Urodził się w rodzinie byłego piłkarza, a jako jedyny syn, nie miał innego wyjścia: musiał pójść śladami swojego ojca. Z resztą Adams senior skutecznie budował futbolową więź swojej pociechy. Często młody, w typowych angielskich warunkach pogodowych, podziwiał grę taty na londyńskich boiskach.
- Pewnego razu tata grał po raz któryś w parku Hackney Marsches w Londynie i byłem jedyną osobą za boczną linią. Było strasznie zimno, ale musiałem tam być. Nawet gdy miałem sześć lat, uwielbiałem znajdować się najbliżej gry. Po końcowym gwizdku tata wziął mnie pod pachę i pobiegł pod prysznic, żeby mnie "rozmrozić" - wspominał po latach Tony Adams w swojej autobiografii.
Kontrakt spisany w toalecie
Tymczasem ojciec legendy Arsenalu skupił się nie tylko na zarażeniu syna pasją do piłki nożnej, ale brał czynny udział w jego rozwoju. W 1975 roku, dziewięcioletni Tony miał już totalnego bzika na punkcie futbolu. Mimo że w jego szkole nie było żadnej drużyny, w której mógłby grać, on usilnie prosił mamę, by zapisała go do klubu Romford Juniors. Tata zrobił kurs trenerski FA. Senior rodu nie chciał niczego zostawić przypadkowi i zdecydował się opanować wiedzę, żeby w odpowiedni sposób szkolić syna.
ZOBACZ WIDEO: Fernando Santos nie porwał polskich piłkarzy. "Nie ma chemii"
Nastoletni Adams od najmłodszych lat z wielką determinacją podchodził do treningów, a wraz z dorastaniem, jego podejście do futbolu przerodziło się w obsesję. Młody obrońca spał z piłką, śnił o niej, a zaraz po obudzeniu się myślał... znowu o piłce i rozpamiętywał poprzednie występy.
Cały świat zewnętrzny przestał dla niego istnieć do tego stopnia, że kiedy był nastolatkiem i jego koledzy zaczynali interesować się dziewczynami, on niewzruszenie kopał piłkę. - Właściwie nie miałem innego życia poza boiskiem, ale też żadne inne nie było mi potrzebne. Byłem Tonym Adamsem, piłkarzem, i tak też napisano na moim paszporcie - mówił.
Talent i determinację nastoletniego obrońcy szybko dostrzegli skauci czołowych angielskich klubów. Po grze w amatorskim klubie Dagenham United (założony przez jego ojca), drużynie swojego okręgu Barking and Dagenham oraz w zespole hrabstwa Essex, przyszedł czas na kolejny krok.
Adams otrzymał zaproszenie na mecze testowe w: Tottenhamie, West Hamie, Leyton Orient, Fulham, Manchesterze United i oczywiście Arsenalu. Z racji miejsca zamieszkania, propozycja Czerwonych Diabłów natychmiast okazała się nieaktualna. Natomiast po wizycie w siedzibie Kanonierów, pozostałe opcje również poszły w zapomnienie.
Wysokie standardy londyńskiego klubu, który już w latach 80. ubiegłego wieku słynął z bardzo dobrego szkolenia przesądziły o dalszej karierze Adamsa.
10 października 1980 roku, w dniu swoich 14 urodzin, podpisał swój pierwszy kontrakt z Kanonierami. Cała operacja dokonała się w toalecie - wówczas jedynym cichym miejscu w szatni Arsenalu. Ten niefortunny początek nie miał żadnego wpływu na dalsze losy obrońcy, który przez ponad 20 lat zakładał koszulkę ukochanego klubu.
- Wstawałem o szóstej rano, jechałem autobusem do stacji Dagenham East, a stamtąd metrem do Highbury. Trzeba było spakować zestaw treningowy, potem jechaliśmy do London Colney, gdzie mieliśmy trening. Około 16:00 wracaliśmy do Highbury i do 18:00 sprzątaliśmy. Codziennie wracałem do domu około 19:30 - wspominał
Mr. Arsenal
Nastoletni Tony z wielkim zapałem rozpoczął treningi w nowym klubie, a jego zaangażowanie i regularne postępy, nie umykały jego trenerom. Pod czujnym okiem Terry'ego Burtona, uczył się podstaw gry obrońcy. Opanowanie takich umiejętności jak wybijanie piłki i właściwe ustawienie, w przyszłości uczyniły z Adamsa jednym z najlepszych obrońców Premier League.
5 listopada 1983 roku 17-latek zadebiutował w pierwszym zespole Kanonierów, zostając drugim najmłodszym piłkarzem w historii klubu. W swojej autobiografii wydanej w 1998 roku szczerze opisywał ówczesne emocje: - Okropnie się denerwowałem. Powiedziałem nawet później dziennikarzom, że trząsłem się jeszcze godzinę po meczu (…). Jakimś cudem udało mi się prawidłowo założyć koszulkę i numer 5 widniał na moich plecach, ale spodenki założyłem tył na przód.
