23 lipca polskie i portugalskie media lotem błyskawicy obiegła informacja o tym, jakoby Fernando Santos porozumiał się z saudyjskim klubem i miał porzucić reprezentację Polski. Więcej TUTAJ.
Plotki podsycał fakt, że selekcjoner pozostawał tego dnia nieuchwytny dla pracowników PZPN. Dopiero po wielu godzinach udało się z nim skontaktować Łukaszowi Wachowskiemu, sekretarzowi generalnemu PZPN. Więcej TUTAJ.
Kurz opadł, Al Shabab zakontraktował Marcela Keizera, a Santos pozostał na stanowisku, ale dotąd Portugalczyk nie zabierał głosu w tej sprawie. Zrobił to dopiero przy okazji ogłaszania powołań na wrześniowe mecze el. Euro 2024 z Wyspami Owczymi i Albanią.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozum na boisku. O tym golu będą chciały zapomnieć
- Gdybym o tym myślał, to nie byłoby mnie tutaj. Po prostu bym odszedł. To dość oczywiste. Jeśli tutaj jestem, to znaczy, że o tym nie myślałem. A powód jest bardzo prosty. Nie opuszczam. Nie rezygnuję. Nienawidzę przegrywać. Zostałem zaangażowany, żeby pomóc polskiej piłce i będę to robić. Nigdy nie uciekam - zapewnił szkoleniowiec.
To dokładnie słowa, które chcieli usłyszeć wszyscy kibice reprezentacji Polski. Świeże jest jeszcze bowiem wspomnienie o dezercji Paulo Sousy, który zrezygnowa z pracy z Biało-Czerwonymi trzy miesiące przed barażami o awans do MŚ 2022, by przyjąć ofertę Flamengo Rio de Janeiro. Więcej TUTAJ.
Fernando Santos jest selekcjonerem Polski od stycznia tego roku. Pod jego wodzą Polacy rozegrali dotąd cztery spotkania. W el. Euro 2024 z Czechami (1:3), Albanią (1:0) i Mołdawią (2:3) oraz towarzyski z Niemcami (1:0).