[b]
[/b]W trzeciej rundzie eliminacji Ligi Mistrzów Raków Częstochowa trafił na Aris Limassol. Pierwszy mecz zostanie rozegrany w Częstochowie (wtorek, godz. 20:00, transmisja w TVP Sport).
A jeśli chodzi o cypryjski zespół, to nie brakuje w nim polskich wątków. Piłkarzami Arisu są Mariusz Stępiński i Karol Struski , a dyrektorem sportowym Daniel Sikorski.
I właśnie z Sikorskim, który jest w klubie najdłużej (przyszedł przed sezonem 2020/2021, gdy Aris grał w drugiej lidze), rozmawiamy o drużynie, której od kilku lat szefuje biznesmen z Białorusi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: To będzie bramka roku?! Takiego uderzenia nikt się nie spodziewał
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Jak wytłumaczyć to, co się stało w waszym dwumeczu z BATE Borysów? Strzelanina jak w westernie.
Daniel Sikorski, były piłkarz m.in. Bayern II Monachium, Górnika Zabrze, Polonii Warszawa, Wisły Kraków, obecnie dyrektor sportowy Arisu: Faktycznie, tych goli padło bardzo dużo. Co do nas, to pierwszy mecz ułożył nam się znakomicie. Po pół godzinie było 2:0 dla nas, a na przerwę schodziliśmy przy wyniku 3:0.
W drugiej połowie też sporo się działo. Skończyło się 6:2 i wiadomo było, że to solidna zaliczka przed rewanżem. No a w drugim meczu podobnie. To znaczy, pierwsi strzeliliśmy gola i choć rywal wyrównał, to szybko odzyskaliśmy kontrolę. 6:2 i 5:3 to faktycznie nieczęsto spotykane rezultaty.
A jakie wnioski z tych dwóch spotkań? Na pewno ofensywa zrobiła swoje, jedenaście strzelonych goli mówi samo za siebie. Oczywiście, musimy skorygować grę w obronie, bo jednak pięć straconych goli to też niemało. Ale cały czas idziemy do przodu, uczymy się, naprawiamy błędy.
Ucieszył się pan, że wylosowaliście Raków, czy wręcz przeciwnie?
Ucieszyłem się, bo zanosi się na fajną rywalizację. To będą ciekawe mecze, grane w dużym tempie. Tak to czuję. Natomiast tak samo bym się ucieszył, gdyby przyszło nam grać z Karabachem. Bo nas po prostu cieszy to, że Aris uczestniczy w walce o Ligę Mistrzów. Kilka lat temu nowy właściciel klubu wytyczył drogę i konsekwentnie nią idziemy.
No właśnie. Aris nie jest potentatem na Cyprze. To klub z tradycjami, ale dopiero trzy lata temu wróciliście do cypryjskiej ekstraklasy.
Dokładnie. Klub ma duże tradycje, ale zakrętów w jego historii też nie brakowało. Trzy lata temu wróciliśmy do ekstraklasy, a rok temu sięgnęliśmy po tytuł. Piękna sprawa. Zwłaszcza dla mnie, bo na zakończenie kariery. Lepszej końcówki wymarzyć sobie nie mogłem.
Od początku uwierzył pan w ten projekt?
Tak, choć jak to w sporcie: niczego nie możesz być pewien. Nowy właściciel przedstawił jednak sensowną wizję. Nie chodziło mu o to, aby szastać pieniędzmi na lewo i prawo, sprowadzać nie wiadomo jakich piłkarzy. Jak coś robi, to sensownie. Ściąga piłkarzy, którzy również mentalnie pasują do zespołu. Wiadomo, każdy popełnia błędy, ale staramy się, aby ich było jak najmniej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Stanął przy Messim i się rozpłakał. To syn wielkiej gwiazdy
Gdy tak mówi pan o właścicielu, to przypomina mi się Polonia Józefa Wojciechowskiego, w której też pan grał. Z tego, co pan mówi, właściciele bez porównania?
Bez porównania.
Bez porównania i kropka, czy chce pan rozwinąć?
Bez porównania i kropka. Nie ma już sensu grzebać w "trupach".
A jak wyglądacie budżetowo na tle innych cypryjskich drużyn? Macie największy budżet w lidze?
Nie, nie. Rok temu, gdy sięgaliśmy po mistrzostwo, mieliśmy czwarty-piąty budżet w lidze.
Co zadecydowało o tytule?
Mieszanka. Mamy dobry zespół, ale i świetną atmosferę. Ten team spirit u nas jest bardzo dobry, klub mocno o to dba. A do tego, jak to w sporcie, mieliśmy też trochę szczęścia. Na przykład zdarzało się, że wpadaliśmy w lidze na zespoły, które przed meczem z nami walczyły w europejskich pucharach. A my trzy dni później mieliśmy ich "na widelcu" i potrafiliśmy to wykorzystać.
Jakie macie ambicje w tym sezonie? Zapewne obrona mistrzostwa kraju, a w pucharach… Liga Mistrzów jest marzeniem, czy celem?
