Na kłopoty Harry Kane. Bayern nie zachwycił, ale miał snajpera

Getty Images / Markus Gilliar - GES Sportfoto / Na zdjęciu: Harry Kane cieszy się z gola
Getty Images / Markus Gilliar - GES Sportfoto / Na zdjęciu: Harry Kane cieszy się z gola

Bayern Monachium długo nie potrafił znaleźć sposobu na defensywę Galatasaray. Udało się w końcówce, gdy do siatki trafił niezawodny Harry Kane. Monachijczycy ostatecznie wygrali 2:1 i zapewnili sobie awans z grupy w Lidze Mistrzów.

Kibice Bayernu mają w ostatnim czasie skrajnie różne odczucia. Z jednej strony ich zespół potrafi skompromitować się w Pucharze Niemiec z trzecioligowcem, z drugiej po paru dniach zdemolować na wyjeździe Borussię Dortmund.

W środowy wieczór monachijczycy grali przed własną publicznością z Galatasaray w Lidze Mistrzów i trudno powiedzieć, by zachwycili. Bliżej było do wielkiego rozczarowania, bo oglądaliśmy raczej bicie głową w mur.

W końcu, w 80. minucie sprawy w swoje ręce, a w zasadzie głowę wziął Harry Kane. Joshua Kimmich precyzyjnie zacentrował z rzutu wolnego, Anglik dołożył głowę i Fernando Muslera został pokonany. Sędziowie początkowo sygnalizowali spalonego, ale VAR podpowiedział, że wszystko odbyło się w zgodzie z przepisami. Sześć minut później Bayern wyprowadził kolejny cios, Mathys Tel asystował, a Kane trafił do pustej bramki.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: te sceny szokują. Zobacz, co piłkarz zrobił sędziemu

Zanosiło się na sensację, a skończyło tak, jak miało się skończyć. Bayern wygrał po raz 17. z rzędu w fazie grupowej Ligi Mistrzów.

Bo to nie był dobry mecz monachijczyków. Przede wszystkim sobą nie był Leroy Sane. Dwa razy był w sytuacji sam na sam z Fernando Muslerą, ale w pierwszej nieudolnie próbował go kiwać, a w drugiej strzelił prosto w Urugwajczyka.

Bayern miał optyczną przewagę, ale nie była ona przygniatająca. Goście nie grali może tak efektownie, jak przed własną publicznością, natomiast parę razy potrafili zagrozić. Najlepszą szansę zmarnował tuż przed przerwą Mauro Icardi, który nie był w stanie pokonać Manuela Neuera.

W 62. minucie bramkę dla gości zdobył rezerwowy Baris Yilmaz, ale radość piłkarzy Galaty trwała bardzo krótko, bo sędziowie odgwizdali spalonego Icardiego kilka sekund wcześniej.

Trudno powiedzieć, by niewykorzystane sytuacje zemściły się na drużynie z Turcji, bo nie mówimy o dużej liczbie. Wystarczył jeden stały fragment, dośrodkowanie Kimmicha i zmysł Kane'a, a następnie przechwyt w środkowej strefie boiska i błyskawiczna kontra.

Przyjezdnych stać było tylko na honorowego gola w doliczonym czasie gry, kiedy rezerwowy Cedric Bakambu zaskoczył Neuera. W końcówce nieoczekiwanie mieliśmy dodatkowe emocje, ale ostatecznie Galaty nie było stać na bramkę dającą wyrównanie.

Bayern Monachium - Galatasaray SK 2:1 (0:0)
1:0 Harry Kane 80'
2:0 Harry Kane 86'
2:1 Cedric Bakambu 90+3'

Składy:

Bayern: Manuel Neuer - Noussair Mazraoui, Dayot Upamecano (72' Konrad Laimer), Kim Min-jae, Alphonso Davies - Kingsley Coman (88' Serge Gnabry), Leon Goretzka, Joshua Kimmich, Jamal Musiala (40' Thomas Mueller), Leroy Sane (72' Mathys Tel) - Harry Kane.

Galatasaray: Fernando Muslera - Sacha Boey, Davinson Sanchez, Abdulkerim Bardakci, Angelino (78' Victor Nelsson) - Hakim Ziyech (58' Baris Yilmaz), Lucas Torreira, Kaan Ayhan (69' Kaan Ayhan), Kerem Akturkoglu, Wilfried Zaha (78' Cedric Bakambu) - Mauro Icardi (69' Tete).

Żółte kartki: Davies (Bayern) oraz Bardakci, Bakambu (Galatasaray).

Sędzia: Antonio Nobre (Portugalia).

#DrużynaMZRPBramkiPkt
1 Bayern Monachium 6 5 1 0 12:6 16
2 FC Kopenhaga 6 2 2 2 8:8 8
3 Galatasaray Stambuł 6 1 2 3 10:13 5
4 Manchester United 6 1 1 4 12:15 4

CZYTAJ TAKŻE:
Kapitalny gol w Lidze Mistrzów. Bramkarz był bez szans [WIDEO]
"Nonszalancja, arogancja". Hajto nie zostawił suchej nitki na Barcelonie

Komentarze (3)
avatar
random47
9.11.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Tego leszczu byś sobie życzył ...pewnie . Niedoczekanie . 
avatar
UpadekKłodertaLewatywy
9.11.2023
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Kane jeżeli nie złapie kontuzji udowodni że coś co nazywacie niemożliwe jest możliwe. I Kłodert nie zostanie nawet legendą w Bayernie.