Cały świat wstrzymał oddech. Legendarny trener zmarł podczas meczu

Getty Images / Mirrorpix  / Na zdjęciu: Jock Stein
Getty Images / Mirrorpix / Na zdjęciu: Jock Stein

- Wolę umrzeć na ławce, niż zgnić w dyrektorskim gabinecie - powiedział Jock Stein w 1978 roku. Po siedmiu latach te słowa okazały się być samospełniającą się przepowiednią. Legendarny szkoleniowiec zmarł podczas meczu reprezentacji Szkocji.

Jako pierwszy menedżer w historii poprowadził brytyjski zespół do triumfu w Europie. Był pierwszym protestantem, który zasiadł na ławce trenerskiej szkockiego Celtiku i wygrał dziewięć krajowych mistrzostw z rzędu. Rewolucjonista, taktyk, motywator i nauczyciel samego sir Aleksa Fergusona. Jock Stein odmienił wyspiarski futbol.

Burnbak, dziś będące częścią miasta Hamilton, kiedyś było typową górniczą wioską. To właśnie tam 5 października 1922 roku urodził się John Stein, później dużo bardziej znany jako "Jock". Gdy miał 15 lat porzucił naukę w szkole i zatrudnił się w fabryce dywanów.

Piłkarz na pół etatu

Krótko popracował i po pewnym czasie zdecydował się na zostanie górnikiem, podobnie jak wiele osób z jego rodziny i znajomych. W tym zawodzie pracował przez kilkanaście lat, przeżywając po drodze aż trzy katastrofy pod ziemią. Niektórzy jego koledzy niestety nie mieli takiego szczęścia.

Kopalnia miała kluczowy wpływ na jego charakter i światopogląd, co w późniejszym czasie widoczne było w jego nastawieniu do roli trenera i wyznawanej etyce pracy: Wchodzisz do szybu i zjeżdżasz milę w dół. Nic nie widzisz. Nie wiesz, kim jest facet stojący obok ciebie. A mimo to, jest najlepszym kumplem, jakiego kiedykolwiek będziesz mieć.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozum na boisku. O tym golu będą chciały zapomnieć

Jego jedyną odskocznią od górniczego życia była piłka nożna. Swoją przygodę z futbolem rozpoczynał w lokalnym zespole juniorskim Blantyre Victoria. W 1942 roku wystąpił w barwach Albion Rovers, jako zawodnik testowany, w meczu z Celtikiem, zakończonym remisem 4:4. Kilka tygodni później Webber Lees, trener tamtego klubu, postanowił sprowadzić go do siebie.

Stein grę w piłkę łączył oczywiście z pracą w kopalni, która uchroniła go przed wcieleniem do armii w czasie II wojny światowej. W 1948 roku Rovers wywalczyli awans do First Division, ale po fatalnym sezonie (tylko trzy wygrane w 30 meczach) szybko wrócili do drugiej klasy rozgrywkowej.

W 1950 roku, mając 28 lat, Stein podpisał swój pierwszy profesjonalny kontrakt. Związał się umową z walijskim Llanelli Town, na mocy której otrzymywał 12 funtów tygodniowo. Nie nacieszył się jednak długo z tych pieniędzy, ponieważ musiał szukać innego wyzwania, głównie z powodu problemów finansowych klubu.

Gdy został zapytany przez trenera Llanelli o plany na przyszłość, odpowiedział, że prawdopodobnie rzuci futbol i wróci do kopalni. Tak się na szczęście nie stało - zgłosił się po niego sam Celtic i kupił go za 1200 funtów.

Jock Stein jako piłkarz Celtiku / fot. Mirrorpix/GettyImages
Jock Stein jako piłkarz Celtiku / fot. Mirrorpix/GettyImages

Do Glasgow został sprowadzony z myślą przede wszystkim o rezerwach, ale kontuzje w pierwszym zespole spowodowały, że szybko awansował w hierarchii. Rok po transferze miał już nawet status wicekapitana, a kiedy złamana ręka wykluczyła z gry na dłuższy czas Seana Fallona, przejął po nim opaskę.