Co do pucharów… to, jak się mówi w Niemczech, ten "krótki cel", czyli fazę grupową Ligi Konferencji już mamy. W ten sposób zdobyliśmy już jedną górę. Teraz idziemy po kolejną. I tak dalej, i tak dalej. Krok po kroku, góra po górze. A na końcu zobaczymy, ile tych szczytów udało się zdobyć.
A na kogo w Arisie Raków powinien zwrócić największą uwagę?
Nie będę im ułatwiał zadania. Mają od tego ludzi i na pewno sami do tego dojdą. Powiem tylko, że muszą wziąć pod uwagę wszystkich piłkarzy, których mamy w kadrze.
To w drugą stronę: kto w Rakowie panu się podoba?
Mają kilku bardzo ciekawych graczy. Jest choćby Tudor, który strzelił piękną bramkę Karabachowi. A na drugim skrzydle też groźny Yeboah. Nie wiem z kolei, czemu ostatnio nie grał Lederman, ale to również bardzo interesujący gracz.
Ta rywalizacja raczej nie rozstrzygnie się w pierwszym meczu. Wydaje mi się, że siła tych drużyn jest zbyt wyrównana, aby tak się stało.
To jest sport, nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Natomiast my jedziemy na Raków, aby wygrać. Podchodzimy do tego jak każdy profesjonalny zespół. Czy byśmy jechali na Santiago Bernabeu, czy do Częstochowy: cel jest taki sam - wygrana.
A jakby pan opisał role Polaków, Karola Struskiego i Mariusza Stępińskiego?
Karol miał bardzo dobry poprzedni sezon. Przychodził z Jagiellonii jako młodzieżowiec, a bardzo dobrze sobie poradził. Zresztą, obecne rozgrywki też zaczął dobrze. Natomiast co do Mario… Wiadomo, że wcześniej leczył ciężką kontuzję, po której musiał dojść do siebie. Ale też świetnie przepracował okres przygotowawczy, a efekty już widzimy. W tym sezonie zagrał w trzech meczach i strzelił trzy gole. Jeden w finale Superpucharu z Omonią Nikozja i po jednym w każdym ze spotkań z BATE. Mam nadzieję, że polskie powietrze też mu posłuży i że z Rakowem będzie równie skuteczny.
Od lipca tego roku jest pan dyrektorem sportowym klubu, czyli płynnie przeszedł pan z roli piłkarza do działacza. Ta propozycja była niespodzianką, czy to było planowane?
Nie była całkowitą niespodzianką. Już wcześniej, czasem pół żartem, pół serio przewijał się temat mojego pozostania w klubie. I pomysł po prostu został zrealizowany. Jak mówiłem wcześniej, zakończyłem karierę w pięknym dla mnie momencie, tuż po zdobyciu pierwszego mistrzostwa kraju. Grałem w wielu ligach, znam różne języki, sporo tych kontaktów zdążyłem sobie wyrobić, więc teraz chciałbym to wykorzystać.
Te języki to jakie?
Polski, niemiecki, angielski, hiszpański i rosyjski.
A grecki w cypryjskiej odmianie?
Uczę się, choć nie jest to łatwy język.
Rozumiem, że w roli dyrektora sportowego będzie pan odpowiadał między innymi za transfery.
Też. Tworzymy z innym byłym piłkarzem Arisu taki dwuosobowy zespół. A pierwszy transfer mamy już za sobą. To akurat był transfer wychodzący. Chodzi o bramkarza.
Landinga Badjiego z Senegalu? Przyszedł do was na początku lipca, a pod koniec miesiąca sprzedaliście go do Kataru. Jeśli dane z transfermarkt.de są poprawne, to zapłaciliście 70 tysięcy euro, a zainkasowaliście ponad milion.
Mogę powiedzieć tak: to był dobry strzał!
Warto jeszcze poruszyć temat Aleksieja Szpilewskiego, waszego białoruskiego trenera. Co ciekawe, jakiś czas temu był przymierzany do czołowych polskich klubów, w tym… Rakowa.
Też słyszałem, że był łączony z polskimi klubami. Natomiast cieszę się, że jest z nami, w Arisie. Ma klarowną wizję gry, piłkarze wiedzą, czego od nich oczekuje. To bardzo dobrze przygotowany do zawodu trener, "wychowanek" Red Bulla, kilka lat spędził w Lipsku.
To na zakończenie kwestie kibicowsko-stadionowe. Nie jesteście jedynym klubem z Limassol, nie jesteście też najbardziej popularni w mieście.
To prawda, ale tych fanów nam przybywa. Nasz departament, odpowiedzialny za tego typu sprawy, też mocno pracuje nad tym. Natomiast faktycznie, gramy od listopada na nowym stadionie, który może pomieścić 11 tysięcy widzów. Obiekt przypomina stadion Piasta Gliwice. Na meczu z BATE było ponad 3 tysiące, ale liczymy, że na rewanżu z Rakowem pojawi się ich jeszcze więcej. Do tego klub buduje nowe centrum treningowe. To wszystko pokazuje, że cały czas idziemy do przodu!
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Michniewicz chce kolejnego reprezentanta Polski
Bułka numerem jeden w swoim klubie?