[i]
- No i co uważasz?
[/i]- No... moim zdaniem, według mnie, kilka niedociągnięć jest...
- Kilka niedociągnięć? A gdzie tu są dociągnięcia? To jest jakaś prowokacja!
Kto nie zna tego dialogu Wąskiego i Siary z "Killerów 2-óch"? Pasuje idealnie do obecnej sytuacji w reprezentacji Polski.
A przecież na początku współpracy Fernando Santosa z PZPN dostaliśmy tyle zapewnień, tyle obietnic. Że będzie lepiej. Że będzie "normalniej". Miał być polski asystent, selekcjoner miał mieszkać w Polsce, miał jeździć na mecze polskiej ligi, wreszcie gra Biało-Czerwonych miała wejść na wyższy poziom.
I co? I nie zgadza się nic. Sześć punktów w pięciu meczach w grupie "śmiechu", kompromitująca gra i mało prawdopodobny awans na mistrzostwa Europy. Nie tak to miało wyglądać.
ZOBACZ WIDEO: Klęska Fernando Santosa w reprezentacji Polski. "Nie zgadza się nic"
Fernando Santos wypadł bardzo dobrze na swojej pierwszej konferencji prasowej. Co prawda nie odnosił się do Jana Pawła II, natomiast rzeczowo odpowiadał na kolejne pytania. Od razu można było wyczuć, że przyjechał ktoś z wyższej półki. I patrząc na późniejsze reakcje kibiców, raczej "kupili" tę gadkę.
Ale po blisko dziewięciu miesiącach nie zgadza się absolutnie nic, co zostało wtedy powiedziane.
- Nie przyjechałem do Polski, by przegrywać. Nie akceptuję słowa "porażka" - mówił.
Cóż... Czechy 1:3, Mołdawia 2:3, Albania 0:2.
Komunikacja z zawodnikami
- Na odprawach, w trakcie treningu i na boisku będę komunikował się z zawodnikami po angielsku. Udało mi się nauczyć kilka polskich słów, a mam nadzieję, że za jakiś czas również nauczę się bardziej języka polskiego, tak jak to miało miejsce podczas mojej pracy w Grecji - mówił wówczas selekcjoner.
Oczywiście nie można mu wytykać, że na konferencjach prasowych rozmawia po portugalsku. To jego ojczysty język i w nim najlepiej się czuje. Natomiast w relacjach z zawodnikami nie do końca wygląda to tak, jak zapowiadano.
W rozmowach często uczestniczy Grzegorz Mielcarski. Pełni rolę tłumacza, bo Portugalczyk nie do końca dobrze radzi sobie w języku angielskim.
Nie chodzi teraz o to, by Fernando Santos recytował wiersze Marii Konopnickiej albo uczył Matty'ego Casha odmiany przez przypadki, ale skoro deklarował chęć nauki języka polskiego, to wypadałoby coś z tym robić. Albo chociaż skupić się na tym angielskim. Ot, choćby po to, żeby wiedzieć, co się dzieje w polskiej piłce.
Albo po to, żeby porozmawiać z zawodnikiem w cztery oczy. Tymczasem dochodzą niepokojące głosy, że reprezentanci dowiadują się od asystentów, że zabraknie ich w kadrze meczowej.
Miał być na meczach
- Będę teraz mieszkał w Warszawie. To dla mnie kluczowe. Chcę poznać kulturę, kraj, ludzi i Polaków. W federacji zostaliśmy bardzo ciepło przyjęci, za co dziękujemy. Czujemy się z moimi współpracownikami jak w domu. Przyzwyczajcie się do tego, że będziecie mnie widywać na stadionach - deklarował.
Jakby to powiedzieć... no nie do końca wyszło.
To znaczy, czasem się pojawiał, choć nie zawsze można było zrozumieć jego wybory. W zeszłym sezonie pojawił się m.in. na spotkaniu Lechia Gdańsk - Widzew Łódź. Kogo oglądał? Do tej pory nie wiadomo.