Sezon 1952/53 Celtowie zakończyli dopiero na ósmym miejscu w tabeli. Udało im się jednak zwyciężyć w Coronation Cup (turniej zorganizowany z okazji koronacji Elżbiety II – brały w nim udział cztery zespoły z Anglii i cztery ze Szkocji). Ekipa z Glasgow pokonała Arsenal oraz Manchester United i doszła do finału, gdzie zwyciężyła z Hibernianem.

Był to kamień węgielny późniejszych sukcesów Celtiku. W kolejnym sezonie, ze Steinem jako kapitanem, wygrali krajowe mistrzostwo oraz Puchar Szkocji. Był to ich pierwszy ligowy triumf od 1938 roku i jednocześnie pierwszy dublet od 1914 roku.

Z powodu powracających stale problemów z kostką, Jock został zmuszony do przerwania piłkarskiej przygody. Przeszedł operację, ale czuł dyskomfort nawet na wakacjach, w czasie zwykłych czynności. Postanowił zakończyć karierę 29 stycznia 1957 roku. Dla Celtiku rozegrał w sumie ponad 100 ligowych spotkań.

Jak wiele znaczył dla niego ten klub, pokazał w czasie jednego ze spotkań z kibicami. Powiedział wówczas: W przeciwieństwie do wielu innych Celtów, nie mogę deklarować, że Celtic był moją pierwszą miłością, ale mogę powiedzieć, że będzie moją ostatnią.

Pierwszy smak Europy

W lipcu tego samego roku otrzymał pracę jako trener rezerw Celtiku, gdzie prowadził kilku młodych chłopaków, którzy lata później mieli stanowić o sile pierwszego zespołu. Mimo że druga ekipa całkiem nieźle prezentowała się pod jego batutą, nie wierzył, że kiedykolwiek dane będzie mu poprowadzić właściwą drużynę.

Głównym powodem było to, iż Jock był protestantem, a Celtowie zatrudniali w roli trenerów wyłącznie katolików. W swojej historii klub z Glasgow do lat 60. miał zaledwie trzech szkoleniowców.

Willie Maley był ich menedżerem przez 43 (!) lata. Po nim przyszedł Jimmy McStay, który pracował przez pięć sezonów. Jego natomiast zastąpił Jimmy McGrory, pełniący tę funkcję przez kolejne 20 lat. To sprawa wręcz niewyobrażalna, zwłaszcza dziś, gdy tylu szkoleniowców traci swoje posady po zaledwie kilku tygodniach. Później okazało się, że Stein był kolejnym długowiecznym Szkotem na ławce trenerskiej Celtiku.

Zanim jednak do tego doszło, Jock musiał udowodnić swoją wartość w innych zespołach. W marcu 1960 roku zaakceptował ofertę Dunfermline, które toczyło dramatyczną walkę o pozostanie w lidze - od czterech miesięcy nie potrafili odnieść zwycięstwa i mieli zaledwie dwa punkty przewagi nad ostatnią drużyną.

Jock Stein i jego Celtic po wygraniu Pucharu Europy / fot. Mirrorpix/GettyImages
Jock Stein i jego Celtic po wygraniu Pucharu Europy / fot. Mirrorpix/GettyImages

Dla szkockiego trenera nie było to jednak zbyt trudne wyzwanie - po zaledwie sześciu tygodniach jego nowy klub opuścił strefę spadkową i zaczął piąć się w górę tabeli. W ciągu kolejnych miesięcy The Pars stali się zespołem, z którym każdy musiał się liczyć.

W 1961 roku wygrali Puchar Szkocji (pierwszy raz w swojej historii!) po pokonaniu w powtórzonym meczu Celtiku. Stein po tym triumfie dostał oferty z Newcastle United oraz Hibernianu, ale obie odrzucił.

Dobra postawa Dunfermline w lidze sprawiła, że w mieście zawitały europejskie puchary. W następnym sezonie doszli do ćwierćfinału Pucharu Zdobywców Pucharów, a także pokazali się z dobrej strony w Pucharze Miast Targowych (gdzie pokonali m.in. Everton oraz zdemolowali Valencię).

Do drzwi Jocka coraz mocniej pukali jednak przedstawiciele Hibernianu, którzy chcieli zastąpić swojego dotychczasowego menedżera, Waltera Galbraitha. Ostatecznie postanowił sam odejść. Pod koniec marca, po porażce z Rangersami w półfinale krajowego pucharu, Stein opuścił Dunfermline.

