W finale Ligi Mistrzów Manchester City pokonał Inter Mediolan (1:0), ale polscy kibice zwracali szczególną uwagę na decyzje Szymona Marciniaka i jego zespołu sędziowskiego. 42-latek panował nad wydarzeniami boiskowymi, dzięki czemu niewątpliwie stał się jednym z wygranych finału.
- Po prostu: luminarz Marciniak. Profesor pokazał kunszt. Potwierdził, że warto w niego wierzyć. Całokształt i jego zarządzanie tym meczem... Chapeau bas - mówi WP SportoweFakty Adam Lyczmański były arbiter zawodowy, dziś sędziowski ekspert Canal+ Sport.
- Jak gwizdnął ostatni raz, zacisnąłem pięści i krzyknąłem: "Jest!". Czułem się tak, jakby polska drużyna zdobyła puchar Ligi Mistrzów. Polscy sędziowie dla mnie są wygranymi. Bohaterem soboty jest nie tylko Iga Świątek, ale też Szymon Marciniak - dodaje nasz rozmówca.
Wtedy Marciniak wygrał sobie mecz
Ekspert stacji Canal+ Sport nie miał prawie żadnych zastrzeżeń do pracy płocczanina. Wyjątkiem było zdarzenie z pierwszej części gry przy stanie 0:0. Ilkay Gundogan ewidentnie nadepnął Lautaro Martineza. Reprezentant Argentyny zwijał się z bólu, lecz arbiter nie dopatrzył się faulu.
- Moim zdaniem, to był jedyny błąd Szymona w tym meczu. Klatkowo, mówiąc w naszym żargonie sędziowskim, żółta kartka, natomiast to też jest kwestią ważną dla sędziów, że podejmuje się taktykę prowadzenia meczu. Z założenia było wiadomo, że finał będzie trudny, ale Szymon przyjął taką taktykę. Pierwszą żółtą kartkę pokazał w 59. minucie - spostrzega były sędzia międzynarodowy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Kobiety też strzelają piękne bramki. Ale przymierzyła!
- Sumarycznie bym go nie obciążał tą sytuacją. Sam fakt, że był stempel i został przez niego przeoczony - tutaj widzę błąd. Nie widzę błędu w postaci braku kartki. W takich meczach, powiem przewrotnie, sędziuje się inaczej. Zawsze lubię, jak sędzia prowadzi zawody, a nie je sędziuje. Jakbyśmy sędziowali z literą prawa, niekiedy mecze przy wyniku 10:0 kończyłyby się z dziesięcioma kartkami, więc nie o to chodzi. Do tej sytuacji bym się doczepił, a lubię psocić Szymonowi, gdzieś go zahaczyć, co nie zmienia faktu, że się kolegujemy - konntynuuje Lyczmański.
Sędzia Marciniak słynie przede wszystkim z tego, że wzbudza respekt wśród piłkarzy, niezależnie od poziomu rozgrywkowego i ciężaru gatunkowego spotkania. Tak samo było tym razem. Na samym początku rywalizacji Manchesteru City z Interem Mediolan sędzia z całą mocą podkreślił, że nie da sobie w kaszę dmuchać.
- Momentem meczu dla mnie, i to klucz do sukcesu Szymona, była czwarta minuta i reprymenda słowna dla jednego z graczy w środkowej strefie boiska, który próbował kontestować decyzję (więcej TUTAJ - przyp. red.). Wtedy Szymon wygrał sobie ten mecz. Ktoś zapyta, jak to, w czwartej minucie wygrał sobie mecz? No tak. Ktoś, kto się zna na tym fachu, tak może powiedzieć. Później oni mieli szacunek do Szymona, który bardzo fajnie zarządzał zawodnikami. Kiedy trzeba było przybił piątkę, jak w sytuacji z De Bruyne schodzącym z kontuzją - komentuje Lyczmański.
"Dołożyłem swoją cegiełkę"
Nie można zapominać o pozostałych polskich akcentach w stambulskim finale Ligi Mistrzów. Szymonowi Marciniakowi na liniach pomagali Paweł Sokolnicki oraz Tomasz Listkiewicz. Z kolei na sędziego VAR wybrano Tomasza Kwiatkowskiego, któremu asystował Bartosz Frankowski.
- Duma mnie rozpiera. Nasi ludzie spisali się na medal, również asystenci i sędziowie VAR. Mój redakcyjny kolega z Canal+, Wojtek Jagoda, w przerwie stwierdził, że ten mecz był dwa razy szybszy niż półfinał Manchesteru City z Realem Madryt. Jestem ciekawy zegarka Szymona Marciniaka i liczby kilometrów, jaka tam była pokazana, na pewno dużo wybiegał. Najważniejsze jest to, że w kolejnym meczu nie było interwencji VAR i o naszych sędziach na pewno się nie będzie mówić - uważa ekspert.
Marciniak ma swoje pięć minut chwały. Zimą był głównym rozjemcą w finale mistrzostw świata i kilka miesięcy później UEFA wyznaczyła go na arbitra finału Ligi Mistrzów. - Można osiągnąć więcej. Można zostać prezydentem Rzeczpospolitej - puszcza oko Lyczymański i dodaje: - Poza prezydenturą życzę mu jeszcze finału igrzysk olimpijskich. Taki trójkącik byłby zwieńczeniem jego kariery.
Na szczyt przez przypadek
Marciniak został piątym w historii sędzią, który poprowadził zarówno finał MŚ, jak i LM, ale dopiero drugim po Howardzie Webbie, który zrobił to w jednym sezonie. Dotarł na szczyt, ale na ścieżkę sędziowskiej kariery wszedł przypadkiem.
Jako młody gracz czwartoligowego Kujawiaka Włocławek w jednym z meczów otrzymał pierwszą żółtą kartkę za brutalny faul, po czym rzucił niecenzuralną wiązankę w kierunku arbitra głównego, co skutkowało wyrzuceniem go z boiska.
Tym sędzią był Adam Lyczmański. Właśnie po wspomnianym spotkaniu Marciniak zacisnął zęby i wybrał się na kurs sędziowski, by pokazać, że może być lepszym arbitrem od niego. Warte zaznaczenia jest, że zaczynał mając na karku zaledwie 21 wiosen.
Lyczmański ma satysfakcję, spoglądając, w jaki sposób toczy się ta historia: - Dołożyłem swoją cegiełkę w tamtych czasach, pewnie nieświadomie. Szymonowi bardzo kibicuję, bo wiem, że jestem, jak gdyby, prekursorem jego kariery sędziowskiej. Będę mu kibicował zawsze i oby sędziował jak najdłużej.
- Jeśli popełnia błędy w polskiej ekstraklasie, to też mu wytknę. Takie sytuacje miały miejsce i wiem, że nieraz mógł mieć o to pretensje, ale taka moja rola. Na każdym kroku się cieszę z jego sukcesów i jak usłyszałem, że będzie sędziował finał, to napawała mnie radość, tak jak wielu Polaków. Super sprawa. Będę pamiętał, że mój udział w tym jest. Mam nadzieję, że na emeryturze sędziowskiej zaprosi mnie na dobrą kolację - kończy z uśmiechem.
Rafał Szymański, WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
"Jest w tym coś ujmującego". Eksperci podzieleni po finale Ligi Mistrzów
Ubrali specjalne koszulki dla Szymona Marciniaka i jego ekipy. Hit!