W Turcji przeżył chwile grozy. Odbudować postara się w Poznaniu

Getty Images / Zhizhao Wu / Na zdjęciu: Ali Gholizadeh
Getty Images / Zhizhao Wu / Na zdjęciu: Ali Gholizadeh

Już wkrótce nowym zawodnikiem Lecha Poznań ma zostać Ali Gholizadeh. W Polsce będzie starać się odbudować formę, ale i odnaleźć spokój. Ostatnie pół roku spędził bowiem w Turcji, gdzie przeżył dramat - w lutym doszło tam do trzęsienia ziemi.

Wszystko wskazuje na to, że już tylko kwestią dni jest to, aż oficjalnie zawodnikiem Lecha Poznań zostanie Ali Gholizadeh. Zgodnie z informacjami Piotra Koźmińskiego, który jako pierwszy poinformował o transferze na łamach naszego portalu (więcej TUTAJ), Irańczyk ma kosztować aż 1,8 mln euro, co będzie rekordem nie tylko w skali "Kolejorza", ale i całej Ekstraklasy.

Poznaniacy sporo ryzykują, jednak Gholizadeh ma wszystko, by zostać gwiazdą Ekstraklasy. Choć najpierw trzeba przywrócić go do pełni zdrowia.

Cieplarniane warunki 

Ali Gholizadeh na świat przyszedł 10 marca 1996 roku w Teheranie. Jako młody zawodnik, swoją przygodę z piłką zaczynał od futsalu, by ostatecznie do przejścia na tradycyjny futbol przekonał go starszy brat. Gra w hali jednak zdecydowanie odcisnęła na nim swoje piętno. Do dziś jednym z jego głównych znaków rozpoznawczych jest przede wszystkim błyskotliwy drybling.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "Bezczelny". Jest głośno o golu w Norwegii

Zawodnik swoje umiejętności długo kształtował w rodzimym kraju, w zespole Saipy.  Do Europy zdecydował się wyjechać w wieku 22 lat, kiedy to zgłosiło się po niego belgijskie Charleroi. Wybór nie był tu jednak przypadkowy. Młody Irańczyk nie mógł trafić lepiej, jeżeli chodzi o miejsce do aklimatyzacji poza ojczyzną.

Prezesem belgijskiego klubu jest bowiem urodzony w Teheranie Mehdi Bayat, który bardzo chętnie, zwłaszcza w latach 2017-2019, sięgał po piłkarzy z Iranu. Oprócz Gholizadeha do Charleroi trafili wówczas Kaveh Rezaei, Omid Noorafkan czy Younes Delfi. Ostatecznie jednak za sukces uznać można było tylko transfery Gholizadeha oraz Razaeia.

Jednak to nie rodacy stanowili największe wsparcie Gholizadeha w obcym kraju, a jego żona - Yasaman Farmani, która również jest profesjonalną zawodniczką. Para jest ze sobą na tyle związana, że nie wyobraża sobie gry w innych ligach.

- Mój kontrakt z Charleroi obowiązuje cztery lata, jednak mam w nim klauzulę, że jeśli Ali odejdzie z Charleroi, to ja również zostanę wolną zawodniczką i będą mogła grać w dowolnym kraju, do którego trafi Ali - wyjawiła w rozmowie z fararu.com.

Turecka apokalipsa 

Ostatecznie, po pięciu latach spędzonych w Charleroi, można stwierdzić, że pobyt Irańczyka w Belgii miał słodko-gorzki smak. Gholizadeh potrafił zachwycać całą ligę, jak choćby miało to miejsce w sezonie 2020/2021, który kończył z dorobkiem ośmiu goli i sześciu asyst. Niewiele gorzej było w rok później (siedem goli, cztery asysty), choć trzeba przyznać, że drugiej połowy sezonu zdecydowanie nie mógł zaliczyć do udanych, co ostatecznie sprawiło, że zaczął tracić miejsce w podstawowym składzie drużyny.

Prawdziwym pasmem rozczarowań był jednak dla Gholizadeha dopiero ostatni sezon. Najpierw musiał godzić się z rolą rezerwowego w Belgii, a następnie zaliczył całkowicie nieudane wypożyczenie do Turcji, w trakcie którego głównie leczył kontuzję. Jednak nie to było największym dramatem Irańczyka.

W Turcji debiutował w wyjazdowym meczu z Hataysporem. To o tyle istotne, że Antiochia, czyli miasto, w którym siedzibę ma Hatayspor, oddalone było jedynie o nieco ponad 100 kilometrów od epicentrum potężnego trzęsienia ziemi, jakie w lutym nawiedziło Turcję. Jak wspomina sam zawodnik, były to doświadczenia rodem z apokalipsy.

- Nie wiem, jak przeżyłem. To było naprawdę straszne doświadczenie. Mam nadzieję, że Bóg okaże miłosierdzie ludziom - mówił ze łzami w oczach irańskim dziennikarzom.

- To trzęsienie ziemi było czymś, czego nikt sobie nawet nie wyobrażał. Wszyscy nagle uderzyliśmy w drzwi, w ściany. Staraliśmy się wydostać z hotelu, podczas gdy okoliczne budynki się waliły. To była apokalipsa, nie potrafię tego opisać słowami - dodawał.

Ostatecznie jednak skończyło się na strachu i lekkich stłuczeniach. - Zostałem ranny w żebro. Nie wiem, jak to przeżyliśmy. Bóg naprawdę zlitował się nad nami, że budynek naszego hotelu się nie zawalił - mówił.

Gholizadeh na pewno będzie chciał jak najszybciej wymazać z pamięci turecki epizod. Nie tylko z powodu opisanego kataklizmu, ale również z przyczyn sportowych. W sumie w Kasimpasie rozegrał zaledwie cztery spotkania, po czym nabawił się kontuzji łąkotki, z którą zresztą wciąż się nie uporał.

W Poznaniu jednak zdają sobie sprawę, że ściągają zawodnika, na którego trzeba będzie poczekać. W przeciwnym wypadku jednak najprawdopodobniej Gholizadeh nie byłby w ogóle w zasięgu polskich drużyn. Kiedy jednak kibice przy Bułgarskiej mogą spodziewać się debiutu nowego piłkarza? Wstępne ustalenia sugerują, że może on mieć miejsce dopiero we wrześniu.

Czytaj także:
Eden Hazard może dołączyć do gwiazd
Dudek dosadnie o Lewandowskim

Źródło artykułu: WP SportoweFakty