Czasem w piłce dzieje się tak, że jeżeli klub X pozyska zawodnika z jednego kraju i ten zrobi dobre wrażenie, to kluby Y i Z ruszą na łowy i też będą chciały mieć w swoich szeregach Hiszpana/Brazylijczyka/Portugalczyka. Ale... właśnie, nie Polaka.
Robert Lewandowski oficjalnie dołączył do zespołu FC Barcelony 19 lipca 2022 roku. Został królem strzelców, strzelił parę ważnych goli, przyczynił się do zdobycia przez klub mistrzostwa Hiszpanii. Miewał wiele słabszych momentów, natomiast często dawał konkrety.
Ale nie doszło do "efektu Lewandowskiego". La Liga to najmniej "polska" liga spośród tych najmocniejszych. Pozostałe hiszpańskie kluby nie rzuciły się na Polaków. Dlaczego?
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozum na boisku. O tym golu będą chciały zapomnieć
Nie ma efektu "Lewego"
Lewandowski nie okazał się magnesem. Zresztą, w ostatnich latach inni polscy piłkarze też nie zrobili najlepszej reklamy naszej piłce, oczywiście poza Grzegorzem Krychowiakiem, który podczas gry w tym kraju miał swój prime.
- Mam wrażenie, że wzięło się to z tego, że Robert był zawodnikiem poza skalą. Ktoś sprawdzony, pewniak. Barcelona wiedziała, kogo kupuje. Każdy wiedział, że to pan piłkarz - mówi nam Piotr Urban, ekspert Eleven Sports, były piłkarz i trener Osasuny.
- Tak było kiedyś w Osasunie. Poszedł mój ojciec, nikt go tam nie znał, ale zrobił różnicę, był najlepszym zawodnikiem. Od razu pojawiły się głosy, że skoro znaleźli jednego, to pewnie takich piłkarzy jest więcej - kontynuuje.
Jan Urban zagrał 178 meczów w La Lidze. Swoje zrobili też m.in. Roman Kosecki, Wojciech Kowalczyk, wspomniany Krychowiak, Ryszard Staniek czy Jacek Ziober. U Lewandowskiego licznik póki co wynosi 36 spotkań.
- Jestem przekonany, że gdyby to dotyczyło Sebastiana Szymańskiego, to zaraz pojawiłyby się kolejne nazwiska. Na stadionach byłoby więcej skautów z hiszpańskich klubów. Miałem okazję rozmawiać z ludźmi pracującym w hiszpańskich klubach i na razie polski rynek nie jest dla nich zbyt atrakcyjny. Polacy nie są ani pierwszym, ani drugim wyborem - tłumaczy Urban.
Nie stać ich
Pomijając aspekt czysto sportowy, trzeba pochylić się też nad finansami. Bo pewnie większość hiszpańskich klubów nie pogardziłaby Piotrem Zielińskim albo Wojciechem Szczęsnym. Albo choćby wspomnianym Szymańskim, który błyszczy w Fenerbahce.
Problem jest inny - pieniądze. Każdy klub w Hiszpanii, poza Realem Madryt, ma problemy finansowe i nie jest w stanie w żaden sposób rywalizować na rynku transferowym z klubami z Premier League, a od tego lata również z Arabii Saudyjskiej.
- To ma bardzo duży wpływ, bo widzimy, że Hiszpanie nie płacą. Kluby nie mogą sobie pozwolić na zakup kilku piłkarzy za parę milionów euro, jak to robi np. Brighton w Anglii. A ci, którzy mogą, czyli Real Madryt, mają inne priorytety - mówi Urban.
- Finansowe fair play było i jest potrzebne, ale nawet ostatnio Rafa Benitez narzekał, że to nie jest normalne, że taki klub jak Celta Vigo zrobił wszystko wzorowo, a i tak nie może zarejestrować zawodnika, bo problemem jest 100 tys. euro. A przecież oni mają te pieniądze. Liga musi coś zrobić w tym temacie, bo jeśli nie, to za chwilę spotka ją mocny kryzys - podkreśla.
Tomasz Galiński, WP SportoweFakty
CZYTAJ TAKŻE:
Co ten Arsenal narobił? Kibice przecierali oczy ze zdumienia [WIDEO]
Szymon Włodarczyk szaleje w Austrii. Kolejne dwa gole Polaka [WIDEO]