Niespełna pięć lat później, na co dzień cichy i zamknięty w sobie chłopak, został najmłodszym kapitanem w historii Arsenalu. Poczynając od 1 stycznia 1988, aż do czerwca 2002 roku Adams przez 14 lat nosił opaskę Kanonierów. W tym czasie przeszedł do historii jako jedyny gracz, który był kapitanem mistrzów Anglii w trzech różnych dekadach.
Tony - pomijając wszystkie szczeble juniorskie, gdzie zawsze był kapitanem - stanowił podporę mistrzowskiej defensywy zespołu George’a Grahama z 1988 i 1991 roku. Był także kluczowym zawodnikiem złotej drużyny Arsene Wengera w 1998 oraz 2002 roku.
W ciągu 22 lat reprezentant Anglii czterokrotnie triumfował w lidze angielskiej, trzykrotnie zdobywał Puchar Anglii, dwukrotnie Puchar Ligi Angielskiej i czterokrotnie wygrywał Superpuchar Anglii. Za ponad dwie dekady lojalnej i - jak na środkowego obrońcę - widowiskowej gry, zyskał przydomek "Mr. Arsenal".
Karierę zakończył w najlepszym możliwym momencie: po trzecim dublecie w historii. Miał wtedy 36 lat. Dziś przechodząc obok klubowego stadionu możemy natknąć się na jego pomnik, postawiony tam na 125-lecie istnienia klubu.
Tony Adams i reprezentacja - trudny związek
Klubową karierę Toneo Adamsa możemy uznać za bardzo udaną, ale grę w reprezentacji Anglii wprost przeciwnie. W seniorskiej kadrze zadebiutował w lutym 1987 roku w meczu z Hiszpanią. W wieku 20 lat i czterech miesięcy, defensor Arsenalu został jej najmłodszym środkowym obrońcą od czasów Bobby'ego Moore'a, ale przez 13 lat z przerwami nie zdołał osiągnąć z nią żadnych sukcesów.
Analizując jego występy, można dojść do wniosku, że Adams i narodowe porażki tworzyły sieć naczyń szczelnie ze sobą połączonych. Nieudane ME w RFN w 1988 roku i długi rozbrat z kadrą, w końcu powrót na eliminacje do MŚ w 1994 roku i kolejne tragedie: przegrany półfinał z Niemcami w mistrzostwach Europy 1996 roku oraz słaby występ na mundialu we Francji, dwa lata później.
Z perspektywy czasu, można powiedzieć, że Adams był symbolem porażek angielskiej reprezentacji pod koniec lat 80. i kolejnej dekady, a swoje trzy grosze dokładały media, czyniąc go kozłem ofiarnym miernej postawy całej drużyny.
- Dla mnie międzynarodowe zaszczyty były czymś w rodzaju nagrody za pracę w Arsenalu, dlatego nigdy swoich występów w reprezentacji nie postrzegałem jako integralnej części kariery. To było raczej coś, co dzieje się w innym miejscu i czasie, podobnie jak alkoholizm - przyznał Adams w swojej autobiografii.
A jednak to po nieudanym występie na Euro 1996 roku w Anglii i po siedmiotygodniowym piciu, stoper Arsenalu postanowił zerwać ze swoim nałogiem.
W szponach alkoholu
Adams zakończył piłkarską karierę w wieku 36 lat, ale gdyby nie wspomniana porażka reprezentacji, mógłby pójść śladem Paula Gascoigne'a, swojego rówieśnika, którego organizm jest teraz totalnie wyniszczony przez alkohol i narkotyki.
Nasz bohater, przez blisko 13 lat dzielił swoje życie na dwie pasje: do futbolu i piwa. Sam Arsene Wenger, po przyjściu do londyńskiego klubu, nie mógł uwierzyć w jaki sposób defensorowi w tym stanie udało się osiągnąć tyle sukcesów.
Zaczęło się to wszystko bardzo niewinnie. 17-letni Adams najpierw spożywał napój alkoholowy, będący połączeniem jasnego piwa i lemoniady. Później przerzucił się na tani browar, a po nieudanej konsumpcji bardzo mocnego Special Brew - po wypiciu sześciu puszek Tony obudził się w mokrym łóżku - rozsmakował się w Guinnessie.
Nocne przesiadywanie w pubach i zabawy do rana w dyskotekach - stały się podstawowym zajęciem młodego piłkarza, a trening na delikatnym kacu stał się jego chlebem powszednim.
- Obudziłem się w swoim pokoju, wszędzie walały się moje rzeczy. Zacząłem zadawać sobie pytania dobrze znane każdemu pijakowi... Gdzie jestem? Co się stało? Co mówiłem? Czy znów się skompromitowałem, jak już tyle razy wcześniej? Jak wrócić do domu? I najważniejsze pytania tego ranka: wygraliśmy? Nie, kurna, przegraliśmy. Znałem tylko jeden sposób, by dać sobie radę z tymi wszystkimi myślami. Znów musiałem się upić - wspominał.