Stołeczne rewolucje

Tak jak się wszyscy spodziewali, w 1964 roku Szkot został nowym szkoleniowcem Hibs. Był to klub o zdecydowanie większej randze niż The Pars, ale znajdowali się w kryzysie od lat 50. Zajmował dwunastą lokatę w tabeli i przed Jockiem stanęło po raz kolejny widmo walki o utrzymanie.

Wraz z jego przyjściem piłkarze ze stolicy doznali niemałego szoku - okazało się bowiem, że ich nowy menedżer brał czynny udział w treningach. Zresztą Stein, jako jeden z pierwszych trenerów, postanowił opuścić ciepły gabinet, a najważniejszą pracę wykonywać na boisku.

Był na swój sposób rewolucyjny, ponieważ większa część jego zajęć poświęcona była ćwiczeniom z piłką, co w tamtych czasach wcale tak często praktykowane nie było. Prowadził nawet odrębne treningi dla bramkarzy! Odznaczał się też niezwykłą etyką pracy - w klubie pojawiał się zawsze jako pierwszy i jako ostatni z niego wychodził.

W Hibernian udało mu się stworzyć dobry zespół z młodych i często odrzuconych przez większe kluby zawodników. Jednym z nich był Willie Hamilton, który przez wiele lat borykał się z problemami alkoholowymi i hazardowymi, ale pod okiem Jocka notował najlepsze występy w swojej karierze.

Co właściwie czyniło Szkota takim wyjątkowym? W czasie meczów dawał swoim podopiecznym dużo swobody, a obrońców zachęcał do częstszych ataków. Zawsze chciał grać przyjemnie dla oka. Zwykł powtarzać: Uważam, że to ważne, aby wygrać mecz, ale moim zdaniem, jeszcze ważniejszy jest sposób, w jaki to robisz.

To, co dziś w ułamku sekundy robią skomplikowane programy, on robił ręcznie podczas spotkań - za pomocą notatnika i ołówka dzielił boisko na różne strefy, rysował strzałki, które odpowiadały ruchom poszczególnych graczy. Spędzał godziny na tłumaczeniu taktycznych zawiłości.

Jednocześnie lubił pokazać, kto rządzi w szatni i nie pozwalał wchodzić sobie na głowę. To on był prekursorem tzw. suszarek, które stały się sławne w ostatnich latach za sprawą sir Aleksa Fergusona. Raz nawet zdarzyło mu się pognać za swoim zawodnikiem aż pod prysznic, aby dokończyć swoją reprymendę.

Dla Fergusona zresztą Stein był wielkim autorytetem i mistrzem, który swego czasu dał mu pewną radę: Nie ma nic złego w traceniu panowania nad sobą, jeżeli robisz to w słusznej sprawie.

Hibernian utrzymał się w lidze dzięki Jockowi i do kolejnego sezonu (1964/65) przystępowali w optymistycznych nastrojach. Popsuła je nieco derbowa porażka z Hearts na starcie rozgrywek, ale szybko udało im się wrócić na właściwe tory.

Kluczowym punktem tamtej kampanii był… towarzyski mecz z Realem Madryt. Na Easter Road Królewscy przyjechali m.in. z Ferencem Puskasem w składzie, a mimo to Hibs pokonali bardziej utytułowanych rywali 2:0, w obecności 32 tysięcy fanów. Hugh Taylor, szkocki dziennikarz "Daily Record", po tamtym pojedynku okrzyknął Steina "Merlinem piłki nożnej".

Pomnik Jocka Steina przed stadionem Celticu / fot. Ian MacNicol / Getty Images
Pomnik Jocka Steina przed stadionem Celticu / fot. Ian MacNicol / Getty Images

Praca przez niego wykonywana nie mogła być niedostrzegana. Kiedy zgłosili się po niego działacze Wolves, Jock poprosił o poradę w tej kwestii Boba Kelly'ego, ówczesnego prezesa Celtiku. Tak naprawdę liczył po cichu, że ofertę złożą mu również Celtowie.

Kelly początkowo zaproponował mu posadę asystenta trenera Seana Fallona. Kiedy Stein odmówił, złożył mu drugą, nieco inną - dostał propozycję prowadzenia drużyny wspólnie z obecnym menedżerem. Pozostawał jednak nieugięty i ponownie powiedział "nie", ponieważ zależało mu na całkowitej władzy w klubie.