Nie było go za to na wielu prestiżowych meczach. Najnowszy przykład? Legia Warszawa - FC Midtjylland. Nie raczył się pojawić, choć podobno mieszka w Warszawie i na stadion miał rzut beretem. Ani jego, ani nikogo ze sztabu reprezentacji nie było natomiast na klasyku Legia - Widzew. I później wyszła dość niesmaczna historia, kiedy trzeba było się dowiadywać, dlaczego Paweł Wszołek opuścił boisko już w przerwie. A fakty są takie, że trzy dni wcześniej rozegrał 120 minut i po prostu dostał odpoczynek.
*
- Trener Santos również poświęci swój czas na udoskonalanie programu szkolenia młodzieży, co jest dla nas bardzo istotne. Wierzę w to, że wniesie on bardzo dużo dobrego nie tylko do naszej reprezentacji, ale też do całej polskiej piłki - mówił prezes Cezary Kulesza.
- Trener otrzyma pełen przegląd wszystkich reprezentacji młodzieżowych. Będzie też jeździł na mecze, rozmawiał z trenerami i sztabami szkoleniowymi. Po przeprowadzce tutaj na pewno zostanie stworzony harmonogram spotkań, aby mógł on porozmawiać z każdym. Wiem, że przyniesie to określony efekt - komentował prezes PZPN.
I znowu pudło. Owszem, sztab monitoruje wszelkie reprezentacje młodzieżowe, ale trudno zrozumieć, dlaczego Fernando Santos nie wybrał się choćby w ubiegły piątek na mecz młodzieżówki Michała Probierza z Kosowem. Z Warszawy do Płocka jest półtorej godziny jazdy.
A co do samego mieszkania w Warszawie. No też nie do końca wygląda to tak, jak miało wyglądać. Wybrał sobie mieszkanie, w związku go chwalili, że przesiaduje w biurze od rana do wieczora, natomiast z upływem czasu można było odnieść wrażenie, że interesuje go tylko termin od zgrupowania do zgrupowania. Wtedy jest zaangażowany, ale w pozostałe dni jest w Polsce tylko duchem.
Polski asystent? Tak jakoś wyszło...
Miał to być warunek konieczny, a ostatecznie Fernando Santos uznał, że żaden z Polaków nie nadaje się, by zostać asystentem i postawił na swoich sprawdzonych ludzi. Co prawda w sztabie znalazł się wspomniany już Grzegorz Mielcarski, natomiast do dziś nie za bardzo wiadomo, jaką pełni funkcję. Nawet sam Santos nie chciał konkretnie powiedzieć, za co odpowiada Mielcarski.
Z boku wygląda trochę na osobistego tłumacza selekcjonera.
Radość z gry? Chyba u przeciwników
Jednym z tematów poruszonych na pierwszej konferencji był Robert Lewandowski, jego rola w kadrze oraz słynne słowa po meczu z Francją na mundialu. Chodziło o przyszłość kapitana w kadrze i to, czy widzi siebie w niej na mundialu w 2026 roku.
- Potrzebna jest radość z gry, to będzie ważny element nawet niedalekiej przyszłości. Jak próbujemy atakować, to jest inaczej. Gdy gramy bardzo defensywnie, to tej radości nie ma, więc wpływa na to wiele czynników - powiedział wówczas "Lewy" przed kamerami TVP Sport.
- Oczywiście, że chce, aby miał radość z gry. Chodzi o szczęście z grania w piłkę. Trudno jest wygrywać mecze, gdy nie ma radości z grania. Musimy być rodziną. Ja chcę, żeby oni byli szczęśliwi - mówił selekcjoner.
I co? Radość z gry mają jedynie przeciwnicy reprezentacji Polski.
My dalej się męczymy.
Ostrzegano nas, że Fernando Santos to drugi Czesław Michniewicz w sposobie gry. Kadra nie zrobiła żadnego postępu pod wodzą Portugalczyka. On co prawda tłumaczy, że miał tylko dziesięć treningów, ale czy Roberto Martinez w reprezentacji Portugalii dostał więcej czasu? No chyba nie. Tymczasem Portugalia w eliminacjach Euro 2024: sześć meczów, 18 punktów, bramki 24:0.
Polska? Puka w dno od spodu. Jedno wielkie oszustwo.
Tomasz Galiński, dziennikarz WP SportoweFakty
CZYTAJ TAKŻE:
Tirana nie spała. Dzięki Polakom
Tyle PZPN będzie musiał wypłacić Santosowi, jeśli go zwolni