"Game over. Nie będę wiceprezesem Śląska" - tak zaczął swój wpis na platformie X (dawny Twitter) Marcin Torz. To dziennikarz "Super Expressu", który bacznie patrzy na ręce władzom Wrocławia. Jak podkreślił we wpisie, to on ujawnił afery związane z prezydentem miasta Jackiem Sutrykiem. "Zakup domu od prezesa klubu, który dotuje gmina, rady programowe jako narzędzie do wyciągania kasy dla kumpli, rady nadzorcze dla siebie i swoich w innych miastach Polski, afery w TBS, Zoo i wiele, wiele innych..." - wyliczał.
Teraz, jak przekonuje, odpala prawdziwą bombę. Twierdzi, że został dotknięty propozycją korupcji politycznej. Według niego, miał otrzymać intratną ofertę objęcia stanowiska wiceprezesa Śląska Wrocław (w którym decydujący głos ma miasto). Wszystko po to by, jak twierdzi, "zamknąć mu usta".
"Oto historia, jak władze Wrocławia próbowały wyeliminować i skorumpować niezależnego dziennikarza, czyli mnie" - czytamy w jego wpisie, a jako dowody udostępnia zrzuty rozmów, podczas których składano mu propozycje. "W sierpniu dostałem od ważnego urzędnika propozycję objęcia posady wiceprezesa klubu Ekstraklasy za 15 tysięcy miesięcznie" - napisał Torz i dodał, że kwota pensji, jaką miałby otrzymywać szybko wzrosła do 34 tysięcy złotych miesięcznie brutto, czyli ok. 27 tys. zł netto.
ZOBACZ WIDEO: Co z awansem Polski na Euro 2024? "Są dwie drogi"
"Czekałem na rozwój sytuacji, postanowiłem podjąć tę grę" - przekazał Torz w swoim wpisie, który zamieścił 13 września. W czwartek natomiast, 14.09., dodał kolejny post, w którym ujawnia następne szczegóły.
Dziennikarz twierdzi, że byleby przekonać go do nawiązania współpracy władze były gotowe m.in. zmienić regulamin finansowy, obdarować go w użytkowanie luksusowym samochodem, a także zapewnić o dodatkowym zastrzyku gotówki. Znów do wpisu dołączył zrzuty ekranu.
Na jego zarzuty oświadczeniem już odpowiedział prezes Śląska, Patryk Załęczny. Upraszczając, on z kolei zapewnia, że Marcin Torz był szczerze zainteresowany ofertą, ale z racji tego, że ostatecznie z pomysłu się wycofano, to teraz sprawę nazywa dziennikarskim śledztwem.
"Widziałem, że ta sytuacja mocno Marcina zaskoczyła, ale rozstaliśmy się w zgodzie, bez jakichkolwiek złośliwości. Po prostu mi po ludzku przykro, że nasze tygodnie wspólnych ustaleń, jak zmienić Śląsk na lepsze, totalnie legły w gruzach, kiedy w internecie pojawił się wpis Marcina o dziennikarskim śledztwie. Ja naprawdę widziałem w jego oczach zaangażowanie, chęć wielkiej współpracy" - czytamy.
Mimo naszych prób i starań, WP SportoweFakty nie uzyskały dodatkowego komentarza w tej sprawie.
Zobacz także:
Były trener kadry wbił szpilkę w PZPN
Sensacyjny powrót trenera? Sam Kulesza ujawnił to nazwisko