Podobno prezes Celtiku nie był do końca przekonany co do Jocka z powodu jego wyznania, ale po pewnym czasie ostatecznie się ugiął. Hibernian starał się walczyć o swojego trenera, prosząc nawet jego żonę, aby przekonała go do zmiany decyzji. Stein postawił jednak na swoim - przeniósł się do Glasgow w marcu, wcześniej wskazując na swojego następcę Boba Shankly’ego,
który pracował w Dundee United.

Hibs zostawiał w czubie tabeli i w półfinale Pucharu Szkocji. W ostatnim meczu w roli menedżera stołecznej drużyny pokonał Rangersów w ćwierćfinale tych rozgrywek. Ostatecznie nie wygrali żadnych z tych rozgrywek. 62% zwycięstw oznaczają, że Jock jest statystycznie najlepszym szkoleniowcem w roli tego klubu. Jakiś czas jednak po odejściu z Easter Road przyznał, że "opuszczenie w tamtej chwili Hibernian było najbardziej niezręcznym momentem w jego karierze".

Powrót na Parkhead

Praca w Glasgow wcale nie miała być dla niego spacerkiem. Choć Celtic grał przyjemnie dla oka, to nie wygrali żadnego trofeum od 1957 roku. Pierwszego dnia w nowym klubie zebrał wokół siebie zawodników i zapewnił ich, że los wkrótce się do nich uśmiechnie, jeżeli tylko będą ciężko pracować i grać dla drużyny. Podkreślił zwłaszcza tę drugą kwestię, ponieważ Celtowie mieli w swoich szeregach wiele indywidualności, które wolały rozgrywać mecze po swojemu, zamiast podporządkować się założeniom menedżerów.

Za Steinem ciągnęła się opinia wybuchowego człowieka i jego podopieczni zdawali sobie z tego sprawę. Nie wiedzieli, jak ich współpraca będzie się układać, ponieważ wcześniej klub zatrudniał trenerów o bardzo dżentelmeńskiej naturze. Na początku Jock wolał jednak pracować w spokojniej atmosferze, aby zdobyć zaufanie piłkarzy.

Warto zauważyć, że mimo rządzenia twardą ręką, Szkot często wchodził w bliskie relacje ze swoimi podopiecznymi. George Connelly, pomocnik Celtów, miał wiele problemów natury osobistej, z powodu których wielokrotnie znikał z klubu i nie pojawiał się na treningach. Gdy ludzie odwracali się od niego, Stein osobiście odwiedzał go w domu i starał się pomóc. Ich relacje określano jak zażyłości ojca z synem.

Innym przykładem jest Jimmy Johnstone, rewelacyjny skrzydłowy, który prowadził dosyć awanturniczy styl życia. Sir Alex Ferguson wspomina w swojej autobiografii z 2013 roku, jak Szkot przejmował się wybrykami swojego piłkarza:

"Jock Stein w każdy piątkowy wieczór gapił się na telefon, a jego żona Jean mówiła:
– Po co tak się gapisz w telefon?
– Zadzwoni – odpowiadał Jock. – Telefon zadzwoni.
Typowa rozmowa zaczynała się od słów:
– Dobry wieczór, panie Stein, z tej strony policja z Lanarkshire. Mamy tu młodego Jimmy'ego"

W Glasgow bohater tekstu wdrażał podobne pomysły, co we wcześniejszych zespołach. Chciał, żeby jego podopieczni lepiej rozumieli futbol, dlatego fundował im analizy taktyczne drużyn przeciwnych, uczył grać w różnych formacjach i pokazywał, jakie błędy najczęściej popełniają w czasie gry.

Nienawidził powtarzać w kółko tego samego, dlatego informacje przekazywane przez niego były krótkie, a zawodnicy chłonęli je z przyjemnością. Jaki miał przepis na prowadzenie piłkarskiego klubu? - Sekret w byciu dobrym menedżerem polega na tym, aby sześciu piłkarzy, którzy cię nienawidzą, trzymać jak najdalej od tej piątki, która jeszcze pozostaje neutralna.

Trzeba przyznać, że zarządzanie drużyną wychodziło mu całkiem nieźle, ponieważ wraz z Celtikiem wygrał... dziewięć krajowych mistrzostw z rzędu! Mimo że swoją przygodę na Parkhead rozpoczął w marcu, to jeszcze w tym samym sezonie udało mu się zatriumfować w Pucharze Szkocji – dla klubu był to pierwszy raz od 1954 roku.

Przed startem kolejnych rozgrywek dokonał poważnego wzmocnienia. Z Motherwell został sprowadzony Joe McBride, który odpłacił się zdobyciem aż 43 goli w swoim debiutanckim sezonie. O mistrzostwo Celtowie bardzo zaciekle walczyli z Rangersami, ale wyścig ostatecznie udało im się wygrać, odzyskując krajowy tytuł po dwunastu latach przerwy. Co ciekawe, koroną króla strzelców McBride podzielić się musiał wtedy z... Aleksem Fergusonem, napastnikiem Dunfermline - obaj w lidze nastrzelali 31 bramek.

W Szkocji Stein sprawił, że po wielu latach Celtic w końcu wyszedł z cienia swoich niebieskich rywali zza miedzy. Pięć razy z rzędu wygrywali ligę, kończąc ją bezpośrednio nad Rangersami. Następnie dołożyli cztery kolejne tytuły. The Gers co prawda odzyskali koronę na dwa sezony, ale w swojej przedostatniej kampanii na ławce trenerskiej Celtów Jockowi udało się zdobyć jeszcze jedno mistrzostwo, trzydzieste w historii klubu. Jednak to, co najważniejsze, dał Celtikowi w pewną noc w Lizbonie.

Jakby jutra miało nie być

Przed startem rozgrywek 1966/67 Stein zabrał swoją drużyną na obóz przygotowawczy do Stanów Zjednoczonych. To właśnie tam miał przekazać piłkarzom, że wierzy w wygranie wszystkiego, co jest możliwe w nadchodzącym sezonie. Czuł, iż w Glasgow wytworzyła się niezwykła chemia.

Wywalczone mistrzostwo kraju dało Celtom prawo do gry w Pucharze Europy. Miał on wówczas inny przebieg niż obecna Liga Mistrzów, ponieważ od początku rozgrywano fazę pucharową. W dwóch pierwszych rundach gracze Steina nie mieli większych problemów - rozprawili się kolejno z FC Zurich (5:0), a potem z Nantes (6:2).

Koszulki Celtiku nie są dla byle kogo; nie kurczą się, aby dopasować się do słabych zawodników – Stein na temat standardów, jakie w klubie wyznaczał swoim piłkarzom.

Schody rozpoczęły się w ćwierćfinale, gdzie trafili na Vojvodinę z ówczesnej Jugosławii. Pierwsze spotkanie na wyjeździe przegrali jedną bramką. W rewanżu objęli prowadzenie, ale przez bardzo długi czas wszystko wskazywało na to, że potrzebny będzie trzeci mecz do wyłonienia zwycięzcy.

Jock, nerwowo spoglądając na zegarek, krzyknął nawet do swojego asystenta: - Zapowiada się na cholerny Rotterdam.

To właśnie w Holandii miałby zostać rozegrany decydujący pojedynek. W doliczonym czasie Billy McNeil zapewnił strzałem głową awans Brytyjczykom. W zielono-białej części Glasgow zapanowała euforia, na fali której Celtic pokonał w kolejnej rundzie Duklę Praga i awansował do finału.

W Lizbonie czekał na nich Inter Mediolan. Włosi bronili tytułu mistrzów Europy, a prowadzeni byli przez Helenio Herrerę, ojca catenaccio. W najważniejszym meczu sezonu miało zatem dojść do starcia dwóch zupełnie odmiennych stylów gry - ofensywnego i atakującego z pasją Celtiku oraz defensywnie usposobionego Interu.

Za mediolańczykami w tamtym czasie za dużo ludzi nie przepadało - mało komu podobała się ich filozofia oparta na obronie, a także różne nieczyste zagrywki stosowane w czasie spotkań. Jakby tego było mało, to ciekawą anegdotkę dotyczącą Herrery i Steina przytacza w "Odwróconej piramidzie" Jonathan Wilson:

"Przed finałem Pucharu Europy w 1967 roku, w którym Inter miał się zmierzyć z Celtikiem, Herrera przyleciał do Glasgow prywatnym odrzutowcem, żeby obejrzeć mecz Celtic - Rangers na Ibrox. Przed wylotem do Włoch zaproponował Jockowi Steinowi przelot do Italii, by ten mógł obejrzeć mecz Interu z Juventusem. Stein wykazał się zapobiegliwością i nie zrezygnował z własnych biletów, które wcześniej dla siebie zarezerwował w rejsowym samolocie. Ta ostrożność została wynagrodzona, bowiem Herrera odwołał zaproszenie w chwili przylotu do Glasgow, twierdząc, że człowiek o takim obwodzie pasa jak Stein się do jego samolotu nie zmieści. W podobny sposób nie zmaterializowała się obietnica zorganizowania taksówki i biletów na mecz w Turynie. Stein obejrzał ten mecz tylko dlatego, że jeden z dziennikarzy przekonał ochroniarza przy wejściu, by ten wpuścił gościa na legitymację dziennikarską".

Przed meczem w Lizbonie to Inter był uważany za faworyta. Szkocki trener zdawał sobie sprawę, że do pokonania rywala niezbędna będzie gra na dwieście procent możliwości. Tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego powiedział swoim zawodnikom: - Musimy zagrać tak, jakby miało nie być już żadnych meczów, żadnego jutra...

I jego zawodnicy tak też zagrali. Do przerwy co prawda przegrywali 0:1 po tym, jak w siódmej minucie z rzutu karnego celnie uderzył Sando Mazzola. W szatni Stein zapewniał ich jednak, że obrona Włochów w końcu pęknie pod naporem ich huraganowych ataków. Tak też się stało - po nieco ponad godzinie gry Tommy Gemmell doprowadził do remisu. Sześć minut przed końcem swojego najważniejszego gola w życiu zdobył Stevie Chalmers.

Niemożliwe stało się faktem – Inter poległ, a Celtic stał się pierwszym brytyjskim zespołem, który sięgnął po Puchar Mistrzów. Po meczu Jock powiedział: Dokonaliśmy tego, dzięki graniu w piłkę. To był czysty, piękny i pomysłowy futbol.

Celtowie z lat 60. byli drużyną niezwykłą. Nie tylko ze względu na atrakcyjny styl gry, lecz także dlatego, że zespół tworzyli miejscowi chłopcy. Prawie wszyscy zawodnicy urodzili się w promieniu dwunastu mil od stadionu - jedynym wyjątkiem był Bobby Lennox, który przyszedł na świat w oddalonym o trzydzieści mil Ayrshire. To był najbardziej "lokalny" mistrz Europy w historii futbolu. Drugiego takiego już nigdy nie będzie
.
Nieśmiertelny

Niestety, Steinowi nie udało się już powtórzyć tego sukcesu. Klapą zakończyła się już sama próba obrony tytułu na Starym Kontynencie - Celtic w kolejnym sezonie przegrał w pierwszej rundzie z Dynamem Kijów i musiał pożegnać się z rozgrywkami. Na pocieszenie dla Jocka, mistrzostwo trafiło w ręce jego rodaka.

Rok 1968 należał do Manchesteru United prowadzonego przez Matta Busby’ego. Dwa lata później wydawało się, że Celtic jest w stanie sięgnąć po raz drugi po Puchar Mistrzów, lecz ulegli w finale po dogrywce Feyenoordowi, mimo że jako pierwsi objęli prowadzenie w tamtym spotkaniu.

Kiedy w 1977 roku Celtowie przegrali walkę o krajowy tytuł z Rangersami, przekonano Steina, aby zrezygnował z prowadzenia zespołu. Nominował McNeilla na swojego następcę i oczekiwał, że dostanie propozycję pozostania w zarządzie.

Zamiast tego, zaoferowano mu posadę... zarządcy klubowych basenów. Potraktował to jak policzek, ponieważ wierzył, iż dalej może działać aktywnie w piłce. Długo zastanawiał się nad przyszłością, ale ostatnie Bob Paisley przekonał go, aby pozostał w futbolu.