Z upływem lat problem narastał. Adams coraz częściej w południe przesiadywał w pubach, pił coraz więcej piwa (nawet do 20 kufli Guinnessa!) i częściej moczył się w łóżku. W 1988 roku, po porażce z Holandią w finałach Euro 1988, piłkarze topili smutki w alkoholu. Następnego dnia, 22-letniego wówczas defensora, w mokrym spaniu obudziła hotelowa pokojówka. Wieść rozeszła się po całej drużynie. Tony stał się obiektem drwin kolegów, ale był to dopiero początek jego wyskoków.
W 1990 roku, po jednej z suto zakrapianych imprez, Adams postanowił samochodem udać się na lotnisko, aby wspólnie z drużyną wylecieć na posezonowe zgrupowanie w Singapurze. Udało mu się przejechać 50 metrów. Auto prowadzone przez piłkarza Arsenalu z prędkością 120 kilometrów na godzinę, uderzyło w słup telegraficzny, a sam zawodnik został odrzucony na drugą stronę ulicy i zatrzymał się na frontowej ścianie domu.
To cud, że nic mu się nie stało, jednak w sądzie obyło się bez sensacji. Piłkarz otrzymał wyrok: 9 miesięcy pozbawienia wolności. Ostatecznie za dobre sprawowanie został on skrócony do 58 dni, a Adams dołączył do zespołu, który w tym samym sezonie zdobył tytuł mistrza Anglii.
Przez następne lata "Mr. Arsenal" skutecznie dbał o swoją złą reputację. Nocne wyjścia do klubów (po jednym z nich założono mu na głowę 29 szwów), głośna awantura w Pizza Hut (Adams i przebywający wraz z nim Ray Parlour dali się sprowokować kibicom Tottenhamu) i liczne bijatyki nadawały sens życiu Adamsa, który nie pił już z samotności i potrzeby akceptacji, ale wypełnił alkoholem swój wolny czas od grania w piłkę. Jednak właśnie w 1996 roku nastąpił przełom.
Nowe życie
Podczas Euro 1996 rozgrywanego na angielskich boiskach, reprezentacji prowadzonej przez Terry'ego Venablesa wiodło się znakomicie, aż do półfinałowego spotkania z Niemcami. Gospodarze, mimo lepszej gry, po rzutach karnych pechowo odpadli z turnieju. Jednym z najbardziej rozgoryczonych zawodników był właśnie Tony Adams.
Defensor Arsenalu przez trzy tygodnie nie tknął alkoholu, w pełni skupił się na wyznaczonym celu, który dla urodzonego zwycięzcy był tylko jeden: tytuł mistrza Europy. Przegrana z odwiecznym rywalem, w kluczowym momencie turnieju była potężnym ciosem, skierowanym wprost w serce ambitnego zawodnika, który znał tylko jeden sposób na zapomnienie o przenikliwym bólu i dojmującej pustce.
Paradoksalnie, gdyby nie pudło Garetha Southgate'a, które zapoczątkowało siedmiotygodniowy maraton alkoholowy, zawodnik nigdy nie zmieniłby swojego życia i do dziś mógł być nadal w szponach nałogu. Tak poczuł nagłą potrzebę odmiany, zauważył, że przegrywa swoje życie i publicznie przyznał się do alkoholizmu.
Po żmudnej rehabilitacji wygrał walkę z nałogiem i stał się wzorem dla innych uzależnionych ludzi. W 2000 roku Adams założył klinikę dla sportowców walczących z nałogami, a jej pacjentami byli m.in. Paul Merson i Paul Gascoigne.
- Byłem w taki stanie, że nie rozpoznałem lekarza, który zakładał mi szwy, choć ten sam lekarz asystował nam podczas meczów. Mówił, że chciał mnie znieczulić, ale obawiał się, jak mój organizm zareaguje, zważywszy na ilość alkoholu, jaką w siebie wlałem, więc w końcu tego nie zrobił. Z resztą i tak nic nie czułem. Rana na łuku brwiowym była tak głęboka, że lekarz założył mi 14 szwów wewnętrznych i 15 zewnętrznych - wspominał.
Podjęcie walki ze swoimi słabościami uczyniło z legendy Arsenalu nie tylko lepszego człowieka i piłkarza, ale przede wszystkim otworzyło przed nim szansę normalnego życia po zakończeniu kariery. Adams przez dłuższy czas realizował się w roli trenera. Zaczynał w trzecioligowym Wycombe Wanderers, później szkolił młodzież w Feyenoordzie Rotterdam i FC Utrecht, a w latach 2006-2008 był asystentem Harry'ego Redknappa w Portsmouth.
Po odejściu Anglika do Tottenhamu, samodzielnie prowadził The Pompeys w 22 meczach, po czym został zwolniony. W latach 2010-2011 kierował azerskim klubem FK Gabala, ale z pewnością jego marzeniem jest praca w Arsenalu.
To w tym miejscu przeżył swoje najpiękniejsze piłkarskie chwile, odniósł wiele sukcesów i jest wielbiony przez fanów. Życie pisze różne scenariusze, więc na pewno nie możemy zamykać mu drogi do ławki Kanonierów. Najtrudniejszą drogę już ma za sobą.