takie legendy jak choćby Arjen Robben, Wayne Rooney czy Samuel Eto'o.

Zresztą tylko w tej edycji Norweg odjechał konkurencji. Ma koncie już 11 bramek (o trzy więcej od drugiego Mohameda Salaha) i to pomimo faktu, że opuścił dwa grupowe mecze. Wydaje się, że przebicie rekordu 17 bramek w pojedynczej edycji Cristiano Ronaldo jest tylko kwestią czasu.

By jednak myśleć o dalszych zdobyczach bramkowych, Norweg, jak i cały Manchester City, musi postawić kropkę nad "i" w rewanżowym spotkaniu z Bayernem Monachium.

Początek starcia w środę, 19 kwietnia, o godzinie 21:00.

Bartłomiej Bukowski, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Hiszpanie już tego nie ukrywają o Lewandowskim. "Ten problem trzeba rozwiązać"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty