Tak Polak z PRL uciekł na zachód. Pozostało liczyć na cud

Getty Images / Werner OTTO/ullstein bild  / Na zdjęciu: Cezary Tobollik (po prawej) i Harald Kraemer
Getty Images / Werner OTTO/ullstein bild / Na zdjęciu: Cezary Tobollik (po prawej) i Harald Kraemer

Cezary Tobollik w latach 80. był gwiazdą Cracovii. O jego bramce napisano nawet wiersz. Postanowił jednak uciec z Polski do Niemiec. Jak to zrobił?

W tym artykule dowiesz się o:

Autor - Grzegorz Zimny, RetroFutbol.pl

Był 23 kwietnia 1983 roku. Cezary Tobollik był piłkarzem Cracovii i rozgrywał pierwszy sezon w barwach Pasów. Trwał właśnie derbowy mecz z Wisłą. Tobollik wykonywał rzut rożny. Ku zdziwieniu wszystkich, również samego zawodnika, piłka wpadła do bramki. Gol strzelony bezpośrednio z rzutu rożnego miał ogromną wagę. Cracovia wygrała 2:1.

- Szczerze mówiąc, to miało być ostre dośrodkowanie. Nie planowałem, żeby uderzać bezpośrednio z rzutu rożnego. Kopnąłem piłkę, któryś z chłopaków od nas do niej podskoczył, bramkarza Wisły to zmyliło. Miałem dużo szczęścia, że padł gol - wspominał Tobollik na łamach „Gazety Krakowskiej” w artykule autorstwa Tomasza Bochenka.

Poeta Jerzy Harasymowicz upamiętnił tę niezwykłą bramkę wierszem. Utwór „Rzut rożny” sprawił, że Tobollik nie tylko zapisał się w historii polskiego piłkarstwa, ale także zyskał miejsce w kulturze. Tak opowiadał o tych wydarzeniach w książce „Był sobie piłkarz” Antoniego Bugajskiego:

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: legendarny piłkarz zagrał z dziećmi. Zobacz, co zrobił

"Ta wygrana 2:1 w derbach z Wisłą po golu z rzutu rożnego to coś wspaniałego. Dokręcałem piłkę do bramki ale myślałem, że któryś z kolegów ją przetnie. Nikt nie przeciął, rywale też nie. Wpadła do bramki. Nasi kibice byli zachwyceni."

Dalej Tobollik wspominał, że czas spędzony w Cracovii był dla niego piękny. Jednak życie w szarym PRL-u nie było łatwe. Piłkarz zapragnął innego świata. Podjął ucieczkę na Zachód. Ale nim to nastąpiło, stawiał pierwsze futbolowe kroki w rodzinnym Mielcu.

Piłkarskie początki

Bohater naszego tekstu urodził się 22 października 1961 roku w Mielcu. Już w wieku dziesięciu lat związał się z miejscową Stalą. W roku 1980 rozpoczął w tym klubie karierę seniorską. Dorosła przygoda z mielecką drużyną nie trwała jednak długo. Podobno przyczyną tego było podpadnięcie Andrzejowi Szarmachowi.

Gdy młody Tobollik wchodził do pierwszego zespołu, piłkarze Stali pojechali na obóz do Rumunii. Podczas jednego ze sparingów początkujący zawodnik siedział na ławce rezerwowych, zaś po boisku biegał legendarny Szarmach, jeden z najbardziej utytułowanych graczy w historii polskiego futbolu.

Tobollikowi nie podobała się gra starszego kolegi. Spoglądając na jego boiskowe poczynania, dosadnie skomentował to, co widział. Obok Tobollika siedział m.in. Zygmunt Kukla – legendarny bramkarz Stali, bliski kumpel Szarmacha, który po meczu o wszystkim poinformował przyjaciela. Jeszcze raz zajrzyjmy do książki "Był sobie piłkarz" gdzie Tobollik tak wspominał chwile po tamtym feralnym dla niego spotkaniu:

"Szarmach się wkurzył. Był akurat chrzest dla młodych, wiadomo jaki – głowa młodego unieruchomiona między nogami i soczyste klapsy na goły tyłek. Szarmach nie dość, że trzasnął mnie z całej siły, to jeszcze nie dłonią, a klapkiem. Aż mi skóra pękła. Wtedy nauczyłem się, że są chwile, kiedy warto trzymać pychol na kłódkę."

Podobno Szarmach ogłosił nawet, że dopóki będzie w Stali Mielec, Tobollik nie może w niej grać. Ze względu na pozycję, jaką w klubie cieszył się wybitny reprezentant Polski, młody Cezary musiał szukać innego klubu. Pograł w rezerwach, a następnie został wypożyczony do drugoligowej Stali Rzeszów. W stolicy Podkarpacia spędził jeden sezon. Tak zakończyła się jego piłkarska przygoda w rodzinnym regionie. W 1982 roku przeniósł się do Cracovii. I to właśnie tam jego kariera nabrała rozpędu.

Tobollik i Austria

Właśnie w Krakowie strzelił najsłynniejszego gola w życiu, o którym już wspomniano w naszej opowieści i na pamiątkę którego ułożony został wiersz. W drużynie Pasów nasz bohater czuł się znakomicie. Kusił go jednak Zachód, który miał okazję poznać dzięki sportowym wyjazdom.

"U nas stan wojenny, ponuro, na sklepowych półkach pusto, a tam kolorowo, wesoło, w marketach pełno wszystkiego" - wspominał piłkarz na kartach książki Antoniego Bugajskiego.

Tobollik miał jeszcze jeden powód, by spróbować ucieczki do innego świata. Kilka miesięcy wcześniej jego rodzice legalnie wyjechali do Niemiec. Ojciec pochodził z przedwojennego Bytomia, co dawało możliwość ubiegania się o niemiecki paszport. A ponieważ miał problemy zdrowotne, w Niemczech mógł liczyć na lepszą opiekę medyczną.

2 lipca 1983 roku, dwadzieścia dni przed zniesieniem stanu wojennego, Cracovia rozgrywała wyjazdowy mecz ze Sturmem Graz w ramach rozgrywek o Puchar Lata. Dla piłkarza była to znakomita okazja do tego, by pozostać na Zachodzie. Tak opowiadał o tym we wspomnianym artykule z Gazety Krakowskiej:

- Wygraliśmy 2:0, w ostatnich minutach strzeliłem drugą bramkę. Na mecz przyjechał ojciec, który do moich zamiarów wcale nie był przekonany. Uważał, że w Polsce wiedzie mi się wystarczająco dobrze. Ja nie miałem jednak żadnych wątpliwości, nastawiłem się na to, że czmychnę przy pierwszej okazji - mówił

Przed wyjazdem do Austrii Tobollik razem z zaufanymi osobami domykał wszystkie sprawy w Polsce. Musiał uważać, by nikt w klubie nie poznał jego zamiarów. Rozdał swoje rzeczy. Meble trafiły do mieleckich hokeistów. Telewizor podarował rodzinie z Bydgoszczy. A pieniądze, około stu tysięcy, wysłał chrześnicy. Dla siebie zostawił kilkadziesiąt dolarów, zaszył je w piłce, którą zabrał do Grazu.

Na miejscu Tobollika odwiedził w hotelu ojciec – Helmut Tobollik, w przeszłości również piłkarz Stali Mielec. Jego negatywne nastawienie do pomysłu syna nie miało wpływu na decyzję urodzonego w Mielcu piłkarza. Wychowanek Stali nie zamierzał wrócić do Polski, o czym tak opowiadał Antoniemu Bugajskiemu:

Chciałem być przy rodzicach, pomóc im w zupełnie nowej rzeczywistości. I zarabiać duże pieniądze. Wiadomo jak - graniem w piłkę. Pod tym względem nie miałem żadnych kompleksów, byłem pewien, że poradzę sobie w każdym zachodnim klubie.

Po meczu Tobollik pożegnał się z kolegami z drużyny. Wiedział, że już nigdy więcej nie spotka się z piłkarzami Cracovii, a wygrane spotkanie w Austrii było jego ostatnim występem dla tego klubu. Przekazał, że musi odwiedzić mającą problemy zdrowotne mamę i wróci za kilka dni.

Tobollik ucieka

Cezary Tobollik wraz z ojcem pojechał do Wiednia. Tam pomóc miał im Antoni Brzeżańczyk, trener, który osiągał sukcesy zarówno w Polsce, jak i zagranicą. W ojczyźnie wywalczył m.in. tytuł mistrza kraju z Górnikiem Zabrze. Na obczyźnie zdobywał wicemistrzostwa Holandii (z Feyenoordem) i Austrii (z Rapidem Wiedeń).

Tobollikowie liczyli na to, że szkoleniowiec zorganizuje przerzut do Niemiec. Piłkarz nie posiadał bowiem potrzebnych dokumentów. Jeszcze raz sięgnijmy do książki „Był sobie piłkarz” i oddajmy głos naszemu bohaterowi:

"Trener pomoc uzależnił od podpisania in blanco karty zgłoszenia do klubu w Austrii. Oczywiście nie mogłem się na to zgodzić, zamierzałem grać w RFN i mieszkać przy rodzicach. No to miał inny pomysł - załatwi mi transport z drużyną hokejową, lecz kosztowało to dwa tysiące marek, co też nie wchodziło w rachubę, bo nie miałem takich pieniędzy."

Pozostało tylko wsiąść do pociągu jadącego do Niemiec i liczyć na cud. Tam Tobollik i jego ojciec skakali między przedziałami i unikali konduktorów. I tak udało im się przekroczyć granicę, tuż za Salzburgiem.

Zgłosili się na policję, zostali zamknięci w drewnianym wagonie, gdzie czekali do rana. Wówczas zajęto się sprawą, Tobollik dostał tymczasowy dokument. Kazano mu zgłosić się w obozie dla uchodźców. W międzyczasie odwiedził mamę. W końcu zakwalifikowano go do przyjęcia niemieckiego obywatelstwa. Nigdy jednak nie wyparł się polskiego, podkreślał, że czuje się Polakiem, bulwersował się, gdy ktoś nazywał go Niemcem i podkreślał, że w Polsce się urodził i spędził w niej ponad 20 lat.

Kariera w Niemczech

Cezary Tobollik początkowo planował odpocząć od piłki. Rozważał miesiąc przerwy od grania. Szybko jednak stęsknił się za boiskiem i zaczął treningi w lokalnej drużynie. Odmawiał jednak występów, ponieważ czuł, że jego umiejętności pozwolą mu na grę w 1. Bundeslidze.

Na ogłoszenie o szukaniu klubu przez młodego polskiego piłkarza zareagował Eintracht Frankfurt. Problemem była dyskwalifikacja, jaką na Tobollika nałożył PZPN. Ale i tę sprawę udało się załatwić. Wolfgang Mischnick, polityk partii FDP, dogadał się z ludźmi z KC PZPR. Dyskwalifikację anulowano. Niemcy wykupili mielczanina, a oprócz pieniędzy wysłali do Polski sprzęt sportowy.

Tobollik szybko rozkręcił się w Niemczech. Wprawdzie jego klub walczył tylko o utrzymanie, ale Polak był jedną z najważniejszych postaci w zespole. Zwłaszcza drugi sezon był dla niego udany. Urodzony w Mielcu piłkarz został drugim strzelcem drużyny i czwartym najskuteczniejszym obcokrajowcem w lidze. W meczu z Bayernem Monachium (2:2) strzelił gola słynnemu Jeanowi-Marie Pfaffowi.

Po dwóch sezonach Cezary Tobollik opuścił Eintracht. Mimo dobrej postawy na niemieckich boiskach, nie mógł przebierać w ofertach transferowych. Podobno przez to, że czołowe kluby Bundesligi zawarły ciche porozumienie. Jego owocem było powstanie listy piłkarzy, których najmocniejsze drużyny miały sobie nie podbierać w celu uniknięcia windowania cen. Mielczanin również znalazł się na owej liście.

O wychowanka mieleckiej Stali pytał podobno wielki Juventus, ale Eintracht zażądał aż 2,5 miliona marek. Piłkarz przeniósł się więc do Viktorii Aschaffenburg – beniaminka 2. Bundesligi. Co ciekawe, zarobki Tobollika były jeszcze większe niż we Frankfurcie. Mimo kolejnych ofert z Niemiec (m.in. z Hamburga i Dortmundu) Polak zdecydował się wyjechać.

Był nawet bardzo bliski podpisania kontraktu z HSV, ustalał warunki umowy z Feliksem Magathem, który kończył karierę zawodniczą i obejmował w klubie z Hamburga posadę trenera. Nic jednak z tego nie wyszło. Kolejnym przystankiem w karierze Tobollika była Francja.

Wyjazd do Francji

Nasz bohater trafił nad Sekwanę w sezonie 1986/87. Został zawodnikiem RC Lens, co było dużą zasługą dwóch byłych piłkarzy reprezentacji Polski - Henryka Kasperczaka i Joachima Marxa. Pierwszy był wówczas trenerem AS Saint-Etienne. Drugi pracował jako szkoleniowiec wspomnianego RC Lens. Kasperczak przesłał Marxowi kasetę z nagraniem gry Tobollika. W ten sposób doszło do rozmów klubu z byłym graczem Cracovii.

W nowym zespole Tobollik spisywał się dobrze. Spędził tam trzy lata, zdobył w lidze francuskiej trzynaście bramek, bardzo dobrze zarabiał. W 1989 roku powrócił do Niemiec. Grał w niższych ligach. Nie chciał zgodzić się na niższe wynagrodzenie. Z kilkoma klubami nie potrafił się dogadać. Przez rok nawet w ogóle nie grał.

Ważnym momentem w jego karierze był udział w meczu rozegranym z okazji 60. urodzin Lwa Jaszyna. Tobollik pojechał do Moskwy i wystąpił w spotkaniu miejscowego Dynama z Resztą Świata. U jego boku zagrały takie gwiazdy jak Camacho, Juanito, Briegel, Rummenige, Błochin czy bracia van de Kerkhof.

Skąd się wziąłem w takim towarzystwie? Akurat interesowały się mną kluby hiszpańskie, a jednej wpływowej agencji menedżerskiej zależało, żebym się pokazał. Nie wypadłem dobrze, przypominam, że brakowało mi przygotowania, nie byłem w treningu. Zagrałem tylko 45 minut – wspominał Tobollik w książce „Był sobie piłkarz”.

Zakończenie

Później Cezary Tobollik nie zagrał wyżej niż w trzeciej lidze niemieckiej. Karierę zakończył w 2000 roku. Przez wyjazd z kraju nigdy nie było mu dane wystąpić w dorosłej reprezentacji Polski. Przygoda z grą w narodowych barwach skończyła się jedynie na drużynie młodzieżowej.

Podobno pojawił się temat gry Tobollika dla reprezentacji RFN, kiedy selekcjonerem tamtejszej kadry był Franz Beckenbauer. Nie było jednak takiej możliwości, skoro mielczanin miał za sobą występy w polskiej młodzieżówce. Sam zresztą podkreślał, że zawsze czuł się Polakiem.

Historia Cezarego Tobollika to nie tylko wielkie mecze i piękne gole. Na przypomnienie zasługuje nie tylko jego kariera, ale po prostu jego życie. Rozgrywał udane spotkania na boiskach w Polsce, Niemczech i Francji. Na Zachodzie, o którym tak marzył, pokazał duże piłkarskie umiejętności.

Obecnie jest piłkarzem zapomnianym. Wcześniej, z wiadomych względów, także nie mówiło się o nim nad Wisłą zbyt dużo. Jego udana kariera nie została w pełni doceniona. Warto jednak o takich zawodnikach pamiętać i przypominać o ich dokonaniach.

Czytaj więcej:
Rywal "podgryza" reprezentanta Polski. "Poważna konkurencja"

Komentarze (0)