W sierpniu 1978 został zaprezentowany jako nowy trener Leeds United. Jego związek z angielskim klubem nie trwał jednak długo, ponieważ zaledwie 44 dni. Ally MacLeod, po nieudanych klasyfikacjach mundialowych, zrezygnował z prowadzenia reprezentacji Szkocji. Zainteresowanie tą posadą wykazał Stein i, po licznych zawirowaniach ze strony Leeds, ostatecznie został nowym selekcjonerem narodowej kadry.

Jock rozpoczął pracę z drużyną w dniu swoich 56 urodzin. Chciał, aby jego zespół opierał swoją grę na posiadaniu piłki, podobnie jak jego wcześniejsze ekipy klubowe. Z powodu dwóch porażek z Belgią nie udało mu się jednak awansować na Euro 1980. O wiele lepiej poszły Szkocji eliminacje do kolejnego mundialu, które zakończyli na pierwszym miejscu w grupie.

Turniej w Hiszpanii rozpoczęli udanie, bo od zwycięstwa nad Nową Zelandią. W drugim meczu zostali szybko sprowadzeni na ziemię przez Brazylię, która ograła ich 4:1. Spotkanie ze Związkiem Radzieckim było pojedynkiem o wszystko - zakończyło się remisem i z awansu cieszyli się przeciwnicy, mający lepszy stosunek bramek.

Stein pozostał na stanowisku selekcjonera Szkocji i dobrze wszedł w kolejne kwalifikacje do mistrzostw świata 1986. Udało im się wygrać z Islandią oraz Hiszpanią. Następne mecze kończyły się różnie, ale na ostatniej prostej eliminacji Brytyjczycy byli w dobrym położeniu. Wystarczył im remis w starciu z Walią, aby załapać się do play-offów.

Jock Stein (drugi z lewej) podczas ostatniego meczu w życiu. Po jego lewej stronie sir Alex Ferguson
Jock Stein (drugi z lewej) podczas ostatniego meczu w życiu. Po jego lewej stronie sir Alex Ferguson

Mecz został rozegrany 10 września 1985 roku w Cardiff. Gospodarze objęli prowadzenie na początku spotkania za sprawą Marka Hughesa, ale dziesięć minut przed końcem z rzutu karnego wyrównał Davie Cooper. Taki rezultat sprawiał, że Szkoci mogli szykować się do dwumeczu o mundial z Australią. Niedługo po tym wydarzyło się coś przerażającego – Stein, stojący obok ławki rezerwowych, nagle upadł na ziemię.

Już wcześniej miał problemy ze zdrowiem, a w ostatnich dniach doszły do tego nerwy i ogromna presja związana z meczem. Do pomocy natychmiast rzuciło się czterech mężczyzn, którzy zanieśli go do pokoju medycznego. Nikt jednak nie mógł już nic zdziałać - Jock Stein zmarł, mając zaledwie 62 lata. Tamtego dnia nikt w Szkocji nie świętował awansu do play-offów.

Jego śmierć bardzo mocno dotknęła jego asystenta, Aleksa Fergusona, który otrzymał zadanie poprowadzenie kadry w dwumeczu z Australią. Kiedy udało mu się go wygrać, pojechał z reprezentacją na mundial jako tymczasowy trener. Po mistrzostwach zastąpił go Andy Roxburgh.

Każdy trener umiera trochę w czasie meczu. - Wolę umrzeć na ławce niż zgnić w dyrektorskim gabinecie - powiedział w 1978 roku, siedem lat przed swoją śmiercią.

Stein swoją wspaniałą pracą zapoczątkował erę sukcesów szkockich menedżerów. Po nim przyszli tacy trenerzy, jak Matt Busby, Bill Shankly oraz Alex Ferguson. W sumie ten kwartet zdobył ponad 80 trofeów!

Jock zawsze chciał grać ofensywnie i pięknie dla oka. Był przy tym niemałym rewolucjonistą w swoich czasach - nie ma wątpliwości, że należy do grona szkoleniowców, którzy odcisnęli piętno na nowoczesnym futbolu.

Po przebudowie Celtic Park, trybuna, na której zasiadają najwierniejsi fajni zielono-białych, nosi nazwę Jock Stein Stand. Kiedy w 1967 roku pokonał Inter Mediolan, Shankly wykrzyknął w jego stronę: "Teraz jesteś nieśmiertelny!". To były prorocze słowa. Jock Stein zapisał się w historii piłki nożnej złotymi zgłoskami

Komentarze (0)