Mówiło się, że warunki w Limassolu będą bardziej sprzyjające od tych w Baku. To jednak się nie sprawdziło, bo piłkarze Rakowa Częstochowa w wyjazdowym starciu z Arisem czuli się znacznie gorzej niż w rywalizacji z Karabachem Agdam. Potwierdziła to rozmowa Fabiana Piaseckiego z TVP Sport w przerwie meczu 3. rundy el. Ligi Mistrzów.
- Ciężko powiedzieć, ale jest fatalnie, nie ma czym oddychać. Staram się walczyć, ile mogę, trochę mam zaćmienie między oczami, ale teraz po tej pierwszej połowie 15 minut pooddychamy i dajemy dalej drugą - mówił wówczas napastnik mistrza Polski.
Ostatecznie mimo trudnych warunków Raków podołał i zwyciężył w wyjazdowym spotkaniu 1:0 po bramce Frana Tudora. A u siebie częstochowianie wygrali 2:1, dzięki czemu awansowali do 4. rundy el. LM. Po zakończonym meczu Piasecki ponownie pojawił się przed kamerami TVP Sport i od razu został zapytany o to, jak się czuje.
ZOBACZ WIDEO: Czarne miesiące PZPN. Co dalej? "Zrobiło się nieciekawie"
- Teraz już dobrze. Trochę odpocząłem na ławce, ale było przeciężko. Chapeau bas dla całej drużyny, dla chłopaków, że dali radę do końca. Ja dałem maksa, nie mogłem więcej, ale najważniejsze jest zwycięstwo i to, jak pracowaliśmy dzisiaj jako drużyna - podkreślił napastnik.
Czy w przerwie 28-latek miał problemy z wejście do szatni? - Musiałem wchodzić z fizjoterapeutami, bo odcinało mi nogi już. Pół serio pół żartem, ale naprawdę w takiej duchocie jeszcze nie grałem. Było ciężko, ale daliśmy radę - wyznał.
Mimo że po pierwszej połowie Piasecki był wykończony, nawet nie myślał o tym, by od razu otrzymać zmianę. Ostatecznie na boisku pozostał do 64. minuty.
- Wiedziałem, że chwilę odpocznę i znowu wrócą siły. Wiedziałem, że tak będzie i tak było. Dałem jeszcze kilka akcji w drugiej połowie, szkoda że nie strzeliłem, ale ważne, że wypracowaliśmy tą jedną bramkę. Jedziemy dalej, czwarta runda przed nami - przyznał piłkarz Rakowa.
Na początku drugiej części meczu 28-latek miał dogodną okazję do zdobycia bramki. Ostatecznie jego strzał został zatrzymany przez bramkarza, ale chwilę później częstochowianie prowadzili. Mimo niewykorzystanej szansy na gola, Piasecki wykonał dla drużyny znakomitą robotę, którą nie wszyscy kibice widzą.
- Najważniejsze, że trenerzy to widzą i oni doceniają. To, czy ktoś z zewnątrz to docenia czy nie to nie obchodzi mnie, rozliczają mnie z tego trenerzy. Dzisiaj w pierwszej połowie miałem brać na siebie, utrzymywać te piłki. Kilka było dobrych zachowań, kilka złych, ale starałem się dać drużynie ile mogłem. Powinienem zwieńczyć tę pierwszą połowę bramką w drugiej, ale takie jest życie, trzeba pracować dalej. Cieszę się, że wy to doceniacie i trenerzy - stwierdził zawodnik, który w Rakowie występuje od 2022 roku.
Na końcu rozmowy padło pytanie, czy spełnieniem marzeń jest gra w fazie Ligi Europy czy Ligi Mistrzów. - Pełne, nigdy o tym nie marzyłem szczerze. Z pięć lat temu byłem w miejscach, w których nie chciałem być. Nawet nie myślałem o tym, że będę walczył o grupę Ligi Mistrzów. Naprawdę piękne chwile, rozpłaczę się zaraz. Żałuje tylko tego, że mój tata tego nie widzi. Ciężko mi jest, rozklejam się. Chciałbym też zadedykować ten awans mojej żonie, która wczoraj wylądowała w szpitalu i dzieciom. Kochanie, to dla was - powiedział wzruszony Piasecki.
Przeczytaj także:
Raków poznał kolejnego rywala. Gwiazdą drużyny jest Polak