Węgrzce Wielkie to malutka, licząca nieco ponad 2000 mieszkańców, wieś pod Krakowem. W ostatni weekend lokalna Węgrzcanka, w ramach rozgrywek krakowskiej okręgówki, gościła na własnym obiekcie piłkarzy Pasternika Ochojno.
Gospodarze pewnie zwyciężyli 4:1 dzięki czemu jeszcze umocnili się na prowadzeniu w tabeli. Tego dnia wynik zszedł jednak na dalszy plan. Najważniejsze było, by godnie pożegnać "Mikiego".
Talent na miarę Ekstraklasy
- On miał wrócić do Ukrainy już w trakcie rundy jesiennej, jednak zdołaliśmy go przekonać, aby jeszcze z nami został. Mówiliśmy mu: "Mikołaj, jesteś młody, cała przyszłość przed Tobą". Ostatecznie jednak i tak zdecydował się wyjechać by bronić ojczyzny - opowiada nam Marek Kaczmarski, prezes Węgrzcanki Węgrzce Wielkie.
Mikołaj, albo "Miki", jak wołali na niego koledzy w klubie, czyli Mykoła Żydkow, w Polsce spędził ostatnie kilka lat swojego życia. Do naszego kraju przyjechał jeszcze jako nastolatek. Szybko się zaaklimatyzował.
- Był u nas bodajże od 2016 roku. Jego ojciec pracował w prywatnej firmie, natomiast on sam, gdy ukończył naukę, pracował na budowach - wspomina Kaczmarski. - Mieszkał dosłownie 100 metrów od naszego klubu i tak się jakoś zgadało, że zaczął przygodę z piłką u nas.
Jak podkreśla nasz rozmówca, Żydkow miał spory talent: - Był naprawdę dobry. Z jego umiejętnościami, gdyby ktoś dobrze poszukał, to myślę, że i w Ekstraklasie mógłby grać.
O tym czy faktycznie byłoby to możliwe, już się nie przekonamy.
Jeden pocisk
2 czerwca do Węgrzcanki dociera smutna wiadomość. "Miki" już nigdy nie wróci do klubu. Zginął na froncie walcząc o wolność Ukrainy. Strata tym boleśniejsza, że Mykoła, mimo przebywania w ogniu walki, nie zapominał o swojej drużynie.
- Nie zawsze mógł rozmawiać telefonicznie, ale gdzieś tam zawsze coś napisał, coś polubił na Facebooku... Jeszcze ostatnio, jak organizowaliśmy w klubie dzień dziecka dla tych najmłodszych, to polubił naszą relację z tego wydarzenia. Kolejnego dnia natomiast przyszła informacja, że Mikołaj zginął - opowiada Kaczmarski.
"Miki" w Węgrzcach był postacią bardzo lubianą. Widać to było chociażby po pożegnaniu, które miało miejsce w trakcie ostatniego meczu. Kibice Węgrzcanki przygotowali specjalny napis upamiętniający zmarłego zawodnika, a także odpalili pożegnalne race.
- To był bardzo grzeczny, koleżeński, uczciwy i inteligentny chłopak - charakteryzuje go prezes Węgrzcanki. Po chwili rozmowy jednak następuje pauza. - Nie mam słów, jestem tym wstrząśnięty, nie wiem co więcej powiedzieć. To był młody chłopak, miał dopiero 22 lata, cała przyszłość była przed nim...
- Początkowo przechodził tam szkolenie, mieliśmy z nim regularny kontakt, zwłaszcza jego dwaj tutejsi koledzy z Ukrainy - wspomina Kaczmarski. - W trakcie szkolenia mówił, że wszystko jest ok. Później jednak wysłali go na front. Nikt nie spodziewał się takiej tragedii. Z tego co wiem, co mówił mi jeden z jego kolegów, prawdopodobnie uderzył jakiś pocisk, przed którym nie zdążyli się schować...
Mykoła Żydkow zginął, broniąc Ukrainy przed agresją Rosji. Ta trwa już nieprzerwanie od 467 dni.
Czytaj także:
- Polskie piłkarki z szansą na wygranie Ligi Mistrzyń pierwszy raz w historii. Na drodze wielka FC Barcelona
- Zginął w wojnie z Rosją. Ukrainiec grał w polskim klubie