W pierwszym meczu IV rundy eliminacji Ligi Mistrzów Raków Częstochowa przegrał z FC Kopenhagą 0:1 po golu samobójczym Bogdana Racovitana.
W bramce gości stał Kamil Grabara i... rzadko kiedy miał okazję, by się wykazać. Z jego perspektywy był to raczej spokojny mecz.
- Wiedzieliśmy, jak ten mecz będzie wyglądać. Nie lekceważyliśmy Rakowa. Jak drużyna super podeszliśmy do tego spotkania. 1:0 to dobry wynik, choć mogliśmy to zamknąć, strzelając drugiego gola. Być może zabrakło nam cynizmu pod ich bramką, dłuższego przytrzymania piłki - mówił Grabara przed kamerami "Polsatu Sport".
ZOBACZ WIDEO: Polski zespół o krok od Ligi Mistrzów. Ekspert wskazuje na problemy rywali
W drugiej połowie Raków zagrał nieco odważniej i przejął inicjatywę, choć Grabara miał nieco inne spojrzenie na całą sytuację.
- Ile Raków stworzył sytuacji w drugiej połowie? Możemy mówić o oddaniu inicjatywy, wycofaniu się, ale wydaje mi się, że nie mieli żadnej klarownej okazji. OK, jakieś strzały były, ale to nie było nic takiego, że oni mogą teraz siedzieć w szatni i pluć sobie w brodę, że powinni zremisować - komentował reprezentant Polski.
0:1 u siebie to kiepski wynik dla Rakowa w perspektywie rewanżu na stadionie Parken w Kopenhadze. - Nie lubię się bawić w wyliczanie szans. Prawda zawsze obroni się na boisku. Dziś wygraliśmy i skłamałbym, gdybym powiedział, że w domu nie wygramy. Czekamy na Raków, ale byliśmy już w Lidze Mistrzów i znowu w niej będziemy - przyznał Grabara.
CZYTAJ TAKŻE:
Pechowy początek Rakowa. Chwila dekoncentracji i gol samobójczy [WIDEO]
Dramat piłkarza Rakowa. Musiał zejść z boiska już w 23. minucie